Sześciolatki trzy lata później. Z lewej Barbara Benisz, z prawej praktykantka Magdalena Buchalik  / Ireneusz Stajer
Sześciolatki trzy lata później. Z lewej Barbara Benisz, z prawej praktykantka Magdalena Buchalik / Ireneusz Stajer
W SP nr 20 powstał najliczniejszy oddział sześciolatków w mieście. Dziś jego uczniowie są już w trzeciej klasie!
Trzy lata temu, w wieku zaledwie sześciu lat, zostali pasowani na pierwszaków Szkoły Podstawowej nr 20 w Rybniku Gotartowicach. Wtedy w placówce powstał bodaj jeden z trzech, ale z pewnością najliczniejszy szkolny oddział sześciolatków w mieście. Dzieciaków było 20, dziś jest ich 19, ponieważ jeden chłopczyk przeprowadził się z rodzicami do innej miejscowości. Jak obecni trzecioklasiści gotartowickiej szkoły wspominają swoje pierwsze szkolne kroki? Czy warto było rzucić sześciolatki na głęboką wodę? – Szybciej nauczyłem się czytać, pisać oraz wielu innych rzeczy. Od początku było fajnie. Cieszę się, że rodzice posłali mnie wcześniej do szkoły – mówi Kacper Pustelnik.
– W pierwszych dniach to nie za bardzo chciałam chodzić do szkoły. Potem bardzo mi się tutaj spodobało. Mieliśmy fajną kolorową klasę na parterze. Najbardziej lubiłam plastykę, muzykę i religię – wymienia Sara Kostębska. – Jak przyszedłem pierwszy raz do szkoły, to się trochę bałem, bo myślałem, że podczas nauki nie będzie przerw. Na drugi dzień stwierdziłem, że nie ma się czego bać. Były przerwy, a szkoła okazała się lepsza od przedszkola – dodaje Daniel Zieleźny. – Ja się też na początku trochę bałem. Szybko przekonałem się jednak, że w szkole jest fajnie. I tak uważam do dziś – mówi Franek Zielonka.
– Czy posłanie sześciolatków do szkoły było trafną decyzją, przekonamy się w starszych klasach. Na razie wszystko idzie bardzo dobrze. Nie widzimy zasadniczej różnicy pomiędzy sześciolatkami a siedmiolatkami. Na koniec pierwszej klasy poddaliśmy uczniów testowi kompetencyjnemu. Oddziały były trzy. Ten złożony wyłącznie z sześciolatków zajął drugie miejsce. Dzieci są wyjątkowo pilne. Widać tu ogromną pracę rodziców, którym bardzo zależało, by ich pociechy jak najlepiej weszły w środowisko szkolne – zaznacza Barbara Benisz, która prowadzi klasę od początku, a kiedyś pracowała w przedszkolu, więc potrafi nawiązać kontakt z młodszymi dziećmi.
Zanim gotartowickie sześciolatki poszły do szkoły, dyrekcja przygotowała grunt. Organizowała spotkania z rodzicami, w trakcie których prezentowano program nauczania dla sześciolatków oraz bazę dydaktyczną. – Otrzymaliśmy z Ministerstwa Edukacji Narodowej 18 tys. zł w ramach programu Radosna Szkoła. Za te pieniądze udało się zaadaptować i wyposażyć salę. Powstały też kąciki rekreacyjne, gdzie dzieci mogły wypocząć np. podczas przerwy w zajęciach – podkreśla dyrektor Lucjan Rugor. Wielu rodziców przekonało się do propozycji placówki. Sześciolatki codziennie zaczynały lekcje od śniadania w świetlicy dla dzieci młodszych. Portem szły na lekcje, przeplatane zabawą i grami ruchowymi.
– Czasem myślę sobie, że mamy w Gotartowicach wyjątkowe sześciolatki. Bardzo wiele zależy jednak od warunków, które stwarza szkoła. Jeśli będą one właściwe, sześciolatki poradzą sobie w każdej placówce – uważa Barbara Benisz.

Komentarze

Dodaj komentarz