Brama główna kopalni Anna. Dziś nie ma już tu takiego ruchu jak niegdyś / Dominik Gajda
Brama główna kopalni Anna. Dziś nie ma już tu takiego ruchu jak niegdyś / Dominik Gajda

Na ostatnią Barbórkę w kopalni Anna powstał piękny album, który zawiera pół tysiąca archiwalnych zdjęć. Udostępnili je mieszkańcy. Kopalnia Anna fedruje od 178 lat. W przyszłym roku wyjedzie z niej ostatnia tona węgla.
Autorzy tej bezcennej publikacji dla Pszowa uporali się z przygotowaniem książki w ciągu kilku miesięcy. W kwietniu ogłosili zbiórkę archiwalnych zdjęć. Dotarli do byłych górników, inżynierów, dyrektorów kopalni Anna albo ich rodzin. Wykonali dziesiątki telefonów, gromadzili informacje. We wrześniu mieli już setki starych fotografii i zabrali się za przygotowanie do druku. I właśnie w tym tygodniu odbiorą wprost z drukarni jeszcze ciepły, wydany na kredowym papierze, album o Annie. Nie, nie o Annie, ale o naszej Anience. Bo właśnie tak w Pszowie nazywają swoją ukochaną kopalnię. – Przygotowanie tego albumu to był naprawdę górniczy rekord. Książka powstała w tak szybkim tempie, że Wincenty Pstrowski byłby z nas dumny – śmieją się inicjatorzy akcji i współtwórcy albumu. To Paweł Kowol, szef związku zawodowego Kadra, Bogusław Kołodziej, emerytowany górnik, oraz Jerzy Grycman, główny inżynier górniczy kopalni Rydułtowy-Anna Ruch II.

Dwa skarby
Pszowianie mają dwa największe skarby. To sanktuarium Matki Boskiej Uśmiechniętej i kopalnia Anna. Dwie smukłe wieże bazyliki i metalowy, niebieski szyb Jan z dużym napisem „Anna” wznoszą się nad miastem od tak dawna, że właściwie od zawsze. Kopalnia istnieje od 178 lat. Wrastała w miasto latami. Górnicy budowali szyby, pogłębiali je, drążyli chodniki. Ponad sto lat temu zbudowali nawet pierwszą w Polsce kolejkę linową o napędzie parowym łączącą kopalnię z dworcem kolejowym w Rydułtowach. Niestety, w przyszłym roku z Anny wyjadą na powierzchnię ostatnie tony węgla. Wkrótce niemal zupełnie umilkną tutaj maszyny, zamknięte zostaną wyrobiska. – Złoża są na wyczerpaniu, więc stopniowo wygasa działalność zakładu. Po zakończeniu eksploatacji pozostaną tylko oddziały niezbędne do funkcjonowania Ruchu I, czyli kopalni Rydułtowy – mówi inżynier Jerzy Grycman, który jest związany z Anną od 27 lat.
Wspomina, że w latach 70. w systemie czterobrygadowym w kopalni Anna pracowało aż 7,7 tys. ludzi! Dzisiaj z załogi zostało już tylko 1600 osób. Jednak nikt nie musi się bać o robotę. W innych kopalniach przyjmują ich z otwartymi rękami, bo górników zaczyna brakować. – Wszyscy mają u nas zapewnioną pracę i na pewno będą świętowali z nami jeszcze niejedną Barbórkę – pociesza Zbigniew Madej, rzecznik prasowy Kompanii Węglowej w Katowicach, do której należy kopalnia Rydułtowy-Anna. Sama Anna żyje już jednak innym rytmem. Zbliża się Barbórka. Kiedyś nikt nie mówiłby o niczym innym. Dziś jest nieco inaczej. Przed bramą kopalni niewielki ruch. Górnicy stoją w grupkach, osłaniając się przed zimnem. Smutno patrzą, jak wiatr szarpie zawieszonym na płocie transparentem z dużym napisem „Nieruchomości na sprzedaż”.

