Delikwenci to Marcin M., Paweł J., Dawid S., Sebastian G., Robert P. oraz Wiktor H. Wszyscy mają po 15 lat i są uczniami miejscowego zespołu szkół. Chociaż do zdarzenia doszło 24 listopada, policja sprawą zajęła się dopiero 11 grudnia. Dlaczego? – Bo dowiedzieliśmy się o niej własnymi kanałami. O zachowaniu tych młodych ludzi nie powiadomiła nas szkoła, ponieważ, jak nam wyjaśniono, zdarzenie nie miało miejsca na jej terenie. Nie powiadomił nas również ksiądz, tłumacząc, że w takiej sprawie musi mieć zgodę biskupa – odpowiada komisarz Grzegorz Rudek, rzecznik KPP w Mikołowie. Jak dodaje, na określenie tego, co młodzież wyprawiała w kościele, jest tylko jedno określenie: profanacja. Feralnego dnia młodzież z zespołu szkół przygotowywała się do bierzmowania. Najpierw była msza święta, a po niej nauka. Być może sześciu chłopcom znudziło się to wszystko, bo kiedy zgasło światło, wyjęli z plecaków puszki z piwem i zaczęli je opróżniać. – Ponieważ nikt nie zwrócił im uwagi, zaczęli palić papierosy, a następnie kopać pod ławkami puszkę po piwie. Całej zabawie towarzyszyły głośne śmiechy i rozmowy – informuje komisarz Rudek. Dalszy brak reakcji spowodował, iż chłopcy zaczęli rozmawiać przez telefony komórkowe i puszczać z nich muzykę. Policjanci zajęli się sprawą z urzędu, ponieważ tego typu ekscesy w kościele noszą znamiona przestępstwa, które określa artykuł 195 kodeksu karnego. Jest tam mowa o tym, że „kto złośliwie przeszkadza publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat dwóch”. Nadkomisarz Rudek dodaje, że jest policjantem już 15 lat, ale jeszcze nie spotkał się z czymś podobnym. – Ludzie mają różne wartości. Ktoś kiedyś powiedział, że można nie wierzyć w Boga, ale należy się go bać. Ci chłopcy pokazali, że nie boją się nawet Boga – stwierdza komisarz Rudek. 14 grudnia stróże prawa zaczęli przesłuchiwać uczestników zdarzenia. – Wszyscy przyznali się do tego, co robili w kościele. I to jest najbardziej bulwersujące – stwierdza rzecznik. Mundurowi zapowiadają, że sprawa nie zamknie się wokół tych sześciu łobuzów. Trzeba bowiem ustalić, kto sprzedał im alkohol. Chłopcy pochodzą z różnych rodzin. Jeden z nich jest już znany policji, inny ma kłopoty w domu. – Jeden z 15-latków to taki cichy przywódca grupy. O kolejnym można powiedzieć, że miał pecha, bo znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Jednak jest też chłopak z dobrej rodziny – wylicza komisarz Rudek. Sprawa trafi do sądu rodzinnego, a chłopcy mogą dostać różną karę: od dozoru kuratora do poprawczaka. Gabrieli Kret, dyrektorce zespołu szkół, trudno jest mówić o tym, co się stało, choć było to poza szkołą. – Było to wysoce naganne. My nie uczymy takich zachowań. Jest nam przykro, że byli to nasi uczniowie. Chłopcy już zrozumieli, co zrobili – mówi Gabriela Kret. Według niej policja niepotrzebnie nadała sprawie rozgłos. – Myślę, że ostatnio pokazuje się zbyt wiele negatywnych zachowań młodzieży. My żyjemy w małej społeczności. Taki rozgłos odbije się nie tylko na uczniach, ale również ich rodzinach – mówi pani dyrektor, dodając, że nie powinno się pisać o sprawie. Ksiądz, który feralnego dnia odprawiał mszę świętą, odmówił komentarza.
