Zagadka morderstwa na Nowinach
12 marca, a więc w najbliższy piątek, rusza proces w sprawie zabójstwa, które wyszło na jaw 24 grudnia 2008 roku. W jednym z mieszkań w bloku przy ulicy Orzepowickiej w rybnickim osiedlu Nowiny znaleziono wtedy ciało 27-letniego Dariusza N. Policja wkrótce zatrzymała w sumie trzy osoby, ale głównym podejrzanym o zamordowanie mężczyzny został 29-letni Zdzisław Sz., który trafił do aresztu śledczego i siedzi tam do dziś. Jeśli sąd podzieli opinię prokuratury, może dostać minimum 12 lat odsiadki, a nie można wykluczyć kary dożywocia. Warto dodać, że choć prokuratorskie śledztwo trwało blisko rok, nie udało się ustalić motywu zbrodni.
Kilkanaście dni przed tragedią Dariusz N. opuścił zakład karny. Przygarnął go Mariusz R., były mąż jego siostry. To w jego mieszkaniu człowieka, który dopiero co odzyskał wolność, odwiedzali koledzy z półświatka. Jak łatwo się domyślić, były to spotkania nie przy kawie, tylko przy alkoholu. Wśród gości bywał także Zdzisław Sz., oficjalnie utrzymujący się z prac dorywczych. W środku nocy z 23 na 24 grudnia przyszedł do mieszkania razem z Janem W., który również był znajomym Dariusza N. Już od razu drzwi nagle rzucili się na Mariusza R. i zaczęli go bić. Zdzisław Sz. groził mu nawet nożem kuchennym, który znalazł w mieszkaniu. Dlaczego zaatakowali swego znajomego, prokuraturze nie udało się ustalić, wiadomo za to, że w obronie gospodarza stanął Dariusz N.
Bójka się skończyła, ale atmosfera nadal była bardzo napięta, zwłaszcza że Mariusz R. zorientował się, iż zniknęły mu pieniądze i karta bankomatowa. Przy wódce mężczyźni rozpamiętywali dawne historie. W końcu położyli się spać. Pierwszy wstał gospodarz, który obudził resztę towarzystwa i praktycznie wypchnął za drzwi, tłumacząc, że musi iść do pracy. Pożegnał się z nimi około siódmej rano i poszedł w swoją stronę. Trzej mężczyźni, będący oczywiście wciąż pijani, wyszli z bloku i zaczęli się kłócić. Sprzeczka była bardzo ostra, zwłaszcza że Zdzisław Sz. miał się zorientować, że skradziono mu pieniądze. Jako że Dariusz N. miał klucze do mieszkania Mariusza R., panowie postanowili tam wrócić i poszukać zaginionych pieniędzy.
Ledwo przełożyli nogi za próg, zaczęli wzajemnie oskarżać się o kradzież. Właśnie wtedy Zdzisław Sz. chwycił nagle za ten sam nóż, którym nocą groził Mariuszowi R., i zadał nim Dariuszowi N. 12 ciosów w różne części ciała. Śmiertelny okazał się jeden: głębokie pchnięcie w okolice wątroby, w wyniku którego ostrze przecięło żyłę główną. Doprowadziło to do zgonu zaatakowanego z powodu wykrwawienia. Jak mówi Jacek Sławik, szef Prokuratury Rejonowej w Rybniku, najtrudniejsze było ustalenie przebiegu zdarzeń. Przesłuchano 23 świadków, ale tak naprawdę nikt nie widział na własne oczy, co tam naprawdę zaszło. Na miejscu był jedynie Jan W., ale gdy miał zobaczyć, że Zdzisław Sz. chwycił za nóż, po prostu wyszedł z pokoju.
– Oskarżony nie przyznaje się do zabójstwa. Najpierw zaprzeczał, jakoby w ogóle wtedy był w tym mieszkaniu, a potem twierdził, że był, ale zbrodni dokonał Jan W. – mówi prokurator Sławik. W czasie śledztwa wykonano wiele specjalistycznych badań kryminalistycznych, użyto nawet wariografu, czyli wykrywacza kłamstw. Okazało się jednak, że stan oskarżonego (m.in. z powodu zbyt częstego zaglądania do kieliszka) uniemożliwia uzyskanie wiarygodnych wyników. Ostatecznie prokuratura przypisała mu całą winę. Zbrodnię odkryła była żona Mariusza R. i siostra denata, która w wigilijne popołudnie wybrała się do byłej teściowej, mieszkającej po sąsiedzku. Zauważyła, że u byłego męża świeci się światło, i postanowiła tam zajrzeć. Nikt nie otwierał, więc nacisnęła klamkę. Drzwi były otwarte, więc weszła do środka i znalazła zakrwawione ciało swojego brata.

Komentarze

Dodaj komentarz