Pani Ola w Rybniku czuje się dobrze, choć całe miasto jest wielkości jednej dzielnicy Poznania / Dominik Gajda
Pani Ola w Rybniku czuje się dobrze, choć całe miasto jest wielkości jednej dzielnicy Poznania / Dominik Gajda
Całe życie byłam jaskrawą blondynką. W grudniu kończę 30 lat, chciałam trochę spoważnieć. Stwierdziłam, że przyciemnię sobie włosy. I zrobiłam to przed przyjazdem do Rybnika. Zmieniając otoczenie, klimat, pomyślałam, że zmienię też coś w sobie – opowiada Aleksandra Semmler, koszykarka Uteksu ROW Rybnik, uznawana za jedną z najpiękniejszych zawodniczek polskiej ekstraligi.
Męża Tomka, też koszykarza, nie uprzedziła. Zakomunikowała mu tylko, że chce coś zrobić z włosami. Odpowiedział, że może wszystko, byle została blondynką. – Przyzwyczai się. Ja jestem bardzo zadowolona. A jak kobieta podoba się sobie, to innym również! – przekonuje Aleksandra Semmler.
I dodaje, że ten jasny kolor kojarzył się z młodzieńczością i był dobry, gdy miała 20-25 lat. – Mój mąż jest o pięć lat młodszy ode mnie, a gdy byliśmy np. na wakacjach, wszyscy dawali mi 22 lata, a jemu 27! – śmieje się koszykarka.
Troszkę jej przeszkadzało też to, że często patrzono na nią przez pryzmat urody. – Nie pracuję w agencji modelek, jestem koszykarką i chcę, żeby mnie tak oceniano! Tymczasem np. za każdym razem, kiedy graliśmy w Gorzowie, czytałam w gazetach, że przyjeżdża Aleksandra Semmler, która uwagę zwraca nie tylko umiejętnościami, ale też urodą. Nawet w „Sportowych Faktach” napisano, że przyciągam superseksapilem. To lekki dyskomfort, kiedy kibice patrzą nie na moją grę, ale na moją urodę. Chciałam się trochę przyciemnić, żeby mniej rzucać się w oczy – tłumaczy.

Chcieli grać razem
Na co dzień ubiera się na sportowo. Na treningi, do sklepu spożywczego jeździ po prostu w dresie. Na spotkanie z „Nowinami” włożyła elegancką bluzeczkę, zrobiła sobie delikatny makijaż, we włosy wpięła gustowną ozdobę. – Nie kupuję w Rybniku ubrań. Wszystko przywiozłam ze sobą. – Nie mam czasu na chodzenie po sklepach. Kiedy już jestem w Plazie czy w Focusie, „kuknę” na wystawę, ale nie nastawiam się na kupowanie – mówi.
Kawę pije w mieszkaniu, nie stołuje się na mieście. Sama przygotowuje sobie posiłki. – Niemal cały wolny czas spędzam w moim nowym domu. Klub wynajmuje dla Polek mieszkania przy ulicy Wodzisławskiej. Każda z nas ma dwa pokoje, sypialnię i pokój dzienny. Mój lokal znajduje się akurat nad biurem firmy komputerowej. Kiedy więc mam jakiś kłopot np. z kablówką, schodzę na dół i za chwilkę usterka już jest usunięta – mówi.
Treningi ma co drugi dzień, dwa razy w ciągu jednego dnia. Trwają po dwie-trzy godziny. W weekendy są mecze. Na spotkania wyjazdowe wyruszają dzień wcześniej. – Poniedziałek jest na spanie, pranie, sprzątanie i odpoczywanie – mówi.
Wieczory spędza przy telefonie. W Poznaniu zostawiła rodziców, teściów. W Szczecinie są mąż i córeczka Maja, która ma teraz 2,5 roku. – Na początku rozmawiałam z nią na Skypie. Ale kiedy mnie zobaczyła, miała zaszklone oczy, chciała iść do mamusi. Stwierdziliśmy, że będziemy rozmawiały przez telefon. Więc recytuje wierszyki, opowiada do słuchawki... – mówi Aleksandra Semmler.
Planowali grać z mężem w jednym mieście. Tomek chciał występować w pierwszej klasie, bo w ekstraklasie męskiej trudno się przebić. – Szukaliśmy więc miast, gdzie będzie pierwsza liga męska i ekstraklasa kobieca. – Braliśmy pod uwagę m.in. Łódz, Bydgoszcz i Pruszków. Niestety, nie udało się. Jak mnie chcieli, to jego nie i odwrotnie – opowiada pani Ola.
W końcu ona wylądowała w Rybniku, a on w Szczecinie. Maja miała początkowo być z mamą, w Rybniku. Ale pan Tomek nabawił się kontuzji i ma trzymiesięczną przerwę. Więc mała jest z tatą. – Dzieli nas 600 kilometrów. Ale stwierdziliśmy z mężem, że jesteśmy dorośli i silni, więc zaciśniemy zęby i jakoś to będzie. A Majka jest bardzo dzielna i ugodowa – opowiada pani Ola.
Dni w Rybniku bardzo szybko lecą. – Nie odczuwam braku aż tak mocno, bo jestem albo zmęczona, albo głodna, albo idę spać. Mam co robić, to przyćmiewa myśli o tęsknocie. Wiadomo, przez cały czas jesteśmy na telefonie, w każdej minucie wiem, co robią najbliżsi, radzę sobie – stwierdza.
Mąż i córeczka byli już w Rybniku. W październiku, na pięć dni. – Odwiedzili mnie, żeby zobaczyć, jak mieszkam, jak mi tutaj jest – mówi pani Ola.
Tomek wraca do grania na początku grudnia. A piątego grudnia Utex gra mecz w Poznaniu. – Mąż przekaże mi Maję. Przyjadę z nią do Rybnika. – Na pewno wpadniemy do babci do Bytomia. Zrobimy jej niespodziankę, zobaczy wnuczkę i prawnuczkę. Bardzo się ucieszy, bo jestem jej jedyną wnuczką – mówi pani Ola.
Ostatni mecz w tym roku Utex gra 17 grudnia u siebie, z Gorzowem. – Potem mamy 2,5 tygodnia wolnego. Cały grudzień będziemy razem. Święta spędzimy w Poznaniu – mówi.

