Przed godz. 17 szaleniec oddał się w ręce policji. Zajęli się nim antyterroryści / Wacław Troszka
Przed godz. 17 szaleniec oddał się w ręce policji. Zajęli się nim antyterroryści / Wacław Troszka

Wszyscy są zszokowani tym, co stało się osiedlu domków szeregowych przy ul. Braci Nalazków. Osiedle w Rybniku Boguszowicach, zamieszkiwane w dużej mierze przez rodziny pracowników kopalni Jankowice, dotąd uchodziło za spokojne. W sobotę ok. godz. 14 Krzysztof W. wrócił z pracy swoim fiatem panda, był jednak wypity. W ogródku na tyłach domu chciał rozpalić grilla, czemu mieli się sprzeciwić żona i teściowie, zajmujący parter. – Kto tu k... rządzi, ja czy teść? – miał krzyknąć zdenerwowany 39-latek. Chwilę później chwycił za pistolet i zaczął strzelać do teściów, żony i szwagra, a być może również do swoich synów. Najbliżsi sąsiedzi opowiadają, że słyszeli strzały najpierw w ogródku, a potem za ścianą, w domu. Jeszcze w trakcie strzelaniny na podwórko wybiegł lekko ranny w ramię 63-letni teść szaleńca. W skarpetkach wsiadł do samochodu i pojechał na pobliski komisariat policji.
Zanim tam dotarł, jeden z sąsiadów powiadomił o strzelaninie dyżurnego w komendzie miejskiej w Rybniku. Jako pierwsi na miejscu zjawili się mundurowi z Boguszowic. Próbowali wejść do domu, ale Krzysztof W. zaczął do nich strzelać. Policjanci odpowiedzieli ogniem. 38-letniemu funkcjonariuszowi Krzysztof W. przestrzelił nogę, jego samego policyjna kula tylko drasnęła w nogę. Gdy okazało się, że w domu są inni członkowie rodziny, policjanci wycofali się na podwórko. Po chwili, prawdopodobnie wtedy, gdy mężczyźnie skończyły się naboje w magazynku pistoletu, z budynku wybiegła żona i teściowa oraz prawdopodobnie młodszy syn. Jako pierwsi próbowali im pomóc sąsiedzi. – Iwona przerażona mówiła, że on chyba zastrzelił Irka, pytała, gdzie są dzieci – opowiada jedna z kobiet.
Jak się okazało, kilkakrotnie postrzelony szwagier, rówieśnik sprawcy, zdołał uciec z domu drzwiami od strony ogrodu. Chwilę później na miejsce dotarły dwie karetki pogotowia. Jedna z nich zatrzymała się przed domem, w którym rozgrywał się dramat. Młoda lekarka i dwie ratowniczki zajęły się żoną szaleńca, którą mąż postrzelił w klatkę piersiową. Ludzie powiedzieli im, żeby się schowały, więc kobiety z pomocą sąsiadów przeniosły ranną za stojącego przed kolejnym domkiem renaulta scenika. Gdy przyniosły z karetki elastyczne nosze i podręczną butlę z tlenem, rozległy się strzały. Siedem skulonych osób kryło się za autem, gdy furiat strzelał z okna przez blisko 40 minut. Sąsiedzi mówią zgodnie, że strzelał głównie w miejsce, w którym leżała jego żona.
Dach scenika sąsiada wygląda dosłownie jak sitko. Kule szaleńca podziurawiły też karetkę pogotowia, przebijając m.in. jedną z opon, a także policyjny radiowóz. To właśnie za nim schowała się 44-letnia sąsiadka. Kule przebiły jednak karoserię i odłamki niegroźnie raniły ją w plecy oraz w głowę. – Dziewczyny słyszały, jak ten desperat przeładowuje broń i jak rzuca ją na ziemię. Nie wiedziały, co będzie dalej. Najbardziej bały się tego, że szaleniec wyjdzie z domu i zacznie do nich strzelać – opowiada ratowniczka Agnieszka Cyran, która z innym ratownikiem opatrywała najciężej rannego szwagra. Zastali go siedzącego na trawniku przed jednym z domków, kilkadziesiąt metrów dalej.
Krzysztof W. strzelał przez okno na pierwszym piętrze z pistoletu i sztucera. Ok. godz. 15.40 rzucił między samochody racę dymną, a po chwili ciszę przerwała seria z jego pistoletu maszynowego. Policjanci też strzelali i co chwilę było słychać brzęk szyb rozbijanych przez kule. Stróże prawa przez radio wymieniali informację o tym, że mężczyzna po raz kolejny przeładował broń. Krótko przed szesnastą na miejsce dotarli antyterroryści i policyjni negocjatorzy z Katowic, którzy zajmowali pozycje. Minutę, może dwie przed godz. 16, drzwi domu nagle się otworzyły i przed dom wyszedł najpierw 15-letni syn z zakrwawioną twarzą, a za nim jego ojciec. Na wezwanie mundurowych rzucił broń i podniósł ręce. Chwilę później obezwładnili go rybniccy policjanci z grupy szybkiego reagowania. Wszyscy odetchnęli z ulgą.
Do kłębiących się nad leżącym już na ziemi Krzysztofem W. doskoczył jeszcze jeden z młodych sąsiadów i kilkakrotnie go kopnął. Sanitariusze, którzy nieco wcześniej chronili się przed kulami za samochodem, opatrzyli mężczyźnie lekką ranę nogi i po dłuższej chwili policjanci zaprowadzili go do nieoznakowanej furgonetki. Krzysztof W. został odwieziony do rybnickiej komendy.



