Marcin P. podczas przesłuchania w zabrzańskiej komendzie przyznał się do licznych napadów na banki / KMP Zabrze
Marcin P. podczas przesłuchania w zabrzańskiej komendzie przyznał się do licznych napadów na banki / KMP Zabrze
Trzy najbliższe miesiące spędzi w areszcie tymczasowym 26-letni Marcin P. Tak w niedzielę, 17 stycznia, zdecydował zabrzański sąd. Mężczyzna od czerwca zeszłego roku dokonał napadów na co najmniej kilkanaście palcówek bankowych w regionie. Wpadł w piątek, 15 stycznia, podczas napadu na placówkę Lukas Banku w Zabrzu przy ul. 3 Maja. Został zatrzymany przez znajdujących się wewnątrz dwóch klientów. W czasie przesłuchania przyznał się do skoków na różne banki w Rybniku, Rudzie Śląskiej oraz w Zabrzu. Nie wszystkie z nich były skuteczne, więc zarzuty, jakie usłyszał nazajutrz po zatrzymaniu, w części dotyczą usiłowania, a w części dokonania napadu.
Marcin P. to z zawodu stolarz prowadzący własną działalność gospodarczą. Jest kawalerem i nigdy nie był karany. Podczas przesłuchania wyjaśnił, że motywami jego działania były desperacja i zemsta. – Powiedział, że był zdenerwowany na banki. Zaciągnął bowiem bardzo wysokie kredyty, których nie jest w stanie spłacić. Chociaż zwracał się o rozłożenie mu płatności na raty, nigdzie nie chciano mu pójść na rękę. Ponieważ nie był w stanie zarobić na spłaty, dlatego zdecydował się, że będzie napadał na poszczególne placówki. To miała być zemsta na bankach – mówi asp. sztab. Marek Wypych, oficer prasowy zabrzańskiej policji.
W piątek Marcin P. do Zabrza przyjechał już w południe. Samochód pozostawił poza centrum, a na poszukiwanie banku wybrał się piechotą. Długo szukał placówki, na którą można by napaść. – Nie umiał wybrać odpowiedniej z uwagi na zbyt dużą liczbę klientów lub krążące w okolicy policyjne patrole. W końcu o godz. 18 stanął przed Lukas Bankiem. W bejsbolówce na głowie, naciągniętej na twarz ciemnej chustce i z plastikowym pistoletem zabawką na kulki wszedł do środka. Krzyknął, że to jest napad i zażądał pieniędzy. – Gdy kasjerka zaczęła mu wypłacać monety, zażądał grubych nominałów. Pieniądze upychał po kieszeniach. Kiedy ruszył do wyjścia, został obezwładniony przez dwóch mężczyzn, którzy znajdowali się w banku – relacjonuje Marek Wypych.
Panowie o imionach Sebastian i Adam byli jedynymi klientami. – Byłem tuż obok tego napastnika. Twarz miał zasłoniętą, widać było tylko oczy. Zachowywał się bardzo chaotycznie. Po oczach było widać, że sam jest wystraszony. Kolega zaczął mi dawać znaki, żeby go łapać, ale pokazałem mu, żeby poczekać, bo nie wiedziałem, co trzyma w ręce – opowiada Sebastian. Kiedy Marcin P. zabrał pieniądze i odwrócił się tyłem, klienci złapali go z dwóch stron. Chwilę się z nim szarpali, odrzucili straszak, a potem powalili na podłogę i zadzwonili po policję. – Obydwaj kapitalnie się zachowali. Za obezwładnienie napastnika i udaremnienie napadu komendant ufunduje tym panom nagrodę pieniężną – mówi Marek Wypych.

Komentarze

Dodaj komentarz