Henryk Borowiński w ciągu pięciu lat otrzymał 260 zleceń od sądów i żadnego z policji czy prokuratury. Zdjęcie: Dominik Gajda
Henryk Borowiński w ciągu pięciu lat otrzymał 260 zleceń od sądów i żadnego z policji czy prokuratury. Zdjęcie: Dominik Gajda

Kilka lat temu polskie prawodawstwo też dopuściło instytucję mediacji. Jak przekonuje Henryk Borowiński z Jastrzębia, koordynator mediatorów w okręgu gliwickim, mediacja sprowadza się do walki z problemami, a nie eskalowania konfliktu. Mediator rozładowuje napięcie, pilnuje, aby rozmowa nie zeszła na niewłaściwy tor, a w konsekwencji przybliża wizję wypracowania wspólnego stanowiska przez zwaśnione strony. To wymaga talentu psychologicznego, nie bez znaczenia jest także doświadczenie życiowe, które staje się atutem nie do przecenienia. – Taka osoba jawi się bowiem jako mąż zaufania, bierze na siebie wszystkie napięcia osób stojących po obu stronach barykady, wykorzystując je ostatecznie jak oręż i doprowadzając do ugody – mówi Henryk Borowiński.
I zaraz opowiada historię pewnego rodzeństwa, które nie rozmawiało ze sobą przez ponad dwadzieścia lat, tylko pisało na siebie donosy do rozmaitych instytucji, w efekcie zaczęło się nienawidzić. Pierwsze spotkanie na neutralnym gruncie, jak mówi mediator, trwało niespełna godzinę, kolejne trzy godziny z okładem. Dziś brat i siostra nie wyobrażają sobie życia bez siebie, nadrabiając stracony czas. Czyżby więc nastąpiła jakaś cudowna metamorfoza? – O cudzie nie może być mowy. W tym konkretnym przypadku ugoda była niemożliwa tylko pozornie. W rzeczywistości stawką było jedno niewinne słowo. Owo magiczne przepraszam padło dopiero w mojej obecności – tłumaczy Henryk Borowiński.
Kolejna sprawa dotyczyła pobicia właściciela restauracji. Winowajcy ( kilku młodych mieszkańców jednego z wodzisławskich osiedli) szli w zaparte. W końcu sąd postawił na mediatora. Po konfrontacji sprawcy zadeklarowali, że są skłonni przeprosić pokrzywdzonego, tylko nie bardzo rozumieli, dlaczego mają to robić. Po namyśle i konsultacjach zdecydowali, że przyznają się do pobicia i przeproszą. Zaledwie kilka dni później, już w doskonałej komitywie z restauratorem, podjęli się ochrony jego lokalu. Jak to było możliwe? – W mediacjach drzemie taki potencjał. Np. w Stanach Zjednoczonych przy ich pomocy udaje się załatwić ponad 98 proc. spraw. Tylko niespełna 2 proc. trafia do sądu – podkreśla Henryk Borowiński.
Co jest potrzebne do przeprowadzenia udanej mediacji? Dobrowolność uczestnictwa, poufność przebiegu spotkań, zgodność wypracowanej ugody z prawem, równowaga między stronami. – Szczególnie w tym ostatnim przypadku mediator musi być czujnym i mądrym rozjemcą. Weźmy pod uwagę np. sprawy o znęcanie się, kiedy to po jednej stronie staje niejednokrotnie śmiertelnie przerażona ofiara, a po drugiej oprawca, który staje się ucieleśnieniem całego zła tego świata. Tu mediator automatycznie jest rzecznikiem pokrzywdzonych, ale nie może zapomnieć o swojej neutralności. To w zasadzie głównie ona decyduje o racji bytu tej profesji – twierdzi Henryk Borowiński. Mediator może włączyć się do sprawy na prośbę prokuratura, sędziego, policji albo na wniosek jednej ze stron. Henryk Borowiński w ciągu pięciu lat otrzymał 260 zleceń od sądów w Jastrzębiu, Wodzisławiu, Raciborzu, Bielsku-Białej i Cieszynie, ale żadnego od policji i prokuratury. – To po części skutek braku pieniędzy, choć wynagrodzenie mediatora w sprawach karnych można uznać za symboliczne, i tego, co pokutuje w naszych organach ścigania. Warto by to zmienić. Dowodzi tego choćby przypadek poszkodowanego w wypadku drogowym. Prokurator tytułem zadośćuczynienia ze strony sprawcy zaproponował mu sumę, którą ten potraktował jak upokorzenie, więc efekt był odwrotny od zamierzonego. Ostatecznie sprawa trafiła do profesjonalnego mediatora – mówi Henryk Borowiński.
Przepisy nie określają rodzaju spraw, w których można mediować. Wiadomo, że nie będzie mediacji w przypadku zabójstwa, bo to zbyt poważne przestępstwo. Ale już w sprawie o gwałt jak najbardziej. Zresztą lista wydłuża się coraz bardziej. Obejmuje już nie tylko konflikty rodzinne, gospodarcze czy karne, ale również pracownicze i inne. Jak deklaruje jeden z mediatorów na swojej stronie internetowej, obszarem jego sukcesów jest m.in.... przywracanie psychologicznej równowagi w związkach zagrożonych rozpadem. – Niewykluczone, że w niedalekiej przyszłości skłócone małżeństwa przesiądą się z kozetki w gabinecie u psychologa na twarde, mediacyjne krzesło – podsumowuje Henryk Borowiński.



Kto to jest mediator
Kto może zostać mediatorem? Prawie każdy. Ustawa nie wspomina o konieczności ukończenia studiów ani nawet specjalnych szkoleń. Z drugiej strony nie może to być przypadkowa osoba. Wbrew pozorom, zawód mediatora sądowego nie wymaga ukończenia studiów prawniczych, choć w sprawach gospodarczych może to być atut. W konfliktach rodzinnych i nieletnich pożądane są osoby, które ukończyły studia wyższe psychologiczne, pedagogiczne, socjologiczne, resocjalizację, poradnictwo wychowawcze i rodzinne. Ale to tylko początek drogi, a nie gwarancja zostania mistrzem wypracowywania kompromisu. Ugoda zawarta przed mediatorem, zatwierdzona przez sąd, ma moc prawną ugody zawartej przed tym sądem. (DaMa)

Komentarze

Dodaj komentarz