Barbara Hanslik wierzy, iż sąd uwolni ją od zarzutu kradzieży pieniędzy
Barbara Hanslik wierzy, iż sąd uwolni ją od zarzutu kradzieży pieniędzy

Barbara Hanslik twierdzi, że została niesłusznie zwolniona z Miejskiego Domu Pomocy Społecznej w Rybniku, a następnie nie mogła doczekać się sprostowania świadectwa pracy. Z tego powodu miała stracić szansę na objęcie kierowniczego stanowiska w placówkach opiekuńczych w innych miastach.
Danuta Wimmer, szefowa MDPS, wszystkiemu zaprzecza. Twierdzi, że miała ważne powody do rozstania się z Barbarą Hanslik. Podobnie uznał sąd pracy, który nie tylko oddalił powództwo kobiety o przywrócenie do pracy, ale i zasądził od niej na rzecz MDPS 60 zł tytułem zwrotu kosztów zastępstwa procesowego. Pani Barbara nie miała łatwego życia. W wieku 10 lat zachorowała na gorączkę reumatyczną, która długo przypominała o sobie. Nie była szczęśliwa w małżeństwie. Rozwiodła się z mężem i sama wychowywała dwóch synów. W Wigilię 2004 roku w wypadku zginął jej 22-letni syn, a w styczniu następnego roku drugi syn śmiertelnie potrącił człowieka. Przez rok cierpiał na ciężką depresję. Matka przeżywała gehennę. Jakby tego było mało, bandyci napadli na jej ojca. Przez dwa tygodnie konał w szpitalu.

Od magazyniera
Barbara Hanslik przepracowała w różnych placówkach OPS-u i Zespołu Opieki Zdrowotnej w Rybniku prawie 29 lat. Zaczynała od magazyniera w Domu Małego Dziecka, była pracownikiem socjalnym i starszym pracownikiem socjalnym. Ponad dwa lata kierowała Dziennym Domem Pomocy Społecznej w Rybniku. – Pracowałam z ogromnym poświęceniem. Zastępowałam koleżanki na różnych stanowiskach: po południu, nocą, w niedziele i święta. Przychodziłam do pracy na każde wezwanie. Kiedy chorowałam, a nawet leżałam w szpitalu, brałam urlop. Ale po przebytych rodzinnych tragediach pracodawca nie udzielił mi żadnego wsparcia. Szefowa nawet nie zapytała, jak się czuję. Mało tego, zwolniono mnie z pracy, kiedy byłam na chorobowym... – żali się rybniczanka. – Pani Hanslik odeszła za porozumieniem stron. Podpisała oświadczenie, że zwalnia się z pracy. Osobę na chorobowym można zwolnić, jeśli nastąpiło to z winy pracownika. Tak było właśnie w przypadku pani Hanslik. Zasłużyła na dyscyplinarkę – odpiera Danuta Wimmer. Pracodawca oskarżył panią Barbarę o przywłaszczenie 2,76 tys. zł należących do jednej z pensjonariuszek. – Pani Hanslik była upoważniona do pobierania z banku zagranicznej renty tej mieszkanki naszego domu. Następnie co miesiąc miała wpłacać 70 proc. na konto miejskiego ośrodka pomocy społecznej za jej pobyt w placówce. W trakcie kontroli ujawniliśmy brak czterech wpłat. Pozostałe 30 procent renty pani Hanslik oddawała zgodnie z regulaminem pensjonariuszce – precyzuje Danuta Wimmer.

Dużo zrozumienia
– Pani dyrektor wykazała wobec Barbary Hanslik sporo wyrozumiałości. Nie zwolniła jej dyscyplinarnie, choć miała do tego prawo. Wzięła pod uwagę jej dotychczasowy nienaganny długi staż pracy. Podczas procesu to sąd powiadomił o wszystkim prokuraturę, a nie my. Obecnie toczy się sprawa karna, w której oskarżoną jest pani Hanslik – dodaje Krzysztof Rzepka, radca prawny MDPS. Pani Barbara zaklina się, że nie ukradła żadnych pieniędzy. – Każdorazowo wpłacałam na konto 70 procent renty pensjonariuszki. Zresztą moja była firma zamknęła rok finansowy 2004, bo w kasie wszystko pasowało. W lutym otrzymałam nagrodę za rzetelne wykonywanie obowiązków służbowych, dodatkową pracę i przejawianie inicjatyw na rzecz rozwoju MOPS-u – zaznacza Barbara Hanslik.
Jak dodaje, 20 września 2005 roku, kiedy przebywała na zwolnieniu lekarskim, nagle wezwano ją do pani dyrektor. – Szefowa kazała mi podpisać oświadczenie, że jeśli nie zwolnię się sama, to zostanę oskarżona o kradzież pieniędzy. Główna księgowa sprecyzowała, że muszę natychmiast wpłacić brakujące w kasie 2 tys. zł, a pozostałą kwotę potrącą mi z pensji. Byłam wówczas w fatalnym stanie psychicznym. Nie rozumiałam, co się dzieje. W następnym dniu wciśnięto mi do ręki świadectwo pracy. 2 tys. zł pożyczyłam od znajomego i przyniosłam do MDPS – opowiada rybniczanka. Leczyła się w szpitalach na depresję. Niemniej biegli sądowi uznali, że 20 września 2004 roku „znajdowała się w stanie niewykluczającym jej zdolności do świadomego zrozumienia sytuacji oraz swobodnego wyrażania woli”. 11 lutego odbędzie się kolejna rozprawa w sprawie karnej.



W świadectwie pracy wpisano, że Barbara Hanslik cały czas (prawie 29 lat) zajmowała stanowisko starszego pracownika socjalnego, co jest nieprawdą. Dyrektor Danuta Wimmer przyznaje, że zaszła pomyłka, ale nie mogła mieć ona żadnego wpływu na odmowę zatrudnienia zainteresowanej w innych instytucjach. Zarzuca natomiast swojej byłej pracownicy niezwrócenie legitymacji służbowej i pieczątki imiennej oraz niezdanie karty obiegowej. Barbara Hanslik twierdzi, że nigdy nie miała legitymacji, pieczątkę zostawiła w szufladzie służbowego biurka, i pokazuje kartę obiegową, na której widnieje kilka podpisów, w tym pani dyrektor. Nie pamięta jednak, czy oddała kartę w MDPS. (IrS)

Barbara Hanslik żali się, że w grudniu minionego roku zarząd Pracowniczej Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej MOPS-u dał jej zaledwie 12 dni na spłacenie 568 zł zadłużenia. – Przecież wiedzą, że mam tylko 840 zł renty – dodaje rybniczanka. Sabina Mięsok, przedstawicielka kasy, wyjaśnia, że to pani Barbara sama prosiła o rozliczenie swoich wkładów. Wyszło na to, że przez lata pracy uiściła 4132 zł, ale w grudniu zeszłego roku miała do spłaty jeszcze 4700 zł pożyczki. Stąd wzięła się ta wspomniana kwota. (IrS)

Komentarze

Dodaj komentarz