Henryk Chromik z Rybnika Ligoty 5 listopada wybrał się na zakupy do małego Tesco przy ul. Budowlanych. Kupił kawałek hermetycznie zapakowanego boczku, który miał kosztować 3,96 zł, ale kosztował 5,58 zł, bo taka cena widniała na paragonie.
Pan Henryk, który przez 43 lata prowadził własną piekarnię, a ponad 50 lat przepracował w handlu, zauważył tę różnicę zaraz po powrocie z zakupów. Jak opowiada, wrócił do Tesco z reklamacją w ciągu 30 minut. Kasjerka odesłała go do jakiejś kierowniczki. – Ta uwzględniła moją reklamację, rzuciła mi nonszalancko 1,62 zł różnicy w cenie i nawet nie usłyszałem słowa przepraszam. Co gorsza na druczku, który wręczyła mi tytułem potwierdzeniem zwrotu owych niespełna dwóch złotych, dopisała ręcznie adnotację: zła cena na opakowaniu, a to przecież nieprawda – opowiada zdziwiony klient. Jak dodaje, zakomunikował owej pani, że gdyby pozwalała sobie na takie praktyki, pracując w jego piekarni, zwolniłby ją od razu.
Z ową kierowniczką rozmawialiśmy telefonicznie. Powiedziała nam, że jest zastępcą kierownika sklepu, ale odmówiła podania swego nazwiska czy choćby imienia. Stwierdziła, że pamięta tego klienta i zapewniła nas, że osobiście go przepraszała. Jak wyjaśniła, na opakowaniu widniała cena promocyjna, tymczasem pan Henryk kupił boczek w dniu wygaśnięcia promocji, gdy obowiązywała już normalna cena. Usłyszeliśmy więc, że reklamacja została uwzględniona z korzyścią dla klienta. – Za boczek zapłacił ostatecznie cenę promocyjną, choć powinien był zapłacić o 1,62 zł więcej – usłyszeliśmy w słuchawce telefonu. Gdy zapytaliśmy, jak to się stało, że na firmowym opakowaniu boczku znalazła się od razu cena promocyjna, usłyszeliśmy odpowiedź, że to normalna praktyka stosowana w dużych sklepach.
Właściwą cenę, obowiązującą w chwili podejścia z konkretnym towarem do kasy, kryje rzekomo jedynie kod paskowy. W sklepach są co prawda czytniki owych kodów, ale trudno się dziwić, że z takiego urządzenia nie skorzystał klient, który doszukał się na firmowym opakowaniu ceny detalicznej. Trudno też uznać tę cenową praktykę supermarketu za normalną, skoro po jakimś czasie promocja się skończyła i boczek sprzedawano w cenie wyższej, niż ta, która widniała na opakowaniu. Może zamiast niej powinna się tam znaleźć informacja, że cena zależy od daty sprzedaży i ewentualnych promocji... Jedno nie ulega wątpliwości: w każdym przypadku warto kontrolować, co i za ile kupujemy.
Interwencje naszych Czytelników, związane z nieudanymi zakupami w marketach, najczęściej dotyczą różnic w cenach, bo nierzadko inne widnieją na opakowaniu, a inne wybija sprzężony z kasą czytnik kodów paskowych. Na ogół klient płaci więcej.
Te sytuacje to zdaniem kierownictw dużych sklepów ewidentne błędy, których trudno uniknąć przy takiej masie i towarów, i promocji. Klienci z kolei twierdzą, że to chytry i skuteczny sposób na zwiększenie zysków, bo przecież nie każdy kupujący jest dociekliwy, a jeśli nawet, to nie zawsze chce mu się wracać do sklepu z powodu paru groszy, które przy masowych obrotach dają jednak niemałe kwoty. (WaT)
Komentarze