Spotkania brata Mariana Markiewicza z Janem Pawłem II były zawsze bardzo serdeczne. Z tyłu stoi abp Jerzy Stroba / Zbiory prywatne
Spotkania brata Mariana Markiewicza z Janem Pawłem II były zawsze bardzo serdeczne. Z tyłu stoi abp Jerzy Stroba / Zbiory prywatne

Brat Marian Markiewicz był w Rzymie kierowcą kardynała Karola Wojtyły oraz innych dostojników kościelnych. – Byłem tym „winowajcą”, który zawiózł Karola Wojtyłę na konklawe i już go tam zostawił – opowiada brat Marian.

W Raciborzu gościł brat 60-letni Marian Markiewicz, kierowca kardynała Karola Wojtyły oraz wielu innych dostojników kościelnych. Spotkał się z uczniami w szkołach, opowiadał o przygodzie swojego życia w kościołach oraz osadzonym w miejscowym więzieniu i poprawczaku.
– Byłem tym „winowajcą”, który zawiózł Karola Wojtyłę na konklawe i już go tam zostawił. Kardynała z dalekiego kraju wybrano bowiem na papieża. Zawsze, gdy później rozmawiałem z Ojcem Świętym, żartobliwie przypominał mi o tym – opowiada brat Marian.

W polskim kolegium na Awentynie
– W 1977 roku posłano mnie do posługi w Papieskim Kolegium Polskim na Awentynie, gdzie mieszkają polscy księża studiujący w Rzymie. Zajmowałem się zaopatrzeniem domu w artykuły spożywcze, przywoziłem i odwoziłem gości, dbałem o dom i ogród – wymienia brat Marian. Po śmierci Pawła VI katolicki świat przygotowywał się do konklawe, które miało wybrać 262. papieża w dziejach Kościoła. Na dziennikarskiej giełdzie pojawiła się m.in. osoba Karola Wojtyły, choć na jednym z dalszych miejsc.
– Przed samym konklawe kardynał Wojtyła zaprosił do polskiego kolegium na obiad czterech kardynałów. Jednym z nich był Albino Luciani. Pamiętam jego uśmiech i wenecki akcent. Nie sądziłem wówczas, ze podaję jedzenie przyszłemu Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi I... – wspomina brat Marian.
Przed wyjazdem na konklawe kardynał Wojtyła pożegnał się z ówczesnym rektorem Domu Polskiego słowami: „Józiu (ks. Michalik), jak zostanę papieżem, to ufunduję dla kolegium windę”. W budynku trzeba było bowiem wchodzić na drugie piętro, co stanowiło dla starszych biskupów nie lada problem. Tym jeszcze razem kardynała Wojtyłę nie wybrano na papieża.
– Gdy wróciliśmy, zażartował: „Józiu, wybacz, że się tak licho spisałem” – wspomina brat Marian.

Pierwsze konklawe
Jan Paweł I zmarł niespodziewanie po 33 dniach pontyfikatu.
– Bodaj 3 października 1978 roku znowu odbierałem kardynała Wojtyłę z rzymskiego lotniska, który przyjechał na swoje drugie konklawe. Zachowywał się inaczej niż zwykle, był zamyślony. Przeczuwał, że będzie musiał wziąć na swoje barki odpowiedzialność za Kościół. Przywiozłem go do Domu Polskiego audi 60, na zmianę mieliśmy forda escorta. Długo modlił się w kaplicy. Zwykle, gdy ktoś wchodził, unosił głowę i dawał znak, że pozdrawia. Teraz było inaczej. Cały czas klęczał, trzymając głowę w dłoniach. Coś wisiało w powietrzu – zaznacza brat Marian.
Wraz z ks. Stanisławem Dziwiszem zawiózł walizki kardynała Wojtyły do małego pokoju przy Kaplicy Sykstyńskiej. Na czas konklawe kardynałowie są odcięci od świata, plombuje się nawet okna w pokojach, by na zewnątrz nie wyciekły żadne informacje. Kardynałowie nie mogą rozmawiać ze sobą. Gdy ostatni przekroczy próg kaplicy, za wszystkimi zamyka się furtka, którą pieczętuje się plombą. Jeśli kardynałom czegoś brakuje, podaje się to przez znaną z klasztorów beczkę obrotową. Jeden nie widzi drugiego.

Drugie konklawe. Mamy papieża!
– Przed wyjściem na konklawe kardynał Wojtyła poprosił: „A może byś mnie tak ostrzygł”. Na wszystkich pierwszych zdjęciach po wyborze na papieża Jan Paweł II nosi moją fryzurę – mówi brat Marian. Zanim dojechali na miejsce, odwiedzili w klinice Gemelli ciężko chorego bpa Andrzeja Deskura, przyjaciela, u którego często zatrzymywali się polscy dostojnicy. O godz. 15.50 znaleźli się u drzwi Kaplicy Sykstyńskiej.
– Karol Wojtyła powiedział do nas: „No to trzymajcie się” i zniknął za furtką – mówi brat Marian. Kardynał plasował się wówczas w pierwszej dziesiątce dziennikarskiego rankingu.
W pierwszym dniu konklawe, o wybranej porze, nad kominem Kaplicy Sykstyńskiej pojawił się czarny dym, co oznaczało, że jeszcze nie wybrano papieża. Nazajutrz to samo. O godz. 17 z minutami pokazał się biały dym. – Wszystko to śledziłem w telewizji. Wiadomo było, że mamy nowego Ojca Świętego. Kto tylko mógł, biegł na Plac Świętego Piotra. Zostałem w domu, bo za kilka minut kardynał Felici miał ogłosić nazwisko nowego papieża. Nie dałbym rady w tak krótkim czasie przejechać samochodem sześciu kilometrów zakorkowanymi rzymskimi ulicami – relacjonuje brat Marian.
– Na drugi dzień po śniadaniu Jan Paweł II pojechał do kliniki Gemelli odwiedzić bpa Deskura. Wielkie zdziwienie, bo dopiero co został papieżem i już wędruje. Tak zaczął się pierwszy dzień pontyfikatu – stwierdza brat Marian.

