Bandzior w szpitalu


Konieczny okazał się zabieg chirurgiczny, na pomoc wezwano nawet ortopedę, który miał usunąć tkwiące w kości ciało obce. Gdy okazało się, że owym ciałem jest kula, lekarze powiadomili policjantów, którzy rychło zjawili się w szpitalu. Okazało się, że jest to jeden z bandytów, którzy w czwartek 22 bm. ok. g. 20 na leśnej drodze w Kotulinie (powiat gliwicki) napadli na mieszkańców województwa mazowieckiego, którzy przyjechali na Śląsk okazyjnie kupić skodę octavię.Autorem prasowego ogłoszenia miał być fikcyjny ksiądz, co miało uczynić ofertę bardziej wiarygodną. Klienci trafili najpierw do rzekomego kościelnego - pośrednika, który wsiadł do samochodu, by wskazać im drogę do... pułapki. Skręcili w leśną drogę, ale po chwili zmuszeni byli zatrzymać swoje volvo, gdyż na drodze leżał spory konar. Gdy mężczyzna wyszedł z samochodu, by go odsunąć, z krzaków wyskoczyło trzech zbirów z siekierą i kijami baseballowymi. Mieli pecha: napadnięty okazał się doświadczonym instruktorem strzelectwa, sięgnął po pistolet i zaczął strzelać. Pośrednika, który w samochodzie napadł i dusił jego dwudziestoparoletnią córkę, trafił w głowę i zabił. Pozostali uciekli, ale jednego z nich zdążył jeszcze postrzelić.Postrzelony 35-latek, pilnowany przez policjantów, przebywał w rybnickim szpitalu do wtorku 27 bm., przed południem odebrali go policjanci z Gliwic. Wcześniej, w poniedziałek, uczestnika napadu przesłuchał prokurator z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach, która przejęła sprawę jatki w Kotulinie. We wtorek, gdy zamykaliśmy to wydanie „Nowin”, policjanci poszukiwali jeszcze dwóch pozostałych uczestników bandyckiego napadu.

Komentarze

Dodaj komentarz