Szopka figuralna na placu przed kościołem górnym bazyliki pw. św. Franciszka w Asyżu / Andrzej Derwisz
Szopka figuralna na placu przed kościołem górnym bazyliki pw. św. Franciszka w Asyżu / Andrzej Derwisz
Powszechnie wiadomo, iż święty Franciszek, założyciel zakonu franciszkanów i patron Włoch, urodził się w Asyżu. Nie wszyscy już jednak wiedzą, że to właśnie z jego inicjatywy powstała pierwsza szopka inscenizująca betlejemskie wydarzenia z udziałem żywych ludzi. Stało się to w 1223 roku w miejscowości Greccio (region Lacjum). Stąd tradycja tworzenia szopek rozeszła się na cały świat, choć szczególne miejsce zajmuje we Włoszech, gdzie stajenki buduje się nie tylko w kościołach, ale też na miejskich placach, w szkołach, przeróżnych instytucjach i oczywiście w domach. Jak mówi pochodząca z Rybnika Ewa Piermaria, która od lat mieszka w Asyżu, w Italii praktycznie każda rodzina komponuje własną szopkę, zwaną po włosku presepio.
– Natomiast społeczności lokalne prześcigają się w tworzeniu spektakli, które najwierniej i najpiękniej oddają klimat narodzin Jezusa. Widać to szczególnie w Asyżu, zwanego świętym miastem, i okolicach. Miejscowości, w których przebywał święty Franciszek, są do dziś celem licznych pielgrzymek. Na ulicach pojawiają się tam naturalnej wielkości figury ludzi ubranych w stroje z czasów biblijnych. Są stragany, rzemieślnicze warsztaty, zwierzęta, a w centralnym punkcie znajduje się szopka. W Boże Narodzenie odbywają się inscenizacje. Tłum turystów miesza się z aktorami, którzy zdążają do stajenki, by przywitać Pana. Włosi przygotowują się do tych występów bardzo sumiennie, uczestnicząc w wielu próbach – opowiada pani Ewa.
Nastrój Bożego Narodzenia we Włoszech jest nieco inny niż u nas. Przede wszystkim dlatego, że mieszkańcy Półwyspu Apenińskiego nie przywiązują dużej wagi do kolacji wigilijnej. Jest bardziej uroczysta niż w zwykłe dni, ale nie towarzyszą jej tradycyjne potrawy. No i nie ma karpia! Ta ryba nie jest lubiana w Italii i chyba w ogóle jej się nie hoduje, skoro zdobycie choćby kawałka należy do nie lada wyzwań. – Pamiętam, że gdy przed paroma laty naparłam się na karpia, musiałam dwa tygodnie wcześniej złożyć zamówienie u handlarza, który obiecał, że postara się coś załatwić. Udało się, ale smak zdobycznej ryby nie był najlepszy, a cenę raczej przemilczę – wspomina pani Ewa.
Nie wszyscy Włosi przestrzegają postu w wigilijny wieczór. Jedzą to, na co mają ochotę, ale często w oczekiwaniu na pasterkę zadowalają się makaronem z frutti di mare, czyli owocami morza. Często też spędzają czas w restauracjach czy barach. Rolę naszej Wigilii spełnia tam wystawny obiad, który odbywa się 25 grudnia, a więc w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Jest to czas rodzinnych spotkań i obdarowywania się prezentami. Włosi uwielbiają jeść i potrafią gotować, więc stoły uginają się od smakołyków, charakterystycznych oczywiście dla każdej części kraju. W domu pani Ewy (Asyż leży środkowych Włoszech, w regionie Umbria) świąteczna uczta zacznie się przystawką z krojonych wędlin: surowej szynki, salami, suszonych kiełbasek.
– Pierwszym daniem będą tortellini, czyli pierożki faszerowane mięsem, szynką, serem, czy warzywami, podane w rosole. Główny posiłek to potężna sztuka pieczonego mięsa. Za delikates uchodzi jagnięcina, więc to ona najczęściej gości na stołach, ale zdarzają się wołowina, indyk, rzadziej wieprzowina. Zawsze do mięs podaje się pieczone ziemniaki i warzywa. W żadnym razie nie może zabraknąć karczochów przygotowanych na różne sposoby. Łasuchów zainteresują pewno słodkości. Najpopularniejszy deser w całych Włoszech to panettone z bakaliami oraz pandoro z dodatkiem likieru i czekolady posypane cukrem pudrem. Natknęłam się na nie nawet w Polsce, aczkolwiek ich ceny chyba przywędrowały z Księżyca, nie z południa Europy – mówi pani Ewa.
Owe desery to ciasta drożdżowe uformowane w wielkie baby, gwiazdy czy figury i sprzedawane w kartonikach. Istnieje też odpowiednik naszego piernika: to pan di spezie, czyli ciasto z miodem i bakaliami. – Przyglądając się przez lata włoskim zwyczajom i pamiętając o swoich korzeniach, stwierdzam, że Polaków i Włochów w okresie Bożego Narodzenia najbardziej różni forma spędzania świąt. Polacy są bardziej zamknięci w domach, natomiast Włosi uwielbiają wychodzić na zewnątrz, spotykać się w miejscach publicznych, w tym w lokalach. Często po prostu wsiadają do samochodu, by pojechać gdzieś przed siebie lub zobaczyć, jak bawią się ludzie w sąsiednim mieście. Trzeba przyznać, że z reguły sprzyja im aura – podsumowuje pani Ewa.

Komentarze

Dodaj komentarz