Zdaniem prokuratury winni śmierci chłopczyka są Władysław L., wiceprezes ds. technicznych Spółdzielni Mieszkaniowej „Karlik”, oraz Korneliusz N., kierownik ds. technicznych. Prokuratura zarzuca im niedopełnienie obowiązku w zakresie braku kontroli placu zabaw i sprawowania nadzoru technicznego nad zjeżdżalnią. Obydwaj mają zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka. Żaden nie przyznaje się do winy. – Ich zachowanie jest bulwersujące. Winą za to, co się stało, obciążają innych pracowników, a nawet mieszkańców osiedla – nie kryje oburzenia Bernadeta Breisa, szefowa rybnickiej prokuratury. W poniedziałek, 18 grudnia, zeznawali pierwsi świadkowie.
Była skorodowana
– Marcel już leżał na ziemi, a zjeżdżalnia leciała na niego. I wtedy rozległy się huk i krzyk – zeznawała Danuta Oleś. Feralnego dnia wieszała pranie na balkonie i widziała, jak zardzewiała zjeżdżalnia wali się na chłopczyka. Wszyscy świadkowie podkreślali, że urządzenia znajdujące się na placu zabaw dawno należało wyłączyć z użytkowania. – Były tak skorodowane, że nie wytrzymały spawy. Gdyby było inaczej, to ta zjeżdżalnia by się nie przewróciła – podkreślał Andrzej Tymoszyk, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Rybniku. Nie ma wątpliwości, że stojąca blisko 30 lat na placu zjeżdżalnia nie była należycie kontrolowana. Prokuratura jest przekonana, że zeznania świadków nie pomogą oskarżonym. Spółdzielnia Karlik zaprzecza zarzutom o braku należytego nadzoru nad placem zabaw. Twierdzi również, że kontrole były prowadzone. – Tymczasem brak na to stosownego protokołu i jakichkolwiek dokumentów – wyjaśnia prokurator Breisa. Z tego m.in. powodu spółdzielnię ukarano mandatem. – Zeznania świadków są bardzo obciążające dla obu oskarżonych – mówił po rozprawie prokurator Krzysztof Hynek. Sąd rozpatrywał też wniosek o tymczasowe aresztowanie Władysława L., bo przy okazji badania innej afery prokuratura ustaliła, że nie zastosował się do zakazu pełnienia funkcji. Z końcem października został jednak odwołany ze stanowiska, więc sąd ograniczył się do wyznaczenia kaucję. Podejrzany pozostanie też pod policyjnym dozorem.
Bez przeprosin
Proces prawdopodobnie zakończy się w lutym, bo zeznania musi jeszcze złożyć około 30 osób. W większości będą to pracownicy Karlika. Na wyrok przede wszystkim czekają Ewelina i Piotr Musiołowie, rodzice Marcelka. 18 grudnia oboje byli w sali rozpraw i po raz kolejny musieli przeżywać czerwcowy koszmar. – Ani ja, ani żona nie usłyszeliśmy nawet żadnych przeprosin. Na pogrzebie ze spółdzielni po prostu podrzucili wieniec. Nawet nie mieli odwagi przyjść. Zero skruchy – mówił nam rozprawie zdruzgotany ojciec. Oskarżonym grozi do pięciu lat więzienia. Mężczyźni odpowiadają z wolnej stopy. Prokuratura nie chce ujawnić, jakiej zażąda dla nich kary. Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że ich zachowanie oraz to, że rodzice do tej pory nie doczekali się nawet przeprosin, będzie miało wpływ na wymiar kary. Dzisiaj nic już nie przypomina o tragedii, która rozegrała się przy ul. 3 Maja. W miejscu, gdzie stała stara zjeżdżalnia, rośnie trawa, a po placu zabaw pozostała jedynie piaskownica. Kto jest odpowiedzialny za niepotrzebną śmierć pięcioletniego dziecka, za tragedię, której można było uniknąć? Termin następnej rozprawy wyznaczony został na 22 stycznia przyszłego roku.
Zdjęcia: Adam Tarnowski
Komentarze