Widok z papieskiego okna
Wieczorem przyjechał ks. Dziwisz i kazał ks. Michalikowi i bratu Markiewiczowi pojechać do Watykanu na spotkanie z Ojcem Świętym.
– Klęczał w kaplicy, w której panował półmrok. Wiązka światła z sufitu ogarniała tylko klęcznik, by papież mógł czytać brewiarz. Jeszcze niedawno chodził w purpurze, a teraz klęczał w papieskiej bieli. Z wrażenia, na progu kaplicy padliśmy z ks. Michalikiem na kolana. Przyszedł też ks. Dziwisz i mówi do nas: „No idźcie się przywitać”. Podchodzimy do klęcznika i mówimy: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, Ojcze Święty”. Odpowiedział: „Na wieki wieków amen” i dodał po góralsku „A cóż sie tak po nocach włóczycie? Jak jużeście przyszli, to chodźcie. Może jakoś razem w tej chałupie nie zginiemy”.
We czwórkę zwiedziliśmy całe piętro papieskie. Uległem pokusie i podszedłem do okna, z którego Ojciec Święty błogosławi ludzi zgromadzonych na Placu Świętego Piotra. Rzeczywiście widok jest niezwykle piękny. W pełnej książek bibliotece Jan Paweł II powiedział: „Mój Boże, kiedy ja to wszystko przeczytam”...

Zamach na Jana Pawła II
Ks. Michalik przypomniał daną jeszcze przez kardynała obietnicę. Jan Paweł II wkrótce ufundował polskiemu kolegium windę. Do dziś wisi na niej tabliczka, że to dar papieża. – Pierwszym biskupem, którego przywiozłem do Watykanu po wyborze Karola Wojtyły na Tron Piotrowy, był Ignacy Jeż z Koszalina, a z pochodzenia Ślązak. Niezwykle skromny i zawsze uśmiechnięty. Akurat wtedy przebywał niedaleko Rzymu – podkreśla brat Marian.
Nie brakowało również trudnych chwil. Najstraszniejszą był zamach na Jana Pawła II 13 maja 1981 roku. – Przywiozłem wówczas do Watykanu na międzynarodową konferencję bpa Szymeckiego z Kielc i bpa Smoleńskiego z Krakowa. Strzały padły, gdy papamobile z papieżem po raz drugi okrążało Plac Świętego Piotra. Właśnie szedłem w tym kierunku, by wysłuchać przemowy Ojca Świętego do zebranych. Nagle zrobiło się straszne zamieszanie. Wyły policyjne syreny, a nad placem krążył helikopter z karabinierami. Jakaś zapłakana Polka biegła i krzyczała, że był zamach na papieża. Nogi ugięły mi się z przerażenia – wspomina.
Pielgrzymi z Poznania chcieli ofiarować Ojcu Świętemu obraz Matki Boskiej Częstochowskiej ozdobiony ziarnami zbóż i nasionami kwiatów. Nie zdążyli. Ktoś wpadł na pomysł, by postawić go na tronie papieskim.
– Nagle podmuch wiatru sprawił, że obraz zsunął się z tronu, uderzając w podest. Przez plac przeszedł jęk grozy, jakby miało stać się coś najgorszego. Wówczas ojciec Kazimierz Przydatek, jezuita, koordynator grup pielgrzymkowych z Polski, uspokoił wszystkich, że papież żyje i trwa operacja – zaznacza brat Marian.

Oczekiwanie na beatyfikację
W 1982 roku brat Marian wrócił do kraju. Potem jeszcze wielokrotnie spotykał się z Janem Pawłem II w trakcie jego pielgrzymek do ojczyzny. Często woził do Watykanu abpa Jerzego Strobę, także Ślązaka, metropolitę poznańskiego. Był przewodnikiem pielgrzymek z Polski, które zawsze dostępowały zaszczytu uczestniczenia w prywatnych audiencjach u Ojca Świętego. Kiedy w kwietniu 2005 roku Jan Paweł II odchodził do Domu Ojca, brat Marian pracował w seminarium warszawskim. Doczekał beatyfikacji papieża. Spędzi ją w swojej obecnej parafii w Krośnie koło Mosiny (Wielkopolska), gdzie jest organistą.




Kim on jest
Marian Markiewicz urodził się w Sulejowie nad Pilicą. W wieku 17 lat wstąpił do Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego, którzy nie przyjmują święceń kapłańskich, ale służą hierarchom Kościoła. Po dwuletnim nowicjacie w 1970 roku rozpoczął pracę w katedrze warszawskiej, u boku kardynała Stefana Wyszyńskiego. Poznał wówczas ks. Jerzego Popiełuszkę, który był alumnem seminarium duchownego.
W sobotę i niedzielę, 2 i 3 kwietnia, brat Marian Markiewicz odwiedzi parafię Matki Boskiej Bolesnej w Rybniku. Podczas mszy św. będzie można wysłuchać jego opowieści o jego pracy u boku kardynała Karola Wojtyły i późniejszych spotkaniach z Janem Pawłem II.

Komentarze

Dodaj komentarz