Jan Delowicz w czasie spotkania autorskiego połączonego z promocją ostatniej książki / archiwum biblioteki
Jan Delowicz w czasie spotkania autorskiego połączonego z promocją ostatniej książki / archiwum biblioteki

Obchodził pan ostatnio 30-lecie pracy, jak tu ujęto, pisarskiej.
Zastanawialiśmy się w gronie kolegów, w jakie słowa ubrać tę rocznicę. Stanęło na pisarstwie, po prostu od pisania. Nawiasem mówiąc, pierwszy swój tekst opublikowałem w lipcu 1981 roku na łamach „Nowin”. Był to materiał o podporuczniku Franciszku Wojtku, żołnierzu AK, który 24 czerwca 1944 roku został zastrzelony przez gestapowców w pobliżu starego żorskiego szpitala.

Skąd wpadło panu do głowy pójść z tym do „Nowin”?
Bo „Nowiny” zawsze były gazetą mieszkańców regionu. Odnalazłem zaniedbany grób oficera na cmentarzu przy ulicy Smutnej i dotarłem do świadków z tamtych lat, więc opisałem sprawę i nagłośniłem, żeby to miejsce zostało uporządkowane. Publikacja odniosła skutek, co zachęciło mnie do dalszych działań. Do samych „Nowin” napisałem 90 artykułów. W większości o wydarzeniach, które w czasach drugiej wojny światowej rozegrały się na terenie dawnego powiatu rybnickiego, jak również o ludziach, którzy byli ich uczestnikami.

Czemu właśnie ta tematyka?
Pewnie stąd, że wiele mówiło się o tym w moim rodzinnym domu, w dodatku od dziecka lubiłem książki historyczne. Kiedy zatem o czymś usłyszałem, próbowałem dowiedzieć się więcej. I tak docierałem do ludzi, którzy pamiętali to czy tamto wydarzenie. Na początku zajmowałem się Rybnikiem, bo urodziłem się w Niedobczycach. Mieszkaliśmy w familokach, jako że tata pracował w kopalni Rymer. W 1974 roku dostałem mieszkanie w Żorach, więc zainteresowałem się dziejami także tego miasta, zwłaszcza że przystąpiłem do towarzystwa jego miłośników.

Efekty pojawiły się m.in. w postaci tablicy na mogile obrońców Żor czy publikacji pt. „Żory. Zarys dziejów. Wypisy”, zwanej historią miasta w pigułce.
Napisałem ją wspólnie z Pawłem Porwołem, który wtedy był dyrektorem muzeum w Raciborzu, dziś jest już na emeryturze, i Bogdanem Cimałą, który obecnie pracuje w Śląskim Instytucie Naukowym w Opolu i wykłada na miejscowym uniwersytecie. Dziś ta książka służy jako podręcznik do nauki regionalizmu w szkołach.

Odrębny rozdział w pańskiej działalności stanowi tematyka oświęcimska.
Od lat działam w Towarzystwie Opieki nad Oświęcimiem. Z tego powodu zacząłem zbierać materiały o więźniach KL Auschwitz-Birkenau, którzy szli w Marszu Śmierci. No i dowiedziałem się, że istniały trasy alternatywne, przez Rybnik, które wcale nie prowadziły do Wodzisławia. Odbyłem więc rozmowy ze 156 świadkami, a w 1993 roku pojechałem do Izraela na zaproszenie ocalałych więźniów, żeby spisać ich relacje. Większość oświęcimiaków stanowili przecież Żydzi. Wśród zapraszających był człowiek, który przed wojną mieszkał na ulicy Mariackiej w Katowicach, a uciekł z kolumny w Wielopolu. Po wojnie został oficerem Mossadu i był w grupie, która porwała Adolfa Eichmanna i dowiozła na proces do Jerozolimy. Tak w 1995 roku powstała książka pt. „Śladem krwi”.

No to przy jej pisaniu wykonał pan kawał dobrej, reporterskiej roboty.
Za tę książkę dostałem nagrodę prezydenta Rybnika Józefa Makosza.

