Powolni biegli


Od lutego 1999 do stycznia 2000 roku J. Ziaja pracował w Otwartym Funduszu Emerytalnym PBK Orzeł. Jego zadaniem było znalezienie jak największej liczby osób gotowych powierzyć swoje składki emerytalne reprezentowanemu przez niego funduszowi. Na początku 2000 roku PBK Orzeł zwolnił wszystkich swoich przedstawicieli handlowych, w tym i J. Ziaję. Jednak pracodawca nie wywiązał się ze wszystkich zobowiązań finansowych wobec akwizytorów. Fundusz uznał, że nie wypłaci wynagrodzeń za umowy zawarte z klientami, których nie zarejestrował w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych.- To zupełne nieporozumienie. Moim zadaniem było pozyskanie klienta. Trzeba było sprawdzić, czy może on zostać zakwalifikowany do zawarcia umowy z funduszem, i podpisać deklarację przystąpienia do niego. Z tego zadania wywiązywałem się bez zarzutu. Problemy z rejestracją wszystkich umów ma fundusz, nie wynikają one z mojej winy. Dlatego domagam się wypłaty wynagrodzenia w wysokości wynikającej z umowy o pracę - mówi J. Ziaja.Część byłych pracowników PBK Orzeł podała fundusz do sądu, dochodząc w ten sposób swoich praw do wypłaty zaległych poborów. 10 czerwca 2000 roku to samo uczynił J. Ziaja. Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Katowicach.- W Katowicach odbyły się tylko wstępne rozprawy. Sędzia przewodniczący składowi orzekającemu skierował sprawę do rozpatrzenia przez Sąd Rejonowy w Jastrzębiu Zdroju. Uznał, że skoro działałem na tym terenie, tutaj powinien odbyć się proces - mówi poszkodowany pracownik funduszu.Zanim jastrzębski sąd zdążył zapoznać się z aktami sprawy, doszło do sprzedaży OFE PBK Orzeł. Powszechny Bank Kredytowy odstąpił fundusz wraz z wszystkimi jego klientami gdyńskiej spółce Ergo-Hestia. Sprawiło to, że kolejny proces musiał zostać odroczony, bo z aktami sprawy musiał zapoznać się pełnomocnik reprezentujący nowego właściciela.- Mecenas reprezentujący fundusz zaproponował zawarcie ugody. Jednak jej warunki były dla mnie nie do przyjęcia. Moje roszczenia wobec byłego pracodawcy sięgają kwoty 40 tys. zł. Do tego mają być doliczone odsetki za okres ponad trzech lat. To duża suma. Tymczasem pozwana strona zaproponowała mi 10 tys. zł i pokrycie kosztów wynajęcia adwokata. Odrzuciłem tę ofertę - mówi J. Ziaja.Tymczasem w toczącym się przed Sądem Rejonowym procesie zaczęły się piętrzyć problemy. Sąd uznał, że do wyliczenia należnej J. Ziai kwoty niezbędne jest powołanie biegłego. 29 października ubiegłego roku wyznaczony rzeczoznawca z listy sądu okręgowego odmówił zajęcia się tą sprawą ze względu na nawał pracy. 20 grudnia sąd wyznaczył nowego biegłego, który podjął się tego zadania. Podjął, ale do tej pory nie wykonał, mimo że upłynęło już prawie osiem miesięcy.- Jak tutaj nie mówić o opieszałości polskiego wymiaru sprawiedliwości? Nie dziwię się, kiedy raz po raz słyszę, że sądy są niewydolne. Skoro jednak ustalenie wysokości zaległego wynagrodzenia za okres niespełna dwóch lat na podstawie udostępnionych dokumentów zajmuje biegłemu ponad pół roku, to o czym tu mówić? - pyta rozgoryczony mieszkaniec Jastrzębia.Jego adwokat pociesza go, że sąd może wnioskować o odebranie biegłemu niedotrzymującemu terminów orzeczeń prawa do wykonywania tego zawodu. W ubiegłym roku był taki przypadek, że biegły stracił uprawnienia po tym, jak nie wywiązał się ze swoich obowiązków w okresie 19 miesięcy. Dla J. Ziai to małe pocieszenie.- Może dla kogoś to nieduża kwota. Jednak 40 tys. zł jest dla mnie stawką wartą procesu. Nie ukrywam, że mam problemy finansowe i pieniądze te mogłyby podreperować mój budżet - mówi J. Ziaja.- Sąd nie ma żadnego wpływu na pracę biegłych. Niestety, czasami bywa tak, że długi okres oczekiwania na opinie rzeczoznawców powoduje znaczne wydłużenie procesu. Trzeba przyznać, że w obecnych czasach biegli z zakresu prawa pracy na brak zajęć nie mogą narzekać - mówi sędzia Jadwiga Kościelniak, prezes Sądu Rejonowego w Jastrzębiu Zdroju.

Komentarze

Dodaj komentarz