Mieszkańcy bloku przy ulicy Londzina 11b mają już dość problemów z kanalizacją / Iza Salamon
Mieszkańcy bloku przy ulicy Londzina 11b mają już dość problemów z kanalizacją / Iza Salamon
W piwnicy cyklicznie zatyka się kanalizacja i cuchnące ścieki wylewają się do środka. – Śmierdzi w całym bloku. Wchodzimy do klatki jak do chlewa. Przecież takie ścieki to są zarazki, a mamy małe dzieci – denerwowali się mieszkańcy.
W klatce mieszka 12 rodzin. Wszyscy mają już dość, bo problem z kanalizacją ciągnie się od około pięciu lat. Za każdym razem lokatorzy dzwonią do Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Czerwionce-Leszczynach. – Przyjeżdżają, naprawiają, po czym za chwilę znowu jest to samo. Wczoraj też byli i robili, a dzisiaj znowu ścieki się rozlały po całej piwnicy – irytuje się Franciszek Kasperski. Od pewnego czasu skrupulatnie notuje kolejne dni, w których kanalizacja się zatykała. – Trzy razy we wrześniu, sześć razy w październiku i teraz w listopadzie już dwa razy. Tego się nie da wytrzymać – pokazuje swoje notatki pan Franciszek.
Pelagia Czyżowska narzeka, że piwnice właściwie są bezużyteczne, bo co można przechowywać w takich warunkach. Jak jeszcze nie było ogrzewania centralnego, mieszkańcy trzymali w piwnicach węgiel, przechowywali też zapasy na zimę, zostawiali rowery. Teraz nie ma o tym mowy. – Jak te dzieci mają wejść po te rowery, skoro wszystko pozalewane ściekami? Wszystko pleśnieje, rdzewieje, cuchnie tak, że nie można wytrzymać. Latem przeżywamy jeszcze większy horror, bo w ciepłe dni bardziej śmierdzi – dodaje Pelagia Czyżowska.
– Ja jestem człowiekiem starej daty i chciałbym trzymać w piwnicy kartofle. Ale jak potem jeść takie ziemniaki? – otrząsa się z obrzydzenia Franciszek Kasperski.
Marian Uherek, dyrektor ZGM, bardzo dobrze zna problem. Kanalizacja to niestety wciąż słaby punkt znacznej większości budynków komunalnych w gminie. W wielu miejscach w ogóle jej nie ma, a tam, gdzie jest, to liczy sobie wiele lat. Familoki w Czerwionce mają kanalizację sprzed stu lat, bloki w Leszczynach sprzed sześćdziesięciu. Nic dziwnego, że po tylu latach użytkowania stare instalacje zaczynają się po prostu psuć, a na nowe nie ma pieniędzy. Doraźne i nieraz kosztowne naprawy nie zawsze skutkują. – Znam dobrze sytuację z ulicy Ligonia 11b i naprawdę robimy, co możemy, żeby ten problem rozwiązać. W zeszłym roku wydaliśmy na remont kanalizacji w tym budynku aż 30 tys. zł. Wybudowaliśmy nową studzienkę i powiem szczerze: nie wiem, co się dzieje. Pół roku był spokój, po czym znowu zaczęły się problemy. Jest jeden plus w tej sytuacji: dzięki nowej studzience wiemy, gdzie tworzy się korek. Jest to w bloku, a nie na zewnątrz, i to ułatwia naprawę. Inaczej musielibyśmy rozpruć kanalizację – mówi dyrektor Uherek. – Ale mieszkańcy też nie są bez winy – kontynuuje. Chętnie bym kiedyś zrobił z tego wystawę i pokazał, co wrzucają do ubikacji. Swoistym standardem są rozmaite szmaty, obierki z ziemniaków i podpaski. Zdarzają się także chusteczki, kostki zapachowe, a także ogórki konserwowe – luzem i... w słoiku! Szczytem zaś wszystkiego są metalowe czyściki, do których wszystko się przyczepia, tworząc korek. Trzeba dbać, żeby nie wrzucać do kanalizacji byle czego. Są u nas klatki, w których trzeba przepychać rury co kilka miesięcy. Są i takie domy, gdzie jeszcze ani razu nie było takiego problemu.

Komentarze

Dodaj komentarz