Jak trzy siostry
– Aż się serce kroi, nasza kopalnia odchodzi wraz z cząstką nas samych. Nieuchronnie coś się kończy w naszym życiu, aż trudno o tym mówić – wzrusza się Dorota Soczówka ze Związku Zawodowego Kobiet w Górnictwie. To jedyny taki związek w polskich kopalniach. Powstał właśnie w Pszowie. – Wiele naszych koleżanek została już przeniesiona do kopalni Rydułtowy, Marcel, Chwałowice. Nie jest dla nich takie proste, bo mają za sobą po 20, nieraz nawet 30 lat pracy. Nie są przygotowane na transformacje, na zmianę miejsca pracy. Tym samym nasz związek został rozproszony. Liczymy jednak, że teraz w innych kopalniach powstaną oddziały i dzięki temu się wzmocnimy – dodaje Dorota Soczówka. W przypadku Anny zamknięcie nie oznacza jednak gwałtownej wyrwy, jest to raczej powolne wygaszanie, zasypianie. Ludzie mają czas, żeby się oswoić z myślą o stracie.
Kiedyś stały niedaleko siebie trzy kopalnie, jak trzy siostry, bo każda miała kobiece imię. Emma (obecnie Marcel), Charlotta (Rydułtowy) i właśnie Anna. Tej ostatniej imię na cześć swojej córki nadał ówczesny właściciel. Był nim Ferdinand Friedrich August Fritze, aptekarz i burmistrz Rybnika. Przyjmuje się, że zakład zaczął swoją działalność w lipcu 1832 roku, a w 2004 roku zakończył swój indywidualny żywot. Został bowiem połączony z Rydułtowami. W przyszłym roku praktycznie ma zostać zamknięty. Jak Pszów poradzi sobie bez kopalni żywicielki? – Jak odejdą stąd wszyscy górnicy, nasze sklepy czy firmy na pewno to odczują. Kopalnia jest motorem rozwoju, bez niej nasze miasto będzie jak wymarłe – stwierdza ze smutkiem pani Krystyna, pracownica jednego z miejscowych sklepów. Zamknięcie kopalni odbije się także na budżecie miasta, choć kopalnia nie fedruje pod Pszowem od dobrych kilku lat.

Wszystko na sprzedaż
– Stracimy jednak na podatku od nieruchomości, aczkolwiek cały czas prowadzimy starania, aby zastąpić kopalnię innego rodzaju działalnością. Dlatego też miasto włączyło się w promocję terenów wyznaczonych przez właścicieli do sprzedaży. Mamy spisaną umowę z Kompanią Węglową, a efektem jest katalog inwestycyjny, który został przygotowany w ramach projektu Biznes 5. Wymieniono w nim 60 terenów leżących w różnych gminach, z czego aż 20 jest w Pszowa, przy czym my jedynie pośredniczymy w ewentualnej transakcji imieniu właściciela – wyjaśnia burmistrz Marek Hawel. Jaskółką zmian jest 12 firm, które już się zainstalowały w strefie kopalnianej. Teren kopalni to 120 ha, z tego 60 ha to tereny do zagospodarowania na działalność przemysłową lub usługową. Kopalnia powoli odchodzi do historii, jednak wciąż żyje we wspomnieniach i na zdjęciach.
Zygmunt Krakowczyk, niegdyś nadsztygar do spraw tąpań, i Jerzy Lippa, emerytowany główny inżynier wentylacji w kopalni Anna, wspominają czasy, kiedy Anna była w pełnym rozruchu. – Pracowaliśmy po osiem godzin dziennie (teraz pracuje się 7,5) przez sześć dni w tygodniu i trzy niedziele w miesiącu, a czwartą na życzenie załogi. W systemie czterobrygadowym wydobycie szło bez przerwy. Zaczynałem tutaj pracę w 1956 roku, ale wtedy społeczeństwo było zupełnie inne. Myślę, że lepsze. Ludzie pomagali sobie, mieli do siebie zaufanie, nawet domów na noc nie zamykali. Kiedy to się zmieniło? Kiedy wymagania stały się większe niż możliwości kopalni – wspomina Zygmunt Krakowczyk. – Pod względem społecznym nasza kopalnia była najlepsza, górnictwo w dobrym wydaniu. Górnicy uczciwi, rzetelni, to był dobry mój wybór – dodaje Jerzy Lippa, który w Annie przepracował 26 lat.

Lampka gaśnie
Bogusław Kołodziej, autor albumu, pokazuje niektóre z zebranych zdjęć. Ze starych fotografii (najstarsza pochodzi z 1899 roku) spoglądają górnicy w galowych mundurach, pracownicy kopalni, strażacy, ratownicy, kierowca dyrektora. Najmniej niestety jest zdjęć z dołu kopalni. – Ludzie odpowiedzieli na nasz apel błyskawicznie. Przynosili nam prawdziwe skarby, setki bezcennych fotografii, którym towarzyszyły niezwykłe historie. Nie sposób każdego wymienić, wszystkim bez wyjątku bardzo dziękujemy – mówi autor albumu. Nie byłoby tej książki bez wsparcia kopalni Rydułtowy, bez ogromnego zaangażowania Bogusławy Bugli, sekretarki głównego inżyniera, bez pomocy Grzegorza Lisieckiego z drukarni Legis z Wilchw oraz wszystkich górników, którzy swoje serce zostawili na Annie. –Na ostatniej stronie albumu umieściłem górniczą lampkę w ciemnościach. Na razie jeszcze płonie, ale zbliża się ta chwila, kiedy zgaśnie – mówi poruszony Bogusław Kołodziej.

1

Komentarze

  • pszowik tak mi żal Anny 05 grudnia 2010 00:14Przeczytałem z łezką w oku bo pracowałem na Annie tyle lat i jest to dla mnie połowa życia, żegnaj Anienko

Dodaj komentarz