Konflikt z teściami
W czasie zajścia sprawca był pod wpływem alkoholu, więc prokuratorzy chcieli go przesłuchać dopiero w poniedziałek. Nie odpowiedział jednak na żadne pytanie, więc usłyszał tylko zarzuty: usiłowanie zabójstwa członków rodziny i policjanta, nielegalne posiadanie broni palnej i sprowadzenie powszechnego niebezpieczeństwa. Wczoraj, 31 sierpnia, w sądzie rejonowym, gdzie zapadła decyzja o jego tymczasowym aresztowaniu, Krzysztof W. odpowiedział jednak na kilka pytań sądu.
Mówił, że od pewnego czasu żył w dużym stresie, którego źródłem był narastający konflikt z teściami. Chodziło o wzajemne rozliczenia, wydatki i zaciągane kredyty na budowę i wykończenie domu. Przyznał, że bezpośrednim impulsem, który pchnął go do złapania za broń, był sprzeciw teściów w sprawie urządzenia grilla. Krzysztof W. chciał go zrobić po powrocie z pracy w przydomowym ogródku. Podał też kilka szczegółów dotyczących już samej strzelaniny, ale na kilka pytań nie odpowiedział, zasłaniając się niepamięcią. Prokuratorzy sprawdzają, czy to prawda, że w ostatnim czasie nadużywał alkoholu i czy rzeczywiście był mocno zadłużony. Po decyzji o tymczasowym aresztowaniu sprawę przejął Wydział Śledczy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
Za przestępstwa, do których popełnienia 39-latek się przyznał, grozi mu kara od 25 lat więzienia do dożywocia, ale w Boguszowicach w dożywocie nikt nie wierzy. Dokładnie dwa lata wcześniej w lasku położonym za opisywanym osiedlem szeregowców 20-latek z zimną krwią brutalnie zamordował swą rówieśniczkę. Kilkanaście dni temu w sądzie zapadł wyrok. Choć biegli jednoznacznie stwierdzili, że to psychopata, któremu nie pomoże ani resocjalizacja, ani terapia, sąd skazał go na 25 lat więzienia. Wyrok nie jest prawomocny. (WaT)



Wyjątkowa sytuacja
Krótko po strzelaninie pojawiły się pierwsze komentarze na temat akcji policji. Sporo zastrzeżeń do jej przebiegu ma Piotr Unger, szef rybnickiego pogotowia. W karetce, która jako pierwsza dotarła na miejsce, jest 80 dziur po kulach, a lekarka i dwie ratowniczki, które opatrywały ranną żonę furiata, znalazły się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, skulone za jednym z samochodów.
– Były zdane same na siebie. Nikt ich nie informował co się, dzieje, nikt nie próbował stamtąd zabrać. Były przekonane, że nikt o nich nawet nie wie – mówi Piotr Unger i nie może zrozumieć, jak to się stało, że pozwolono karetce zaparkować przed domem szaleńca. Same ratowniczki opowiadają, że gdy dotarły na miejsce, nic nie wskazywało na to, że może im tam grozić jakiekolwiek bezpieczeństwo. – Było tam mnóstwo ludzi, nad każdym z rannych pochylało się po kilka osób, wyglądało na to, że jest tam już bezpiecznie – opowiada Agnieszka Cyran. – Sytuacja była wyjątkowa. Na ocenę poczynań funkcjonariuszy przyjdzie jeszcze czas, na pewno zrobią to nasi przełożeni – uspokaja Aleksandra Nowara, rzecznik prasowa rybnickiej policji.
Pojawiły się też głosy, że szaleńca powinni byli unieszkodliwić policyjni snajperzy. Nie jest tajemnicą, że broni snajperskiej nie ma w wyposażeniu komend miejskich. Asp. sztab. Mirosław Krysztopik, instruktor strzelectwa w rybnickiej komendzie zwraca uwagę, że broń snajperska nie jest panaceum na wszystko, pociski wyrządzają dużo większe szkody, więc użycie takiej broni jest zawsze bardzo ryzykowne, zwłaszcza wtedy, gdy w budynku są inne osoby. (WaT)

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt
3

Komentarze

  • Eterno Vagabundo To więcej niż aksjomat. 05 września 2010 11:35 W tym fachu często ciężka praca, Górnikom rozum w ser obraca. Skoro już tak jest, życie poucza: Nie wolno zwolnić go spod klucza. Wszak po tym zawsze poznać chorego, Że miast do dobra, dąży do złego. Przeto nie willa, pałac czy zamek, Lecz jego lokum, to dom bez klamek.
  • yans Odstrzelić!!! 02 września 2010 20:03Należało odszczelić śmiecia i byłoby po kłopocie.
  • wiarus z ORMO policja 02 września 2010 16:03 jak zachowała się policja to każdy może wyciągnąć wioski czytając tan artykuł , szkoda słów na komentarz [ nowicjusze ]

Dodaj komentarz