Cukierek na osłodę


Dyskusji i głosowaniu na sesji 27.05 przyglądało się kilkunastu pedagogów. Po niekorzystnym dla nich rozstrzygnięciu wyraźnie rozczarowani opuścili salę obrad.Gorącą od duchoty atmosferę w niedużym pomieszczeniu miejskiego ośrodka sportu (sala obrad w starostwie wciąż jest remontowana) potęgowało jeszcze napięcie wśród obecnych na sesji. Radni i zarząd powiatu ze starostą raciborskim Henrykiem Siedlaczkiem (nomen omen nauczycielem) zdawali sobie doskonale sprawę, że obniżając przysługujące nauczycielom dodatki, narażą się na ich gniew. W imieniu władz powiatu temat wyjaśniał przez trzy kwadranse Jerzy Wziontek (też nauczyciel), próbując przekonać przedstawicieli kadry pedagogicznej do konieczności zrobienia takiego ruchu.- Jest to trudne zadanie, wręcz wyzwanie, gdyż moje nauczycielskie serce mocno puka, jeśli sprawa dotyczy obniżania dodatków. Radykalnie zmieniła się polityka oświatowa państwa. W ubiegłej kadencji starostwo mogło finansować szkolnictwo w zadowalający sposób. Teraz już nie. Przyjmując budżet na ten rok, całą subwencję oświatową przeznaczyliśmy na szkoły. Tylko że w lutym minister edukacji Krystyna Łybacka przyznała nauczycielom 4-proc. podwyżkę, ale bez przekazania pieniędzy na jej zrealizowanie, zostawiając to zmartwienie samorządom. Powiat raciborski został sklasyfikowany w ubiegłym roku na szóstym miejscu w Polsce pod względem zamożności. Ministerstwo Finansów, wychodząc widocznie z założenia, że skoro jesteśmy tak bogaci, to damy sobie radę, zwiększyło tegoroczną subwencję o 1,7 proc. zamiast wymaganych 9 proc., bo tylko taka podwyżka pozwoliłaby pokryć potrzeby. W efekcie brakuje 1,976 mln zł. Jako powiat jesteśmy w trudniejszej sytuacji od gmin, bo praktycznie nie mamy swoich dochodów. Trochę pieniędzy spływa z geodezji i komunikacji, ale są to minimalne sumy.Kolejny problem finansowy, przed którym jeszcze w tym roku stanie powiat, wiąże się ze wzrostem od trzeciego kwartału liczby nauczycieli dyplomowanych. Jest to jednoznaczne z podwyżką. Powiat czeka też wypłata nagród jubileuszowych i pokrycie kosztów przejścia części nauczycieli na emeryturę.Jerzy Wziontek przedstawił wyliczenia. Przyznał, że dzięki wprowadzeniu zmian uda się zaoszczędzić pół miliona złotych. Propozycje zmian nie zmniejszają pensji zasadniczych, a nauczyciele faktycznie stracą od 80 do 180 zł, przez co nie powinno im „braknąć na chleb”.- Moje koleżanki i koledzy, projekt wprowadzenia nowych zasad naliczania dodatków nie jest skierowany przeciwko wam i placówkom, w których pracujecie, a wręcz przeciwnie. Ma zapewnić wam wszystkim pracę - perorował J. Wziontek.Przyznał, że kłopoty finansowe częściowo biorą się ze specyfiki szkolnictwa w powiecie raciborskim (pisaliśmy o tym w numerze z 21.05). Funkcjonują bowiem ośrodki wychowawcze w Kuźni Raciborskiej i Rudach, ośrodek dla słabosłyszących i niesłyszących, zespół szkół mistrzostwa sportowego i zespół szkół specjalnych. Koszty kształcenia w tych placówkach przekraczają przeznaczoną dla nich subwencję oświatową i powiat, by pokryć niedobory, zabiera część pieniędzy z budżetów „zwykłych” szkół. Jerzy Wziontek pytał, czy to sprawiedliwe, by jedne szkoły funkcjonowały kosztem innych. Oczywiście nie, a winą za ten stan rzeczy obarczył minister Łybacką.