Nadzieje na cud

– Z Krywałdu chcą nam zrobić skansen. Tu już przecież i tak nic nie ma. Nie damy zamknąć ośrodka, bo komuś się tak podoba – twardo stawiają sprawę mieszkańcy.
– Przychodnia jest nierentowna i przynosi straty. Z roku na rok spada liczba zadeklarowanych pacjentów – ripostuje rada społeczna knurowskiego ZOZ-u, w skład którego wchodzi krywałdzka przychodnia. To jej decyzja o likwidacji przychodni tak wzburzyła mieszkańców Krywałdu i spowodowała pospolite ruszenie w jej obronie. Również Michał Ekkert, dyrektor knurowskiego ZOZ-u, nie widzi sensu w utrzymywaniu placówki w obecnej formie. Na 1,3 tys. mieszkańców dzielnicy do przychodni zadeklarowanych jest 439 pacjentów, z czego tylko 329 z Krywałdu. To zaledwie 25 procent. Tymczasem według przepisów Narodowego Funduszu Zdrowia na jednego lekarza powinno przypadać 2,7 tys. pacjentów.

Na warunkach
Placówka ma zostać zamknięta z końcem roku nie tylko z powodu jej nierentowności. Drugi powód jest taki, że sanepid warunkowo dopuścił ją do użytkowania tylko do końca 2007 roku. Jednak mieszkańcy Krywałdu nie mają zamiaru się poddać. Najpierw najstarsi chorzy, niektórzy wspierający się na kulach, w obronie przychodni zjawili się na spotkaniu z władzami ZOZ-u. Dyskusja była gorąca. – Budynek wymaga kapitalnego remontu. To kilkaset tys. zł. W ubiegłym roku przychodnia przyniosła 18,5 tys. zł strat. Co roku liczba pacjentów spada – wylicza dyrekcja ZOZ-u. – Nam nie są przecież potrzebne marmury – denerwują się pacjenci. Przychodnia w Krywałdzie to zaledwie dwa pokoje. Jej cały medyczny personel to Jolanta Pawletko-Kucza, lekarka z ponad 40-letnim stażem pracy oraz pielęgniarka pełniąca równocześnie funkcję rejestratorki oraz pielęgniarki środowiskowej. Pani doktor, choć od lat jest już na emeryturze, codziennie przyjmuje pacjentów przez pięć godzin. Potem często dojeżdża też do pacjentów na wizyty domowe. Leczą się już u niej kolejne pokolenia mieszkańców Krywałdu. – Pani doktor może wymieniać ludzi z nazwiska, których leczyła i nadal leczy. Wie, którzy z nich mieszali najbardziej niebezpieczny, czarny proch w byłej fabryce prochu, wie, którzy cierpią na alergie, bronchity czy nowotwory. Większość jej pacjentów to ludzie, którzy przez lata pracowali w Zakładach tworzyw Sztucznych „Erg”. Starzy i schorowani. Ale kogo oni teraz obchodzą? Liczą się zyski i cyferki. Człowiek schorowany nie ma prawa głosu – stwierdzają mieszkańcy Krywałdu.

Dwa wyjścia
Dyrekcja knurowskiego ZOZ-u widzi z sytuacji dwa wyjścia. Pierwsze to likwidacja przychodni i zapewnienie pacjentom kompleksowych wizyt domowych. Drugim zaś miałaby być jej prywatyzacja przez doktor Jolantę Pawletko-Kucza. Na pierwsze rozwiązanie nie zgadzają się pacjenci, na drugie – lekarka. – Sprywatyzowania przychodni odmówiłam, ponieważ w wieku 70 lat nie będę na ten cel brała pożyczki – wyjaśnia lekarka. W akcie desperacji pacjenci napisali pismo do Rady Powiatu Gliwickiego, prosząc o pomoc zasiadających w niej sześciu knurowskich radnych. Propozycję na ocalenie przychodni dał radny Andrzej Michalski, proponując porozumienie powiatu z władzami Knurowa w sprawie ewentualnego dofinansowania krywałdzkiej placówki.

Studzi emocje
Michał Ekkert usiłuje studzić narosłe emocje. Jak stwierdza wokół tej sprawy pojawiło się wiele nieprawdziwych komentarzy oraz wypowiedzi. – Przychodnia, zgodnie z przepisami, musi być otwarta dla pacjentów przez pięć dni w tygodniu, od godz. 8 do 18. Tylko że w Krywałdzie nie ma komu robić. Pacjenci zastają otwarte drzwi tylko trzy razy w tygodniu i to jedynie przez kilka godzin. Tymczasem w innych przychodniach mają wszystko to, co zapewniają im zapisy: dłuższe godziny pracy, dostęp do specjalistów itp. Żeby ta placówka mogła funkcjonować zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia, wymaga remontu. To ok. 220 tys. zł. Jest też szereg innych czynników przemawiających za jej likwidacją jak: straty finansowe, brak sprzętu, personelu, zbyt niska liczba pacjentów – wylicza Michał Ekkert. Równocześnie podkreśla, iż bardzo szanuje emerytowaną panią doktor i cieszy się, że nadal chce pracować. – Mam zapewnienie, że pani doktor chętnie popracuje w przychodni rejonowej przy ul. Koziełka i tam przyjmować będzie część swoich pacjentów, a część z nich będzie odwiedzać w domach, jak dotychczas – mówi szef knurowskiego ZOZ-u. Zapewnia, że chce pacjentom zaoferować przychodnię czynną pięć dni w tygodniu, a dla wszystkich obłożnie chorych wizyty domowe, nawet kilku lekarzy oraz pielęgniarek.

Komentarze

Dodaj komentarz