Delikwenci to Marcin M., Paweł J., Dawid S., Sebastian G., Robert P. oraz Wiktor H. Wszyscy mają po 15 lat i są uczniami miejscowego zespołu szkół. Chociaż do zdarzenia doszło 24 listopada, policja sprawą zajęła się dopiero 11 grudnia. Dlaczego? – Bo dowiedzieliśmy się o niej własnymi kanałami. O zachowaniu tych młodych ludzi nie powiadomiła nas szkoła, ponieważ, jak nam wyjaśniono, zdarzenie nie miało miejsca na jej terenie. Nie powiadomił nas również ksiądz, tłumacząc, że w takiej sprawie musi mieć zgodę biskupa – odpowiada komisarz Grzegorz Rudek, rzecznik KPP w Mikołowie. Jak dodaje, na określenie tego, co młodzież wyprawiała w kościele, jest tylko jedno określenie: profanacja. Feralnego dnia młodzież z zespołu szkół przygotowywała się do bierzmowania. Najpierw była msza święta, a po niej nauka. Być może sześciu chłopcom znudziło się to wszystko, bo kiedy zgasło światło, wyjęli z plecaków puszki z piwem i zaczęli je opróżniać. – Ponieważ nikt nie zwrócił im uwagi, zaczęli palić papierosy, a następnie kopać pod ławkami puszkę po piwie. Całej zabawie towarzyszyły głośne śmiechy i rozmowy – informuje komisarz Rudek. Dalszy brak reakcji spowodował, iż chłopcy zaczęli rozmawiać przez telefony komórkowe i puszczać z nich muzykę. Policjanci zajęli się sprawą z urzędu, ponieważ tego typu ekscesy w kościele noszą znamiona przestępstwa, które określa artykuł 195 kodeksu karnego. Jest tam mowa o tym, że „kto złośliwie przeszkadza publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat dwóch”. Nadkomisarz Rudek dodaje, że jest policjantem już 15 lat, ale jeszcze nie spotkał się z czymś podobnym. – Ludzie mają różne wartości. Ktoś kiedyś powiedział, że można nie wierzyć w Boga, ale należy się go bać. Ci chłopcy pokazali, że nie boją się nawet Boga – stwierdza komisarz Rudek. 14 grudnia stróże prawa zaczęli przesłuchiwać uczestników zdarzenia. – Wszyscy przyznali się do tego, co robili w kościele. I to jest najbardziej bulwersujące – stwierdza rzecznik. Mundurowi zapowiadają, że sprawa nie zamknie się wokół tych sześciu łobuzów. Trzeba bowiem ustalić, kto sprzedał im alkohol. Chłopcy pochodzą z różnych rodzin. Jeden z nich jest już znany policji, inny ma kłopoty w domu. – Jeden z 15-latków to taki cichy przywódca grupy. O kolejnym można powiedzieć, że miał pecha, bo znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Jednak jest też chłopak z dobrej rodziny – wylicza komisarz Rudek. Sprawa trafi do sądu rodzinnego, a chłopcy mogą dostać różną karę: od dozoru kuratora do poprawczaka. Gabrieli Kret, dyrektorce zespołu szkół, trudno jest mówić o tym, co się stało, choć było to poza szkołą. – Było to wysoce naganne. My nie uczymy takich zachowań. Jest nam przykro, że byli to nasi uczniowie. Chłopcy już zrozumieli, co zrobili – mówi Gabriela Kret. Według niej policja niepotrzebnie nadała sprawie rozgłos. – Myślę, że ostatnio pokazuje się zbyt wiele negatywnych zachowań młodzieży. My żyjemy w małej społeczności. Taki rozgłos odbije się nie tylko na uczniach, ale również ich rodzinach – mówi pani dyrektor, dodając, że nie powinno się pisać o sprawie. Ksiądz, który feralnego dnia odprawiał mszę świętą, odmówił komentarza.
Komentarze