20032209
20032209


Jeszcze na początku roku ten kilkuhektarowy teren okalał stalowy, wysoki na trzy metry płot. Przez krótki czas miejsca tego pilnowali uzbrojeni ochroniarze. Gdy tylko odeszli, wyspecjalizowane grupy złomiarzy złupiły wszystko, co z metalu. Na pierwszy ogień poszło 2 km ogrodzenia.- Chcieliśmy ten bardzo solidny płot pozyskać na ogrodzenie naszego boiska sportowego - mówi Jarosław Mrozek - ale złodzieje byli sprawniejsi od władz naszej gminy. Teraz ogrodzenie leży na składowisku złomu w Połomi, a teren szybów zagraża niebezpiecznymi pułapkami.W dawnej maszynowni złodzieje zburzyli szczytową ścianę, gdyż tylko w ten sposób, dźwigami, mogli wytargać ważące dziesiątki ton urządzenia. Po maszynie wyciągowej pozostało głębokie na kilka metrów koryto zalane wodą. Aż strach pomyśleć, co się tu będzie działo, gdy pod koniec czerwca dzieci będą miały więcej wolnego czasu. W wielu miejscach wyrwy po rozkradzionych maszynach i urządzeniach sięgają kilkunastu metrów. Wszystko zalane jest wodą. Kanał energetyczny ma długość około 200 metrów. U wylotu czuć zapach zgnilizny. Podobno w zimie przemieszkiwali tam bezdomni. Nie wiadomo, co jest wewnątrz. Jedno jest pewne - nie ma tam już śladu kabli energetycznych.- Boję się wakacji, bo wiem, jak trudno w tym czasie upilnować dzieci - mówi Mariusz Adamczyk. - Tam na każdym metrze kwadratowym czyha niebezpieczeństwo. To powinno być albo zlikwidowane, albo ogrodzone i pilnowane. Władze gminy powinny zadbać o bezpieczeństwo swoich mieszkańców. Zdaje się, że tam najpierw musi dojść do tragedii. Wtedy może komuś przypomni się o obowiązkach.Tu na każdym kroku widać, jak górnictwo traktuje swój majątek. W jednej z hal złodzieje nie oszczędzili nawet szyb w świetlikach na wysokości kilkunastu metrów. Kamieniami wszystkie dokładnie powybijali, a następnie do grama wyzbierali szklany gruz. Można sobie wyobrazić, ile pieniędzy kosztowały setki ton wywleczonego stąd żelastwa, kilometry wyrwanych kabli. Tymczasem górnictwo nieustannie domaga się od budżetu państwa, czyli z naszych kieszeni, kolejnych milionów złotych na podpieranie swej rabunkowej gospodarki. Ciekawe, ilu bezrobotnych mogłoby znaleźć pracę przy odzyskiwaniu materiałów, maszyn i urządzeń likwidowanej przez złodziei kopalni 1 Maja. Gdy grupa miejscowych przedsiębiorców zwróciła się do właściciela tego marnotrawstwa, czyli Spółki Restrukturyzacji Kopalń w Bytomiu, z propozycją wykupu części gruntów pod działalność gospodarczą, zaproponowano im cenę 12,5 zł za metr kwadratowy. Jest to cena gruntu pod działkę budowlaną w atrakcyjnym miejscu.- Najwyższy czas, żeby tą sprawą zajęła się prokuratura - mówi radny Jarosław Sauer. - Nie może być tak, że w biały dzień rozkradany jest majątek państwowy, a odpowiedzialni za to ludzie nie ponoszą żadnych konsekwencji. Nie będziemy też czekać, aż jakieś dziecko straci tam życie w zalanej wodą rozpadlinie. Dziwię się, że dotąd nikogo to nie zainteresowało. Tak, jakby nie było władz gminnych, policji, prokuratury. Trzeba iść i palcem pokazać? To pokażemy.Jest to jedno z licznych miejsc na Śląsku, gdzie się można przekonać, jak niewiele dla górnictwa znaczą państwowe pieniądze. W identyczny sposób rozgrabione zostało tzw. Pole Gołkowickie, też pozostałość po kopalni. W biały dzień podjeżdżały samochody i ładowały wszystko, co przypominało żelazo lub kabel. Tu chociaż nie pozostały niebezpieczne ruiny, jak to ma miejsce w przypadku Krostoszowic.

Komentarze

Dodaj komentarz