Policjanci zjawili się na osiedlu, wzięli w obroty tych chłopaków, ale po pewnym czasie sprawę umorzyli. Jak to ładnie określili: ze względu na brak postępów w dochodzeniu – stwierdza pan Zygmunt, prosząc o anonimowość. Boi się odwetu ze strony tych, którzy urządzają sobie na osiedlu polowanie na koty. – Panie, które w zeszłym roku nagłośniły tę sprawę, nasłuchały się różnych przykrości. Pod adresem tych kobiet leciały groźby i wyzwiska nie do zacytowania – dodaje.
Piątka mieszkańców, która w determinacji napisała do naszej redakcji kolejny list, stwierdza, że w osiedlu nic się nie zmieniło. Ci sami młodzi ludzie nadal pastwią się nad kotami. – Zwierzęta są mordowane w bestialski sposób, a potem podrzucane w miejsca, gdzie kilka kobiet je dokarmia – mówi pani Anna. Widać oprawcy znowu poczuli się bezkarni.
– Jakie mordowanie? Babom się we łbach poprzewracało. Po jasną cholerę dokarmiają te koty. Jakby ich tu nie zwabiały żarciem, to koty by tu nie przyłaziły i problemu by nie było. A tak wszędzie pełno odchodów i smród. Zresztą dokarmianie jest zakazane i tyle – stwierdza zdenerwowana pani Krystyna, mieszkanka osiedla. Też nie chce podać nazwiska. – A po co, potem by mnie ludzie pokazywali palcami i mówili, że nie lubię zwierząt. Po co mi to? – dodaje.
Ci mieszkańcy, którzy zdecydowali się z nami pomówić, mają nadzieję, że może w osiedlu w końcu zostanie przełamana zmowa milczenia w tej bulwersującej ich sprawie. – Może ludzie podzielą się informacjami o mordowanych kotach z policją, a ta z kolei podejdzie do sprawy z powagą i stanowczością – zastanawia się Iwona. – Jest w naszym kraju ustawa o ochronie zwierząt, która zalicza ten obowiązek do zadań własnych gminy. Tymczasem w naszym magistracie jak dotąd nie podjęto żadnych kroków, chociażby w celu wyłapania i wywiezienia tych zwierząt do schroniska – kwituje pan Zygmunt. Wiceburmistrz Czerwionki-Leszczyn Grzegorz Wolnik wyjaśnia, iż bloki na Manhattanie są własnością Spółdzielni Mieszkaniowej „Karlik”. I to w jej gestii leży rozwiązanie problemu kotów w piwnicach. Jest zdziwiony zarzutami stawianymi pod adresem magistratu. – Mamy podpisaną stałą umowę ze schroniskiem na odławianie bezdomnych zwierząt. Jeśli do straży miejskiej wpływa informacja o bezdomnym zwierzęciu, ze schroniska przyjeżdża pracownik i odławia je – wyjaśnia Wolnik. Stwierdza też, że nikt o znęcaniu się nad kotami nie informował urzędu.
W straży miejskiej zapewniają, że nad zabijaniem kotów nie przejdą do porządku dziennego. – Szkoda tylko, że o wszystkim dowiadujemy się od dziennikarza, a nie od mieszkańców. Sprawdzimy te informacje. Jeśli rzeczywiście coś takiego ma miejsce, zareagujemy – mówi Adam Reniszak, komendant straży miejskiej. Zapewnia, że funkcjonariusze przyjrzą się problemowi bezdomnych zwierząt. Jeśli na terenie osiedla są bezdomne koty, to zostaną odłowione i trafią do schroniska.
Komentarze