Ci ostatni przez kilkanaście dni analizowali dokumenty, czyli umowy rozwiązania stosunku nauki, blankiety wpłat itd. Okazało się, że nie wszystko było zgodne z prawem. Z tego powodu, jak oznajmia Edyta Godziek z biura Antoniego Motyczki, sprawa trafi do prokuratury. Kiedy wybuchła bomba, że minister zlikwidował informatykę, studenci zostali na lodzie. Teraz groźba likwidacji wisi nad kolejnym kierunkiem: zarządzanie. Na wodzisławskiej uczelni studiuje go 250 osób.
Na informatyce było ich 200. Akademia postawiła je pod ścianą, dając im do wyboru albo koniec nauki, albo kontynuowanie na innych uczelniach. Problem w tym, że kontynuacja oznacza kolejne koszty, związane ze zdawaniem dodatkowych egzaminów z powodu różnic programowych (w przypadku jednej osoby dopłata wynosi około 1,1 tys. zł), do tego dochodzą dojazdy. Do tej pory każdy student wyłożył na edukację ponad 4 tys. zł, ale uczelnia nie zamierza ich oddawać. Nie chce też pokrywać kosztów dodatkowych. – Przecież podpisała umowę z każdym studentem, gwarantując mu uzyskanie tytułu licencjata. Nie spełniła tego warunku, więc powinna oddać pieniądze – stwierdza senator Antoni Motyczka.
Dodaje, że młodzi ludzie o zwrot pieniędzy mogą walczyć w sądzie, na spotkaniu prawnicy wyjaśnili zresztą młodzieży, jak mają się do tego przygotować. Tymczasem w uczelni panuje straszny bałagan. Tydzień przed rozpoczęciem roku akademickiego studenci dostali do podpisu porozumienia. – Wynika z nich, że to oni rezygnują z nauki w AHE. Zmusza się ich do podpisywania tych dokumentów, grożąc, że nie zobaczą indeksów, a jak nie zapłacą za cały rok, to zostaną obciążeni 75 proc. karnych odsetek. Minister nauki nałożył jednak na Wyższą szkołę Handlową kilkaset tysięcy złotych kary za to, że w umowie ze studentami nie podawała ceny za studia. Mamy nadzieję, że akademia łódzka, stojąc w obliczu podobnej perspektywy, wypłaci studentom odszkodowania – informuje Edyta Godziek.
W takiej samej sytuacji znalazło się 70 studentów finansów i rachunkowości z ośrodka Szkoły Wyższej Olimpus im. Romualda Kudlińskiego w Warszawie, która mieściła się w tym samym budynku, co akademia. Nie miała jednak i nie ma prawa prowadzić zajęć w mieście, bo minister nie dał zgody na utworzenie zamiejscowego ośrodka dydaktycznego. Studenci dwa dni przez inauguracją roku akademickiego dowiedzieli się, że muszą szukać sobie nowej uczelni. Do wyboru dano im macierzystą szkołę w stolicy lub Wyższą Szkołę Bankowości i Finansów oraz Górnośląską Wyższą Szkołę Handlową w Katowicach. Jak poinformowała kanclerz uczelni Katarzyna Mordaka, doszło do porozumienia między szkołami, więc studenci nie będą musieli płacić za zdawanie różnic programowych.
Dopełniliśmy obowiązku
Elżbieta Trojniar, dyrektor regionalna na teren Śląska AHE w Łodzi: – Decyzja resortu odebrała nam uprawnienia do nadawania stopnia inżyniera i zobligowała do przekazania studentów innym uczelniom. Studenci trzeciego i piątego semestru mogli wybrać Uniwersytet Opolski, a siódmego Górnośląską Wyższą Szkołę Handlową w Katowicach. Tych, którym pozostała obrona pracy, zgodziła się przyjąć Wyższa Szkoła Informatyki w Łodzi. Informatyków chce zresztą nawet rybnicki kampus. Teraz czekamy na decyzję ministerstwa w sprawie zarządzania. W razie potrzeby studentów przejmą inne uczelnie, które zresztą deklarują, że jeśli będzie ich najmniej 30 na roku, to utworzą w Wodzisławiu ośrodek zamiejscowy. Bardzo chętnie pojechalibyśmy na poniedziałkowe spotkanie na politechnice, ale dowiedzieliśmy się o nim od osób trzecich. Studenci mogą składać pozwy do sądu, pytanie, czy wygrają. My mieliśmy zapewnić im miejsce na innej uczelni i to zrobiliśmy. Nie musimy im płacić, bo mają dalej na zajęcia, muszą wyrównywać różnice programowe itd. Moim zdaniem cała ta sprawa to kampania wyborcza. (MS)
Komentarze