Zapomniany tragiczny lot
Mija 51. rocznica najbardziej spektakularnej, choć najmniej znanej katastrofy lotniczej na Górnym Śląsku.
Najbardziej spektakularna, ale też najmniej znana katastrofa lotnicza na Górnym Śląsku wydarzyła się w Rybniku. Doszło do niej 25 września 1960 roku. Zginął doświadczony pilot Kazimierz Gielas, tylko cudem nie ucierpiał nikt inny, a było o włos. Sprawa zaczęła się rok wcześniej, kiedy powstał Społeczny Komitet Organizacyjny Aeroklubu. Przewodził mu Jerzy Kucharczyk, późniejszy naczelnik Rybnickiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego. Gremium zaczęło działalność od zaadaptowania na lotnisko terenów, które znajdowały się blisko centrum. Wybrano pola między Rybnicką Kuźnią a Wielopolem, które niegdyś należały do szpitala psychiatrycznego.

Wielki piknik
Lokalizacja była jednak niefortunna, a i obszar niewielki, co utrudniało działania. Od zachodu przyszłe lotnisko otaczały zabudowania Rybnickiej Kuźni, od wschodu zabudowania Wielopola, od południa zakole Rudy, a od północy niewielki zagajnik. Strumyk, który biegł w poprzek, ujęto w betonowe rury. Z okazji otwarcia obiektu przygotowano wielki festyn połączony z pokazami lotniczymi, jakich wcześniej w Rybniku nikt jeszcze nie widział. Porozwieszano głośniki w lesie od strony Rudy, wzdłuż dzisiejszej ulicy Lipowej. Nagłośnienie to było dosyć dobre; słuchacze słyszeli wyraźnie spikera zapowiadającego poszczególne fazy pokazów lotniczych.
Największą atrakcją miały być akrobacje wojskowego samolotu odrzutowego produkcji radzieckiej typu MiG 15. Jeden z mieszkańców wspomina, że ludzie długo czekali na jego przylot. Oczywiście wszelkie inne loty były wtedy wstrzymane. I nagle z wielkim hukiem i rykiem maszyna przeleciała nad polem, bo to było w zasadzie pole, a nie lotnisko, poszybowała w górę, wykonała świecę, zatoczyła koło, znowu nadleciała i bodajże za trzecim razem przeleciała bardzo nisko nad ziemią, tuż nad głowami ludzi, nad domami. I potem nagle wszystko się uciszyło, a po chwili nastąpiła eksplozja. I wszyscy ujrzeli kłęby czarnego dymu, który się wydobywał tam het znad domów i lasów.

Dziura w ziemi
– Katastrofa miała miejsce tuż za domami za Rybnicką Kuźnią na tak zwanej klarowni. To była oczyszczalnia ścieków, która tam istniała, a służyła do oczyszczania ścieków komunalnych z całego Rybnika. Ludzie nazywali to cały te obiekty stowkami, bo miały kształt prostokątnych i trapezowatych stawów. I na tych właśnie stowkach, pomiędzy lasem a wsią, rozbił się samolot. Wszyscy, którzy zebrali się na lotnisku, aby oglądać akrobacje, pobiegli w tamtym kierunku. Było to gdzieś o dwa kilometry od lotniska – wspomina mieszkaniec. MiG-15, który osiągał prędkość ponad 1100 km/h, z impetem uderzył w ziemię, tworząc olbrzymią wyrwę.
Warto dodać, że w miejscu, w którym stało najwięcej gapiów, znajduje się obecnie stacja rozdzielcza Elektrowni Rybnik. Jakie były przyczyny tej katastrofy? Trudno tego dociec. Specjaliści, do których dotarliśmy, opierają się w tej chwili tylko na spekulacjach i poszlakach, twierdząc, iż zawinił wyłącznie człowiek. Oględnie można zatem powiedzieć, że samolot był sprawny. Informacja o tragedii została starannie ukryta przez ówczesne władze PRL nawet przed mieszkańcami Śląska. Dlaczego? Odpowiedź kryje się w wojskowych archiwach. Po zdarzeniu rybnickie lotnisko przeniesiono zupełnie gdzie indziej, na teren dzielnicy Gotartowice.

Baza dla wojska
Na polach w Wielopolu nie miał już nigdy wylądować żaden cywilny samolot. Cywilny nie, ale wojskowy jak najbardziej. Dla okolicznej ludności obszar ten co prawda stał się na powrót normalnym polem uprawnym, ale na mapach wojskowych zaznaczano go jako lotnisko do celów militarnych, poza tym armii nie zależało na ujawnianiu żadnych informacji dotyczących tej tragedii. Gdyby światło dzienne wszystkie szczegóły dotyczące rybnickiej katastrofy, wyszłoby prawdopodobnie na jaw, że lotnisko było źle zlokalizowane. Mało tego: któryś z pilotów mógłby pomyśleć, że nad tym miejscem ciąży jakieś fatum.
Taki obrót sprawy byłby bardzo niepożądany, zwłaszcza że to miejsce wkrótce bardzo się przydało. W roku 1968 siły zbrojne Układu Warszawskiego zaatakowały Czechosłowację, a lotnisko w Wielopolu koło Rybnika stało się jedną z wojskowych baz wypadowych.
2

Komentarze

  • Jaroslav Hasek 29 maja 2022 17:14Wedle słów mojego ojca samolot usiłował awaryjnie lądować na łąkach nad rzeką Rudą z przyczyn nierównej pracy silników i w czasie lądowania rozbił się się na stawikach niewidocznych bo porośniętych trawą groblach starej oczyszczalni ścieków zwanej przez miejscowych gówniarnią. ( Róg ulic św Maksymiliana i obecnej nie istniejącej wtenczas Podmiejskiej ) Wiadomość raczej pewna bo to jest 200 m od jego domu. Pamiętam że w domu były aluminiowe blachy z tego samolotu
  • autor Brawo panie Pawle! Wydaje mi 23 września 2011 10:44Brawo panie Pawle! Wydaje mi się że 95% obecnych mieszkańców Rybnika nie ma pojęcia o katastrofie, a 80% że w Wielopolu było lotnisko...

Dodaj komentarz