W renaulcie Jacka Rzewnickiego doliczono się osiemnastu dziur po kulach / Dominik Gajda
W renaulcie Jacka Rzewnickiego doliczono się osiemnastu dziur po kulach / Dominik Gajda
Minął miesiąc od dramatycznej sstrzelaniny przy ul. Braci Nalazków. – Powoli wracamy do życia – mówi szwagier desperata z Boguszowic. – Niestety, nasza rodzina nie doczekała się pomocy psychologicznej – dodaje.
Może to i dobrze, że wciąż musimy jeździć po szpitalach, bo nie mamy czasu myśleć o czym innym – mówi szwagier desperata.
Cała rodzina desperata jest już w domu. Żona, 15-letni syn, teść, a także 40-letni szwagier, najciężej ranny w strzelaninie. Nie mieszka w budynku, w którym rozegrał się dramat, ale tu bywa. – Musimy trzymać się razem, jest trochę raźniej – mówi. Jak teraz wygląda ich życie? – Chociaż wyszliśmy ze szpitali, to od poniedziałku do piątku jeździmy po szpitalach, do Katowic, Jastrzębia, Rybnika. Na razie nie mamy czasu, żeby myśleć o czymś innym. Może to i lepiej... – dodaje szwagier. 15-letni syn desperata na razie nie wrócił do szkoły, jest na zwolnieniu lekarskim. Młodszy poszedł już do podstawówki. – Nie zgłaszał nam, żeby mu ktoś dokuczał – mówi mężczyzna.
Twierdzi, że interesowano się nimi tylko w dniu tragedii i tuż po niej. – Później nikt nie zapytał, czy czegoś nie potrzebujemy. Nie było psychologa, nikogo z urzędu miasta czy z innej instytucji. Nie możemy nawet doczekać się rzeczoznawcy, który ma wycenić straty w domu – mówi. Dziękuje sąsiadom, którzy nie odwrócili się od nich, chwali sąsiadkę, która jest pielęgniarką i udzielała pierwszej pomocy. Tylko wobec mediów jest nieufny. – W jednej z gazet ukazało się zdjęcie naszej rodziny z jakiejś imprezy. Na stole, wiadomo, stały jakieś butelki. I napisali, że była libacja. A to była zwykła niedziela, jechał Kubica... Lekarze nawet mówili, że możemy wytoczyć proces gazecie! – mówi mężczyzna.
Ani on, ani nikt z bliskich nie mieli kontaktu z Krzysztofem W., który siedzi w areszcie. – Byłoby za wcześnie na rozmowę – twierdzi mężczyzna. Dostał dziewięć albo dziesięć postrzałów. Lekarze wyjęli z jego ciała trzy pociski, czwarty tkwi w kręgosłupie. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek zostanie wyjęty. – Oduczyłem się palić, a teraz boję się, że teraz wpadnę w nowy nałóg. Te tabletki przeciwbólowe ponoć mocno uzależniają – mówi. W cieniu tragedii rodziny W. są problemy np. sąsiadów. W strzelaninie ucierpiał samochód Jacka Rzewnickiego, kilkuletni renault scenic. Kiedy to wszystko się zaczęło, właściciel chciał schować go do garażu albo nim odjechać.
– Potem jednak ludzie zaczęli się za nim kryć. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby tego auta nie było na podjeździe – mówi pan Jacek. Pojazd przeszyło 12 kul, było 18 dziur. – Rzeczoznawca wycenił szkody na 10 tys. zł. Niestety, nie miałem autocasco, a i tak wątpię, żeby w takiej sytuacji coś wypłacili – mówi sąsiad. Zawiózł auto do blacharza i na własny koszt naprawił to, co najpilniejsze. – Wydałem 3600 zł i jeżdżę wrakiem – mówi pan Jacek. Żona desperata obiecała, że zwróci mu koszty, gdy tylko dostanie odszkodowanie z ubezpieczenia za zniszczony dom.


Co z psychologami?
Aleksandra Nowara, rzeczniczka rybnickiej komendy, mówi, że na miejscu byli psycholodzy policyjni. – Przyjmowali w komisariacie w Boguszowicach. Po szczegóły odsyła do Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. – Nasi ludzie byli tam w tym dniu, chociaż jesteśmy policyjnymi psychologami i mamy pomagać policjantom. To była jednak nadzwyczajna sytuacja, działaliśmy trochę jak pogotowie. Rozmawialiśmy z ofiarami w szpitalu i w komisariacie. Nie była to pomoc psychologiczna, a jedynie wsparcie psychologiczne, żeby ci ludzie mogli wyrzucić z siebie pierwsze emocje – wyjaśnia Danuta Adamek z zespołu psychologów KWP.
Dodaje, że teraz rodziną powinien zająć się Ośrodek Interwencji Kryzysowej w Rybniku. – Przekazaliśmy poszkodowanym nasze ulotki, poinformowaliśmy również telefonicznie, że mogą skorzystać z naszej pomocy. Zapraszamy ich każdego dnia w godzinach od 8 do nawet 20 – mówi Katarzyna Kusz, dyrektorka Ośrodka Interwencji Kryzysowej i Psychoterapii w Rybniku. Czy ktoś z rodziny W. skorzystał z takiej pomocy? – Tego nie mogę powiedzieć – twierdzi dyrektorka. (adr)


Odrębne śledztwo
Kontrowersje wywołały też działania policji w czasie zdarzenia. Czemu pod ostrzałem znalazła się karetka? Czy to mundurowi postrzelili 15-letniego syna desperata? Ma to wyjaśnić śledztwo, które wszczęła Prokuratura Okręgowa w Gliwicach. Postępowanie w tej sprawie prowadzi też biuro spraw wewnętrznych, tzw. policja w policji. – Ma ono odpowiedzieć na pytanie, czy wszystko przebiegało zgodnie z procedurami, czy czegoś na przyszłość nie można poprawić – mówi aspirant Marek Wręczycki z zespołu prasowego śląskiej policji.
– Sprawdzamy prawidłowość decyzji i działań funkcjonariuszy – mówi Michał Szułczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Dlaczego jednym z wątków będzie sprawa obrażeń, jakie odniósł 15-letni syn Krzysztofa W.? Dlatego, że sąsiedzi słyszeli, jak szaleniec, wychodząc z domu, powiedział do policjantów, że postrzelili mu syna. Odpowiedzi pozwolą tu znaleźć wyniki badań balistycznych. Te dotyczące ranionego chłopca mają być znane wcześniej niż wyniki całościowych badań związanych ze zdarzeniem. Tych można się spodziewać najwcześniej za dwa miesiące. (adr, WaT)

Komentarze

Dodaj komentarz