Rafał Adamus i poseł Marek Plura ze ślabikorzami / Iza Salamon
Rafał Adamus i poseł Marek Plura ze ślabikorzami / Iza Salamon
Dwa ślabikorze przywiózł do Połomi Rafał Adamus, prezes Pro Loquela Silesiana Towarzystwa Kultywowania i Promowania Śląskiej Mowy.
Przejechał z posłem Markiem Plurą, autorem projektu ustawy w sprawie uznania śląskiego za język regionalny. – Czy to znaczy, że teraz sie bydymy uczyć naszyj godki od podstaw? – żartowali uczestnicy spotkania. Zainteresowanie było spore. Co to jest ślabikorz (w naszym regionie mówiło się raczej szlabikorz)? To elementarz do nauki języka. Rafał Adamus zaprezentował dwa. Pierwszy ukazał się w zeszłym roku i jest efektem projektu finansowanego z Funduszu Inicjatyw Obywatelskich. Zawiera 46 lekcji i jest przeznaczony dla klas początkowych szkoły podstawowej. Drugi „Ślabikŏrz niy dlo bajtli” jest adresowany do starszych.
– Opisuje ten świat, w którym żyjemy, przybliża śląską mowę i to, co było kiedyś. Jego autorem jest Mirosław Syniawa – mówił prezes Adamus. Wspominał, że praca nad ortografią w ślabikorzu trwała rok. Na początku nikt nie był zadowolony z efektów. Wielu ludzi łapało się za głowę i z przerażeniem oglądało dziwne i nieznane znaczki w zapisie tak dobrze znanych im wyrazów. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że zapis się sprawdza. – To pierwszy przypadek na świecie, że inicjatywa kodyfikacji, czyli zapisu języka, wyszła od społeczeństwa. Teraz ludzie piszą po śląsku na czatach w internecie, na Gadu-Gadu. Chodzi o to, aby dorośli uczyli się czytać po śląsku, gdyż większość ludzi nie miała styczności z językiem pisanym – tłumaczył prezes Pro Loquela Silesiana, które jest wydawcą obu ślabikorzy.
Uczestnicy spotkania w Połomi potwierdzili, że mówią po śląsku od dziecka i nie sprawia im to żadnego problemu. Z czytaniem jednak nie jest już tak łatwo. – To tak jak z nowymi szczewikami [butami – przyp. red], trzeba się nauczyć w nich chodzić – żartował poseł Plura. Jak dodał, w lutym projekt ustawy trafił do komisji ds. mniejszości narodowych i etnicznych. W maju powinno się odbyć pierwsze czytanie w Sejmie. – Myślę, że najdalej w czerwcu projekt trafi pod głosowanie. Szanse na uznanie naszyj godki za język regionalny jeszcze w tej kadencji są wielkie, zwłaszcza po ostatniej wypowiedzi prezesa PIS-u – skonkludował poseł Plura, dodając, że za zapisem w ustawie idą pieniądze na naukę, kultywowanie i promowanie języka. Sama ustawa to jednak dopiero początek drogi poprzedzający lata pracy.
– Jak ten język będzie traktowany w szkołach? Kto go będzie uczył, przecież nie mamy filologów śląskich? – pytali uczestnicy spotkania. Parlamentarzysta wyjaśnił, że język regionalny jest językiem pomocniczym i ma być nauczany w takiej formie, w jakiej jest używany w danej miejscowości. – Nie znam szkoły, kaj by uczyli chemii po kaszubsku – dodał z uśmiechem Marek Plura. Antoni Rduch, prowadzący znaną firmę montującą napędy do dzwonów, opowiedział o zabawnych sytuacjach, z jakimi się spotyka, gdy jak z pracownikami jeździ do różnych parafii w Polsce. – Gdy nasi ludzie pytają „Kaj tu je fara?” albo mówią: „Dej pozor, żebyś nie ukiołznoł”, to miejscowi myślą, że przyjechali z Czech – wspominał przedsiębiorca. Pytał także o autonomię, ponieważ często to interesuje ludzi z innych regionów kraju.
– Autonomia to forma demokracji, daleko posunięta samorządność. Obecnie jest jej za mało – odpowiedział Rafał Adamus. Z sali padły także pytania o spis powszechny i osławioną już narodowość śląską. Janusz Wita, radny wojewódzki z Ruchu Autonomii Śląska, wyjaśnił, że wprawdzie autonomia nie ma z narodowością nic wspólnego, to jednak deklaracje śląskości będą stanowiły wielką siłę w batalii o autonomiczność Górnego Śląska. Spotkanie zorganizowało wodzisławsko-żorskie koło RAŚ. Warto dodać, że pierwsza książka po śląsku ukazała się 250 lat temu w Cieszynie. Jest to modlitewnik.

Komentarze

Dodaj komentarz