Wojewódzki Urząd Pracy w Katowicach na początek chce wysłać do roboty 100 żon górników z Jastrzębia.
Tradycyjny model śląskiej rodziny przez całe lata był taki: mąż pracował w kopalni, żona zajmowała się dziećmi i domem. W niektórych środowiskach nadal tak jest. Wojewódzki Urząd Pracy w Katowicach chce to zmienić. Na razie planuje wysłać do roboty 100 pań z Jastrzębia. A docelowo, w ramach projektu Śląskie Wyzwania, chce przeszkolić i pomóc znaleźć zajęcie nawet tysiącowi kobiet! Chodzi o to, by w razie redukcji etatów w kopalni albo w przypadku jakiegoś nieszczęścia rodziny górników nie zostały bez środków do życia. Jak to będzie wyglądało w praktyce? Każda z kobiet, która zechce skorzystać z projektu, otrzyma wsparcie tzw. asystenta rodzinnego oraz psychologa. Powstaną też specjalne kluby wsparcia, a panie będą mogły wziąć udział w szkoleniach podnoszących ich kwalifikacje.
– Część z nich otrzyma skierowanie na staż, po którym możliwe będzie zatrudnienie – mówi Renata Cius z Wojewódzkiego Urzędu Pracy. Kiedy ruszy projekt? Jeszcze w tym roku, nieoficjalnie mówi się o wrześniu. Dlaczego na pierwszy ogień wybrano Jastrzębie? – Ponieważ właśnie tam jest największe bezrobocie wśród kobiet z rodzin górniczych – wyjaśnia Renata Cius. W Jastrzębiu uważają, że pomysł jest ciekawy, choć środowiska górnicze podkreślają, że tradycyjny model rodziny już się zmienia. – W młodszych rodzinach kobiety pracują, kształcą się, prowadzą małe biznesy. Niedawno w moim bloku było włamanie. Przyjechała policja. I co się okazało? Nikogo nie było w mieszkaniach! Mężowie na szychcie, dzieci w szkole, żony w pracy – mówi Piotr Szereda, związkowiec z Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
Problem jest w rodzinach, w których kobiety nie mają czasu na pracę zarobkową, bo wychowują po kilkoro dzieci. – Mamy dziewięcioro dzieci, mąż pracuje w kopalni Zofiówka. Najmłodsze dziecko idzie do pierwszej klasy, najstarszy syn ma 20 lat. Miał pracę, ale właśnie ją stracił – mówi Joanna Fiedor z Koniakowa. Z jednej pensji ciężko im się żyje, ale pani Joanna nie jest w stanie iść do pracy. – Roboty mam aż nadto. Zwłaszcza że prowadzimy gospodarstwo, które jednak też pozwala jakoś funkcjonować. Hodujemy świnki, są warzywa, owoce, więc dajemy radę – mówi pani Joanna. Ona ma 39 lat, jej mąż 45. Joanna Fiedor boi się o męża, zawsze wygląda, kiedy ma wrócić z szychty. Gdyby go zabrakło, nie wie, jak by sobie poradziła. Podobnie jest we wszystkich wielodzietnych rodzinach górniczych.
Czytaj też:
Kobiety do roboty
Model się zmienia
Komentarze