Centrum Kultur Świata Yatenga, miasteczko westernowe, pawilon wystawienniczo-promocyjny, to na pewno bardzo ciekawe projekty. Pytanie, czy Żory stać na ich realizację, skoro miasto w terminie nie płaci nawet ZUS-u nauczycielom.
Bieżące problemy z płynnością finansową są przejściowe i wynikają z nagromadzenia dużych płatności za kończone inwestycje. Nasz budżet wykazuje nadwyżkę operacyjną, co oznacza, że jest stabilny i zdrowy. Projekty, o których pan wspomina, mają być realizowane w większości bez angażowania pieniędzy budżetowych: do miasteczka westernowego gmina nie dokłada ani złotówki, Yatenga ma być budowana przez partnera prywatnego, jedynie w przypadku muzeum ognia nie jest wykluczone, że pomoże muzeum miejskiemu w sfinansowaniu ekspozycji.
Czy potrzebna była wyprawa aż do Chin, gdzie miał pan znaleźć inwestora w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego, który pomógłby zbudować Yatengę? To prawda, że pobyt kilku prezydentów polskich miast sfinansował resort gospodarki. Miasto zapłaciło jednak panu za przelot do Szanghaju i z powrotem, co kosztowało ok. 3 tys. zł i jeszcze dodatkowo tysiąc zł opłat lotniskowych, a ponadto dało 92 dolary diety. Co pan przywiózł mieszkańcom z Dalekiego Wschodu?
Zaproszenie Żor do reprezentowania Polski na targach inwestycyjnych w Chinach jest dla nas dużym wyróżnieniem i nieskorzystanie z niego byłoby poważnym błędem. Aktywne pozyskiwanie potencjalnych inwestorów jest wręcz obowiązkiem odpowiedzialnego i sprawnego gospodarza gminy, tym bardziej kiedy większość kosztów pokrywa zapraszający. Nie ulega wątpliwości, że jeżeli w dzisiejszym świecie ktoś dysponuje znaczącymi kapitałami, to są to Chiny. Targi oferują sposobność zawiązania kontaktów z partnerami. I ten cel został osiągnięty: co najmniej dwóch bardzo poważnych inwestorów zainteresowało się naszym miastem.
To kiedy Chińczycy spodziewani są w Żorach i jakie przywiozą pieniądze? Pytam dlatego, że pana wyjazd wzbudził takie kontrowersje, iż mieszkańcy będą śledzili dalszy ciąg tej sprawy. Zwłaszcza że jakoś nie wierzą w efekty wizyty na Dalekim Wschodzie. Dodam, że w Wodzisławiu też obiecywano chińskie inwestycje, ale nic z nich nie wyszło.
Gdyby było to takie proste, to każdy miałby tylu inwestorów, ilu by zapragnął. Pozyskanie inwestorów to proces żmudny i długotrwały, tylko niektóre kontakty i negocjacje kończą się sukcesem. Obaj zainteresowani inwestorzy z Chin odezwali się już do nas i przedstawili swoje oczekiwania. Np. jeden z warunków mówi o tym, żeby inwestycja była warta co najmniej 35 mln dolarów.
Realizacja Yatengi stoi pod dużym znakiem zapytania, kosztował zresztą już pomysł. Czy nie lepiej było przeznaczyć te pieniądze na cel bliższy ludziom, np. aktywizację zawodową bezrobotnych?
Na koncepcję Yatengi wydaliśmy kilka lat temu, o ile dobrze pamiętam, ok. 20-30 tys. zł. Corocznie na aktywizowanie bezrobotnych przeznaczamy kilka milionów zł.
O, przepraszam, ale pieniądze na aktywizowanie bezrobotnych przekazuje urzędom pracy budżet państwa. Proszę o skonkretyzowanie, z jakiej puli i na co miasto wydaje co roku te kilka mln zł.
Jak pan się z pewnością orientuje, istnieje podział kompetencyjny pomiędzy państwem i samorządem. Np. za edukację odpowiada samorząd, ale finansowana jest ona w większości przez państwo, które przekazuje samorządom środki w postaci subwencji oświatowej. W przypadku urzędów pracy jest tak, że same urzędy są na utrzymaniu samorządów, ale środki na wypłaty zasiłków dla bezrobotnych i na ich aktywizację otrzymujemy z państwowego Funduszu Pracy. Samorządy przeciwdziałają bezrobociu swoimi pieniędzmi, przede wszystkim sprzyjając tworzeniu nowych miejsc pracy, czyli np. zabiegając o inwestorów i przygotowując tereny pod inwestycje.
Komentarze