Rośnie po tacie
Córeczka jest jej największym skarbem. – Po jej urodzeniu zmieniłam się o 359 stopni! Olbrzymią przyjemność sprawia mi pójście z nią na spacer, na plac zabaw. To większa frajda niż wyjście ze znajomymi – przyznaje. Maja wygląda na cztery-pięć lat. To po tacie, który ma dwa metry wzrostu. Bo mama jest raczej filigranowa. – Myślę, że pójdzie w ślady nasze i naszych rodziców, którzy też są koszykarzami. Nie będę jej odradzała. Zresztą jak będzie miała 190 cm wzrostu, to i tak będzie skazana na basket. Tylko moja mama mówi: Boże, żeby tylko nie grała w koszykówkę. Kiedy będzie miała pięć lat, zapiszę ją na gimnastykę. Potem, gdy będzie 8-, 10-latką, zobaczymy, czy to będzie koszykówka, czy jakiś inny sport – mówi Aleksandra Semmler.
Poza tym Maja... nie jest podobna do rodziców! – Przez całe życie byłam dzika, rozbrykana, mąż tak samo. Córka w ogóle w nas się nie wdała. Jest spokojna, czasami mama zastanawia się, jak to jest, że mamy takie dziecko. Śpi po nocach, nie ma kolek, zero problemów. Nie obawiam się, że ktoś będzie się nią opiekował w czasie moich treningów. Gdy tylko ktoś się z nią pobawi, uśmiechnie się do niej, jest „sprzedana”. Mówi: mamusiu, na razie. Ja taka nie byłam, mąż też nie. Dziękuję Bogu, że mamy takie dziecko – mówi Aleksandra Semmler.
Ale na jednym dziecku nie zamierza poprzestać. – Chcę pograć jeszcze z pięć lat i zrobimy sobie... więcej dzieci! To naprawdę piękna sprawa. Maja pójdzie do szkoły, a my sobie zrobimy chłopczyka. Będziemy tak długo robić, aż będzie facet – śmieje się pani Ola.
Po zakończeniu kariery chce pozostać w sporcie. – Jesteśmy razem z mężem po AWF-ie, ale on jest młodszy, więc pewnie będzie dłużej grał. A ja będę realizowała się jako matka, będę pracowała jako trenerka, niekoniecznie koszykówki. Może będzie to pływanie, może aerobik – mówi.
Jedno jest pewne: chcą osiąść w Poznaniu, gdzie mieszkają ich bliscy. – Jesteśmy z nimi bardzo związani – stwierdza pani Ola.

Ekskluzywny Rybnik
W Rybniku czuje się dobrze, chociaż całe miasto to niemal jak jedna dzielnica Poznania. – Jestem mile zaskoczona, bo myślałam, że to dziura, w której nic nie ma. A tutaj jest fajny rynek, panuje fajny klimat, mieszkają fajni ludzie, jest fajny zespół, fajny trener – opowiada. Zagląda na rynek, odwiedza kościół przy Wodzisławskiej. – W porównaniu z takim Bytomiem Rybnik jest ekskluzywnym miastem. – Tam nigdy nie potrafiłabym mieszkać, mimo że właśnie tam się urodziłam – mówi.
Chwali kibiców, którzy są z drużyną na dobre i na złe. – Przybijają piątki i po wygranym, i po przegranym meczu. Czterech kibiców zawsze jeździ z nami. Własnym samochodem albo autobusem, na swój koszt, nie zważając na odległości. Pełen szacun! – mówi zawodniczka.
Po Rybniku porusza się swoim samochodem, golfem IV. Zrobiła prawo jazdy, gdy skończyła 17 lat. Pierwszym samochodem był nowy maluch, którego dostała na osiemnastkę od rodziców. Potem wyjechała za granicę, uzbierała na hyundaia. – Jeżdżę jak stara wydra. Mam bardzo ciężką nogę, ale jeżdżę pewnie i nie miałam żadnego poważnego wypadku. Mój mąż zrobił prawo jazdy dopiero rok temu! Wcześniej nie grał poza Poznaniem, mieszkał z rodzicami, nie potrzebował samochodu. Jeździ o wiele spokojniej, uważniej – przyznaje koszykarka.
Piękna zawodniczka raczej nie płaci mandatów. – Złapała mnie policja może ze trzy razy. Dwa razy ich zagadałam, mówiłam, że jadę na trening. Raz zapłaciłam. Kobieta mnie zatrzymała... – śmieje się pani Ola.

Komentarze

Dodaj komentarz