20024911
20024911


Gdy z początkiem 2000 roku „Gazeta Wyborcza” opublikowała listę kopalń do likwidacji, na której znalazła się kopalnia Dębieńsko, nikt z mieszkańców ani władz samorządowych nie wierzył, że do tego dojdzie. Kopalnia była dla Czerwionki tym, czym serce dla organizmu. Budowała szkoły, ośrodki zdrowia, organizowała imprezy kulturalne, finansowała kluby sportowe, dotowała oświatę, utrzymywała mieszkania zakładowe. Wokół niej koncentrowało się życie rodzin. Związki zawodowe odgrażały się, że krew się poleje, nim w Czerwionce zamkną kopalnię. Nie polała się krew, ale kopalni nie ma.Jakkolwiek górników „zagospodarowano” - czy to przeszli do innych kopalń, czy wzięli odprawy - gmina bezpowrotnie utraciła 2500 miejsc pracy. A gospodarze gminy przeczuwali, że to nie koniec, a początek upadku. Że kopalnia pociągnie za sobą całą gminę. I tak też się dzieje. Czerwionka z sytej, cichej, w miarę dostatniej miejscowości przekształca się powoli w miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc. W Rybniku rośnie Plaza, kampus i uczelnie, w Żorach gęsto od hipermarketów i odzyskujących blask kamienic, w Knurowie jedna inwestycja drogowa goni drugą i błyska szklano-niklowa konstrukcja supermarketu, a w Czerwionce jest zastój. I postępująca bieda.- W czerwcu 2000 roku z pomocy społecznej korzystało 790 rodzin (2764 osoby), a w grudniu już 1040 rodzin (3446 osób) - wylicza kierująca ośrodkiem pomocy społecznej Krystyna Niedobecka. - W 2001 roku było ich już pod koniec roku 1153, a w tym roku stan na wrzesień to 1399 rodzin, czyli 4851 osób żyjących w ubóstwie. Około 300 rodzin pozbawionych jest jakichkolwiek źródeł dochodu. Wielu rodzinom odcięto prąd, bo nie płacą. 67 dzieci otrzymało wyprawki szkolne, z obiadów darmowych korzysta od września tego roku 1200 dzieci (w 2000 roku było ich 589).K. Niedobecka mówi o dramatycznym zjawisku wtórnej bezradności - ileś rodzin od lat korzysta z pomocy i zasiłków. Przywykli nie uczyć się żyć na własny rachunek. Czekają na pomoc, żądają jej, nie widzą alternatywy. Albo dostaną pomoc, albo będą głodować. To olbrzymi ciężar dla gminy. Z grupy górników, którzy pobrali odprawy i w krótkim czasie przejedli je, przetracili na nowe meble i lepsze samochody, ok. 40 wyciągnęło już rękę do pomocy społecznej.- Przed likwidacją kopalnia była zobowiązana płacić do kasy gminy ok. 3 mln zł rocznie podatku od nieruchomości i 1,5 mln opłaty eksploatacyjnej. Stanowiło to 10 proc. budżetu gminy. To znacząca suma, której brak skutkuje w widoczny sposób - mówi skarbnik miasta Franciszek Stephan. - Dla gminy oznacza to zaniechanie inwestowania, a nawet ograniczenie prac remontowych.Gmina więc od czterech lat żyje na kredytach, właśnie w takiej wysokości, jaka nie dopływa z górnictwa: ok. 4-5 mln zł. Tyle że do kredytów należy doliczyć jeszcze odsetki.Pogórniczym garbem dla gminy stał się też tzw. majątek porzucony, czyli dobra, którymi kopalnia wraz z pogarszaniem się jej kondycji przestała się interesować. Wśród mienia porzuconego są sieci wodociągowe, drogi dojazdowe, obiekty kulturalne i rekreacyjno-sportowe. Gmina przejmuje je, bo co ma robić? Należy do nich olbrzymia hala sportowa w centrum gminy. Uruchomiono w niej już basen, kolejny segment przygotowuje się do zagospodarowania. Rocznie z budżetu gminy idzie 300-400 tys. zł na kontynuowanie tej inwestycji. Skarbnik gminy mówi też z goryczą o ustawodawstwie tak bardzo krzywdzącym gminy górnicze. W ustawie restrukturyzacyjnej jest zapis o tym, że w przypadku braku rentowności likwidowanych kopalń prawa należności ulegają umorzeniu. W ten sposób gmina straciła już 1 mln zł z zaległości powstałych do I kwartału 1998 roku. Zaś płatność należności powstałych po tym terminie została przez ustawodawcę przesunięta na lata 2003-2007. Gmina jest przekonana, że nie zobaczy tych pieniędzy, czyli 2 mln 350 tys. zł.