Na karoserii i wewnątrz taksówki było mnóstwo śladów krwi. Paweł B. przyznał się do zbrodni. Zdjęcia: materiały operacyjne policji
Na karoserii i wewnątrz taksówki było mnóstwo śladów krwi. Paweł B. przyznał się do zbrodni. Zdjęcia: materiały operacyjne policji

Do dramatu doszło w Nowy Rok. Stanisław G. jeździł taksówką od 10 lat. Nie był zrzeszony w żadnej korporacji, dorabiał sobie do emerytury. Ekipa policyjna, która zjawiła się na miejscu, rozważała kilka motywów: napad rabunkowy (w samochodzie co prawda znaleziono telefon komórkowy i portfel, ale sprawcę mógł ktoś spłoszyć), jakieś porachunki, ale także chęć niezapłacenia za kurs. Tak powiedziała nam podkomisarz Magdalena Wija, rzeczniczka wodzisławskiej komendy.
Trafna okazała się ostatnia hipoteza, a dzięki śladom szybko wytypowano podejrzanego. Okazało się, że to 21-letni Paweł B. z Jastrzębia Szotkowic. Feralnego dnia wsiadł do taksówki Stanisława G. wraz z dziewczyną, która jechała do domu w Czechowicach-Dziedzicach. Potem jednak kazał się zawieźć do Gołkowic. Na miejscu oświadczył taksówkarzowi, że nie ma czym zapłacić za kurs. Chodziło o ok. 160 zł. – Prawdopodobnie wtedy doszło do szarpaniny między pasażerem a kierowcą, w trakcie której sprawca wyciągnął wojskowy bagnet i zadał taksówkarzowi śmiertelne rany – mówi podkomisarz Magdalena Wija. Potem Paweł B. uciekł do domu przez pola. Po drodze prawdopodobnie porzucił narzędzie zbrodni. Przywiózł je z wojska jako nagrodę za wyniki w zawodach pływackich. Nie potrafi jednak określić, w którym miejscu się go pozbył. Grozi mu kara dożywocia.

Komentarze

Dodaj komentarz