Na kolejne rocznice Marszu Śmierci zaczął pan też zapraszać tych, którzy uciekli z tej potwornej kolumny.
To, zwłaszcza dla młodzieży, były żywe lekcje historii. Nieraz wstrząsające, kiedy np. przyjechał Henryk Mandelbaum, który w Oświęcimiu był palaczem zwłok. Gościł u nas trzy miesiące przed śmiercią. Inni uczestnicy tych spotkań też już nie żyją. Został chyba tylko wybitny aktor August Kowalczyk, o którym wcześniej mało kto tu wiedział, że siedział w obozie koncentracyjnym.

A wiedział pan, że pana książka pt. „Śmierć przyszła wiosną”, poświęcona pomordowanym na Wschodzie, jest swoistą encyklopedią dla Rodzin Katyńskich?
Nie wiedziałem, ale miło mi to słyszeć.

Kiedy czuł się pan szczególnie uhonorowany?
Kiedy profesor Szewach Weiss, ówczesny ambasador Izraela w Polsce, napisał wstęp do mojej książki o żorskiej gminie żydowskiej, a potem przyjechał na jej promocję.

Spotykał się pan z innymi wyrazami uznania?
Tak, ale i krytyki, choć nie zawsze merytorycznej. Nie wszystko zresztą da się zweryfikować. Dla niektórych kryterium oceny jest np. to, czy ktoś należał do PPR czy AK, a ja nie podchodzę do sprawy ideologicznie, bo ludzie byli różni i po tej, i po tamtej stronie. Interesuje mnie prawda i zasługi dla naszej ziemi.

Swoją wiedzę budował pan głównie na relacjach ludzi, a kiedy zaczynał, żyło jeszcze wielu powstańców. Czy III Powstanie Śląskie rzeczywiście było wojną domową?
Nie uważam, żeby takie tezy było upoważnione. Dane również tego nie potwierdzają. Na 60 tys. powstańców było 10 proc. oficerów legionów z innych terenów Polski, po drugiej stronie proporcje były odwrotne, bo 90 proc. walczących stanowili ludzie z Niemiec. Mogło się zdarzać, że Ślązak strzelał do Ślązaka, ale brat do brata już nie.

To proszę jeszcze powiedzieć, co pan teraz ma w planie.
Za pół roku wybieram się na emeryturę. I już zbieram materiały na temat von Durantów, dawnych właścicieli Baranowic. Ich potomkowie żyją w Niemczech, Szwajcarii i Francji. To będzie pierwsza rzecz, jaką napiszę na emeryturze.



Jan Delowicz...
...urodził się w Rybniku w 1950 roku, od 1974 roku mieszka w Żorach. Ma żonę Ilonę, trzy córki oraz troje wnucząt: Pawełka, Maję i Filipka. Dokumentalista w Muzeum Miejskim w Żorach, autor ponad 200 artykułów prasowych, 10 referatów naukowych, współautor siedmiu i autor 13 książek, m.in. „Zginęli na wschodzie”, „Nikodem Sobik – bohater dwóch miast”, „Śmierć przyszła wiosną”, „Śladem krwi” czy „Żołnierze III Powstania Śląskiego”. Laureat konkursu literackiego „O co walczyli nasi ojcowie” (1983), nagrody prezydenta Rybnika w dziedzinie kultury (1995), odznaczony m.in. Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi, Złotym i Srebrnym Medalem Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej, Srebrną Odznaką Za Zasługi dla Województwa Śląskiego, Brązowym Medalem Za Zasługi dla Obronności Kraju, Honorowym Medalem MSZ Republiki Czeskiej. Członek Towarzystwa Miłośników Miasta Żory i Towarzystwa Opieki nad Oświęcimiem. Jego teksty historyczne ukazują się w prasie lokalnej, ogólnopolskiej i zagranicznej. (eg-p)

1

Komentarze

  • Eterno Vagabundo Zaczynałem w 18 grudnia 2011 21:26 Niech wsze pokolenia Pisarzom hołdują, Boć ich skarby myśli, W księgach się znajdują. Gdzie jest szmat historii W wolumach spisany, Tam bywa styl życia, Też zamaskowany. Czerpmy więc skwapliwie Z dziejowej mądrości, Gdyż ona jest kanwą Naszej obfitości.

Dodaj komentarz