Kurumbowie poniosą króla na intronizację na krowiej skórze
Kurumbowie poniosą króla na intronizację na krowiej skórze

 
Wszystko zaczęło się 15 września zeszłego roku, kiedy to otrzymałem SMS-a z informacją, że stolica Toulfe okryła się żałobą, bo zmarł król. Bardzo chciałem uczestniczyć w pogrzebie, bo jeszcze nigdy nie byłem świadkiem takiej ceremonii. Starszyzna rodzinna wyraziła na to zgodę, aczkolwiek okazało się, że zmarły władca musiał czekać na pochówek wiele miesięcy, bo takie są tam zwyczaje – opowiada dyrektor. Ciało w tym czasie znajdowało się w domu, ubrane w strój koronacyjny i złożone na marach, ustawionych nad specjalnie wykopanym głębokim dołem, do którego spływają płyny będące efektem rozkładu. Lepiankę zamurowano, aby wokół nie unosił się fetor.
Tylko swoi
Datę pochówku ustalono dopiero wiosną, bo trzeba było zgrać ją z terminem zakończenia wiosennych prac polowych i początkiem nowiu księżyca, w dodatku obrzędy musiały zacząć się w sobotę. Pan Lucjan zaczął więc szykować się do drogi. Kiedy jednak zjawił się w Toulfe, został wyproszony z wioski, ponieważ okazało się, że w pierwszym dniu uroczystości mogą brać udział tylko swoi. – Zakaz dotyczy też dzieci, których jednak nie wygoniono, ale zamknięto w domach – dodaje pan Lucjan i wyjaśnia, że w tej sytuacji przebieg pierwszego dnia ceremonii zna z opowiadań. Z rana wybrańcy zebrali się wokół zagrody, wybili otwór w ścianie, oddali kilka strzałów ze skałkówki, aby przepłoszyć duchy, po czym weszli do środka i zebrali szczątki do worka z krowiej skóry. 
Maczali przy tym dłonie w miodzie i oblizywali palce, ale nie słyszałem, żeby ktokolwiek zapadł na sepsę czy jakąś inną chorobę. To pewnie zasługa bakteriobójczego działania miodu – uważa dyrektor. Obrządek dnia drugiego był już podobny do tego, co widzimy u nas, bo kondukt udał się na cmentarz, gdzie worek ze szczątkami złożono do grobu, aczkolwiek żałobnicy wędrowali aż trzy dni, a mieli do przebycia ok. 30 km. Mogiłę obłożono kamieniami, które pełnią tam rolę pomników, a potem rodzina ogłosiła radosną wieść, że król dołączył do przodków i można już modlić się do niego o wstawiennictwo i składać mu ofiary.
Od razu święty 
Ceremonię można przyrównać więc do procesu kanonizacyjnego czy beatyfikacyjnego, ponieważ zmarli w Afryce traktowani są tak jak u nas święci czy błogosławieni – wyjaśnia dyrektor. Jak dodaje, tydzień później odbyła się stypa, której miał towarzyszyć taniec masek, ale niestety nie towarzyszył, bo tradycja odchodzi w zapomnienie. – Ten zawód zrekompensował mi udział w intronizacji, jaka akurat odbywała się w Pobe Mengao, stolicy królestwa Lurum, która też była dla mnie ważna, bo widziałem ją po raz pierwszy – podsumowuje szef żorskich muzealników.

Muzeum wkrótce wzbogaci się o kolejne pamiątki i wiedzę, bo jego pracownica Anita Czerner bierze udział w badaniach ruchu pątniczego na terenie Indii i Tybetu, które prowadzi dr Anna Szymoszyn w ramach grantu z Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk w Poznaniu. Anita Czerner wyjechała do Azji z początkiem lipca, wróci w połowie września. (eg-p)

Komentarze

Dodaj komentarz