Mrówki w drugą stronę


- Nasi południowi sąsiedzi chętnie kupują u nas owoce, warzywa, odzież, meble, lampy, a przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą zaopatrują się w ozdoby - mówi Elżbieta Gowin, rzeczniczka Izby Celnej w Cieszynie.- Bardzo uaktywnia się też nielegalny wywóz do Czech papierosów bez polskiej akcyzy. W tym roku w Pietraszynie i Pietrowicach Głubczyckich udaremniliśmy dwa duże przemyty papierosów po 10 tys. kartonów każdy. Nie liczę już nawet drobnej kontrabandy po kilkanaście, kilkadziesiąt kartonów - dodaje kpt. Grzegorz Klejnowski, rzecznik prasowy Śląskiego Oddziału Straży Granicznej w Raciborzu.Jedną z głównych przyczyn takiej sytuacji jest utrzymujący się od niemal roku wysoki kurs korony czeskiej względem złotówki. Czechom po prostu opłaca się, bo mogą więcej kupić za tę samą ilość koron niż jeszcze kilkanaście miesięcy temu. Dokładnie odwrotnie wygląda sytuacja w przypadku Polaków. Oni z kolei muszą więcej wydać, więc zwyczajnie przestają robić sprawunki u naszych południowych sąsiadów.Dodatkową przyczyną jest obniżona w październiku ubiegłego roku akcyza na alkohol. Ceny wódek, głównie czystych, spadły na tyle, że praktycznie wyrównały się z czeskimi, stąd nasi południowi sąsiedzi, robiąc zakupy, czasem wezmą butelkę wysokoprocentowego trunku. Straż graniczna spodziewa się „szturmu” Czechów na nasz alkohol w drugiej połowie roku. Czeski rząd przygotowuje właśnie ustawę o obłożeniu alkoholu akcyzą, która ma być wprowadzona w lipcu i - jak nietrudno się domyślić - spowoduje znaczny wzrost cen trunków:- Czesi bazowali na tym, że nie mieli akcyzy. Teraz muszą ją wprowadzić - mówi Elżbieta Gowin.Polacy, nie da się ukryć, jeździli do Czech głównie po alkohol. Teraz rezygnują, zwłaszcza mieszkający kilka, kilkanaście kilometrów od granicy, bo na butelce wódki może i zaoszczędzą dwa, trzy złote, ale kiedy doliczą sobie paliwo, czas, przekonują się, że zakupy są nieopłacalne. Z tego też powodu znikły „mrówki”.Tyle skala makro, a mikro? Żeby to sprawdzić, wybrałem się do Chałupek. Tuż przy przejściu granicznym stoi kilkanaście straganów, głównie spożywczych, kilka sklepików, ale klientów prawie wcale. Sprzedawcy nie są zbyt rozmowni, jedna sklepikarka zdecydowała się coś powiedzieć:- Jest tragicznie. Ledwo wiążę koniec z końcem. Klientów mało. Czesi przychodzili do nas często na zakupy, ale przed powodzią. Teraz też przychodzą, ale rzadziej. Widocznie u nich też jest tanio. Zupełnie nie wyobrażam sobie, jak to będzie, kiedy wejdziemy do Unii Europejskiej. Ceny pójdą w górę i wszyscy padniemy.O ile nasi sklepikarze przygraniczni narzekają, to ich czescy koledzy chyba już się załamali. Przekonałem się o tym w sąsiadującym z Chałupkami czeskim Bohuminie. Już na pierwszy rzut oka widać, że faktycznie Polacy przestali kupować alkohol. Przy drodze na Ostrawę, około 2 km od granicy, stał spory sklep nastawiony wyłącznie na sprzedaż wódki i innych trunków Polakom. Dziś sklep jest zlikwidowany. Na rynku Starego Bohumina jest podobnie. Duża narożna kamienica, w której handlują Azjaci, przeznaczona jest na sprzedaż, o czym informuje ogromny banner. W sklepie, w którym zwykle gwarno rozbrzmiewał polski język, pustki. Azjaci grzeją się na słońcu. Na parkingu stały dwa polskie samochody, w tym mój. Na rynku naliczyłem jeszcze bodaj cztery sklepy monopolowe, przeznaczone do wynajmu albo na sprzedaż.

Komentarze

Dodaj komentarz