- Do tego dochodzi orzeczenie Sądu Najwyższego z bieżącego roku, który wydał decyzję o zwrocie górnictwu rzekomo niesłusznie pobranego przez gminę podatku od nieruchomości, a konkretnie od wyrobisk górniczych. Decyzję opatrzono trybem natychmiastowej wykonalności. Już zwróciliśmy te pieniądze - mówi F. Stephan. Kondycja finansowa gminy unaocznia pogarszający się stan infrastruktury oraz malejące dochody budżetu na skutek upadania małych podmiotów gospodarczych. O 10 proc. zmalały też wpływy z tytułu podatku dochodowego od osób fizycznych.Jak w naczyniach połączonych zaczynają się ubytki w spółkach tworzonych kiedyś na bazie kopalnianego majątku. Dramat rozgrywa się w Zakładzie Odsalania „Dębieńsko”, niegdyś ekologicznej chlubie i dumie górnictwa, „jedynym tego typu w Europie” - jak donosiły media. Nie ma pieniędzy na odsalanie, bardziej opłaca się płacić kary za zrzut słonych wód do rzeki niż oczyszczanie ich i uzyskiwanie z tego procesu takich produktów, jak sól spożywcza i lecznicze solanki. Związki zawodowe i władze samorządowe próbowały na rozmaite sposoby powstrzymać likwidację zakładu. Niekończące się dyskusje, listy i protesty, pukanie do wielu drzwi pozostały bez echa. 1 listopada br. zarząd Gliwickiej Spółki Węglowej, której własnością była kopalnia i jej spółki-córki, podjął decyzję o zawieszeniu części ruchu na odsalaniu. Zamknięto instalację wyparną zwaną GIG-owską. Zatrudnionych na niej GSW przerzuciła (niewykluczone, że na skutek rozpętanej przez pracowników i związkowców kampanii) do innych kopalń, ale dramat pozostałej załogi trwa.Upadające odsalanie ciągnie za sobą zakład energetyczny Megawat. Głównym odbiorcą energii produkowanej w Megawacie był właśnie zakład odsalania. Zwolniono tu już 70 osób. Niestety, dla nich pracy zastępczej nie ma. Kierownictwo szuka wyjścia z tej patowej sytuacji, opracowuje programy naprawcze i biznespalny mające obniżyć koszty, ale wiadomo, że najprościej obniża się koszty, zwalniając ludzi. Związkowcy są rozsierdzeni, odsądzają kierownictwo od czci i wiary, uważają, że tym na stołkach brak odwagi i stanowczości, by walczyć o zakład i ludzi. „Walczą tylko o te grube tysiące, które sami biorą” - komentują.Większość uważa decyzję o likwidacji kopalni za niesłuszną.- Były inne kopalnie, np. Bolesław Śmiały, w gorszej kondycji finansowej - mówi F. Stephan.- Główną przesłanką do zamykania kopalni jest wyczerpanie złoża, tymczasem tzw. zasobów operatywnych, opłacalnych ekonomicznie na Dębieńsku, jest ok. 15 mln ton. Kiedyś rocznie wydobywano 2 mln ton. Łatwo obliczyć, że na siedem lat by starczyło. A wtedy już bylibyśmy w Unii Europejskiej, byłyby pieniądze na restrukturyzację i dostosowanie górnictwa do gospodarki, inne uwarunkowania legislacyjne. Być może wszystko potoczyłoby się inaczej, wielu dramatów udałoby się uniknąć. Ta śmierć była w nieodpowiednim czasie.Największym problemem jest to, że likwidacja kopalni jest niezakończona. Brak na to funduszy. Najtaniej likwiduje się dół, ale pozostaje majątek, na który nie ma chętnych. Systematycznie niszczejący i rozkradany.Bezrobocie, które cztery lata temu wahało się w granicach 700-800 osób, dziś dramatycznie wzrosło do blisko trzech tysięcy. Bywa, że górniczy emeryt utrzymuje swoje dwudziestoparoletnie dziecko z maturą i dyplomem, bo nie ma dlań pracy. Zakupy w sklepach już nie takie jak kiedyś, gdy pensje, premie i barbórki wypełniały portfele górniczych rodzin.- Jo im nie zadroszcza. Pracowałech 41 lat w różnych zakładach, na kopalni tyż. Pod koniec to mi nawet węgiel odebrali. Moja emerytura to 1200 zł bez 30 zł. A taki 40-letni emeryt górniczy mo 2000. Czy to jest sprawiedliwe? - pyta czerwionecki taksówkarz dorabiający do emerytury.

Komentarze

Dodaj komentarz