- Pojedziemy do minister Łybackiej przedstawić jej nasz problem i może uda się uzyskać dodatkowe pieniądze. Może się też okazać, że w ciągu roku sytuacja odwróci się o 360 stopni.Była to raczej niezamierzona gafa, której nie sprostował. Chodziło chyba o 180 stopni (360 oznaczałoby powrót do punktu wyjścia). Wreszcie Wziontek powiedział, że zarząd powiatu jeszcze raz zwróci się do referatu oświaty o ponowne przeliczenie wszystkich wydatków, bo nie można jednoznacznie powiedzieć, czy są dokładne. Można było odnieść wrażenie, że zarząd powiatu chce zabierać nauczycielom pieniądze, nie będąc pewnym, że zaoszczędził na wszystkim innym! Słowa Wziontka spowodowały, że kilku radnych oświadczyło, żeby wycofać projekt uchwały z obrad. Krytycznie wypowiedział się m.in. Norbert Mika, nauczyciel, przewodniczący komisji oświatowej:- Poza argumentami ekonomicznymi są jeszcze społeczne. Jestem przeciwny wyciąganiu pieniędzy z kieszeni. Byłby to niebezpieczny precedens, który dałby furtkę do kolejnych takich posunięć w przyszłości, gdyby znowu zabrakło na coś pieniędzy. Uważam, że po wydatki osobowe trzeba sięgać w ostateczności. Zaznaczam jeszcze jedną rzecz - proszę nie mówić, że jedne szkoły funkcjonują kosztem innych. To jest wbijanie klina między nauczycieli.To wystąpienie i kilka kolejnych nauczyciele nagrodzili brawami. Głos zabrał też wyraźnie wzburzony starosta Henryk Siedlaczek, który prostował słowa Jerzego Wziontka:- Na ten rok budżet jest wyliczony co do złotówki. Nie ma możliwości znalezienia ani 50 groszy oszczędności więcej. Wstrzymaliśmy wszystkie możliwe inwestycje i remonty, dzięki czemu zaoszczędziliśmy około 1,2 mln. Pół miliona zyskamy z inaczej naliczanych dodatków, pozostanie kwestia znalezienia około 300 tys. zł na pokrycie dwumilionowego niedoboru. Wiem, że zabieranie nauczycielom części dodatków jest dramatyczne, ale odpowiedzmy sobie na pytanie: czy oświata ma działać, czy też mamy brnąć w dziurę budżetową?Atmosfera na sali gęstniała dosłownie i w przenośni. Niektórzy radni, nawet z koalicji rządzącej, mieli wątpliwości, czy zagłosować za wprowadzeniem zmian do zasad wynagradzania. Przewodniczący rady zarządził dziesięciominutową przerwę, która trwała chyba z 20 minut. Po niej jeszcze raz wystąpił starosta:- Wizyta u minister Łybackiej jeszcze nie jest ustalona, ale nie spodziewałbym się po niej jakiegoś przełomu. To będzie raczej akt desperacji. Budżet ministerstwa na ten rok jest rozdysponowany, więc nie liczyłbym na dodatkowe pieniądze. Będziemy chcieli przekonać panią minister do lepszego traktowania nas w kolejnych latach.Radni podczas przerwy uzgodnili w swoich klubach, jak głosować. Większość stanęła na stanowisku, że przyjmie zmieniony regulamin wypłacania dodatków pod jednym warunkiem - starosta zrobi wszystko dla pozyskania dodatkowych funduszy, a jeżeli mu się uda, to nauczyciele dostaną zabrane pieniądze. Starosta zgodził się i radni przegłosowali zmiany. Z reakcji nauczycieli można było wywnioskować, że potraktowano ich jak małe dzieci, którym dano cukierka, byle tylko się uspokoili.

Komentarze

Dodaj komentarz