Sokolnicy zniknęli z rynku z końcem lipca / Wacław Troszka
Sokolnicy zniknęli z rynku z końcem lipca / Wacław Troszka

Po trzech miesiącach zakończyło się przeganianie gołębi z rynku. – Ptaków jest teraz znacznie mniej niż wtedy, gdy zaczynaliśmy pracę. Nawet nie przypuszczałem, że aż tyle osobników zmieni swoje terytorium, bo gołębie żyją zazwyczaj tam, gdzie się wyklują. Pracowaliśmy w szczycie ich okresu lęgowego, ale właśnie dlatego dało to tak dobre efekty – mówi sokolnik Sławomir Sularz. Wraz z kolegą na zmianę spacerował po rynku w towarzystwie jastrzębia, który płoszył gołębie instynktownie rozpoznające groźnego dla nich drapieżnika. Sokolników najął magistrat, gdy okazało się, że gołębie są nosicielami wielu groźnych zarazków i pasożytów, poza tym brudzą i niszczą wszystko swoimi odchodami.
Z tego powodu prywatną wojnę z gołębiami toczyło też kilku właścicieli kamienic, których elewacje ciągle były zapaskudzone. Jeden w czasie remontu zlikwidował np. wnęki okienek poddasza, gdzie ptaki wiły gniazda. Na gzymsach pojawiły się wystające kolce z drutu, a na dachu niewielki głośnik emitujący dźwięki wydawane przez jastrzębia, co jednak bardzo szybko przestało robić jakiekolwiek wrażenie na gołębiach. Inaczej było w przypadku prawdziwego jastrzębia, który co rusz pojawiał się nad płytą rynku. – Gołębie dodają kolorytu centrum każdego miasta, ale nie powinno być ich tak dużo. Kontrolowanie populacji z pomocą sokolników to bardzo dobry pomysł – mówi Jan Grzonka z księgarni Orbita.
– Poprawa jest wyraźna. Kiedyś głównym zajęciem personelu było czyszczenie zabrudzonych schodów prowadzących do naszej restauracji. Odchody i pióra zatykały też rynny, więc w czasie deszczu wylewała się z nich woda. Mam nadzieję, że gołębie nie wrócą. Gdyby to ode mnie zależało, sokolnik mieszkałby na rynku – powiedział nam Andrzej Góra, prowadzący restaurację Pod Tubą, która znajduje się na początku ulicy Sobieskiego. W niedzielne słoneczne popołudnie na rynku było zaledwie kilka gołębi. – Nie wiem, komu te ptaki przeszkadzały, ich karmienie sprawiało moim wnuczkom wielką frajdę. Przychodziłam tu z nimi prawie w każdą niedzielę – mówi Wiktoria Szczecina. I tu tkwi źródło problemu.
– Gołębie ściągają na rynki, bo znajdują tam pożywienie, a my walczymy nie z gołębiami, ale z tymi, które je dokarmiają. W czasie akcji w Rybniku mieliśmy zresztą do czynienia z takimi osobami. To na ogół ludzie mieszkający poza centrum, którzy nie mają zielonego pojęcia, jak uciążliwe jest sąsiedztwo chmar gołębi – mówi Sławomir Sularz. Przestrzega, że jeśli gołębie wciąż będą dokarmiane na rynku, to zaczną wracać. Jak wspomina, zwolennicy gołębi nieraz obrzucali sokolników inwektywami. Doszło nawet do przepychanek między zwolennikami i przeciwnikami ptaków, aczkolwiek sokolnicy dość szybko stali się jedną z atrakcji rynku. Albo asystowali im orędownicy przegonienia gołębi, albo rodzice z małymi dziećmi, którzy chcieli sfotografować swą pociechę w towarzystwie sokolnika z jastrzębiem na dłoni.

1

Komentarze

  • pacjent A MOŻE WODZISŁAW ŚL.!!! 06 sierpnia 2010 16:51 Może tak straż miejska zainteresuje się dokarmianim gołębi w Wodzisławiu Śl. na przeciw szpitala a sanepid skotroluje pomieszczenia na poddaszu przychodni ,to nie jest przychodnia a wylęgarnia chorób.Szczytem ludzkiej głupoty aby w środku lata dowozić gołębiom całe worki chleba.

Dodaj komentarz