Dachy jak sita
Ten problem występuje co roku – mówią w spółdzielniach mieszkaniowych. Zniszczone dachy to problem nie tylko w Wodzisławiu – przyznaje Danuta Kolasińska, dyrektor Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej w Rybniku. Przepisy nakazują usuwanie z dachów sopli oraz nawisów lodowych czy śniegowych, które mogą zagrozić bezpieczeństwu osób znajdujących na chodnikach i ulicach. Nakazują też zwracać uwagę na sytuacje, które mogą mieć wpływ na uszkodzenie obiektu lub stanowić zagrożenie dla życia bądź zdrowia ludzi, mienia lub środowiska. Właściciele i zarządcy, którzy nie dopełnią tego obowiązku, podlegają karze grzywny bądź ograniczenia lub pozbawienia wolności do roku.
– W trakcie wykonywania takich prac może dojść do uszkodzenia dachu, rynny i innych elementów. To z kolei może powodować przeciekanie dachu – mówi Danuta Kolasińska. W radlińskiej spółdzielni Marcel przyznają, że to duży problem. – Dachy przeciekają nie tylko w budynku na Wilchwach. Systematycznie naprawiamy szkody, ale z większymi remontami trzeba czekać do wiosny – mówi Artur Pluciński z Marcela. Danuta Kolasińska podkreśla, że takie problemy pojawiają się po każdej zimie, a im zima bardziej śnieżna, tym więcej uszkodzeń. – Ta może być rekordowa. Już teraz odbieramy kilka zgłoszeń tygodniowo. A pewnie nie wszystkie zniszczenia już widać – dodaje.
Chociaż zniszczenia wynikające z zalania mieszkania na skutek cieknącego dachu powinna naprawić spółdzielnia, to warto pomyśleć o polisie ubezpieczeniowej, zwłaszcza jeśli zajmujemy pomieszczenia na ostatnim piętrze. Trzeba wykupić ubezpieczenie od ognia i innych zdarzeń losowych. Jeśli wartość lokalu oszacujemy na 50 tys. zł, wówczas roczna składka wyniesie ok. 100-150 zł. – Pytanie, na ile wycenią nam szkody. Ja cztery lata temu z powodu zalania dostałem 100 zł – ubolewa Kazimierz Mroczek, właściciel zalewanego mieszkania na Wilchwach.

Komentarze

Dodaj komentarz