Pani Kasia z mężem Grahamem i córeczką Colette / zbiory rodzinne
Pani Kasia z mężem Grahamem i córeczką Colette / zbiory rodzinne
W Boże Narodzenie zawsze wracam myślami do mojego miasta – mówi Katarzyna Pakos.
Jeśli los rzuca nas na obczyznę, próbujemy przenosimy tam nasze śląskie zwyczaje bożonarodzeniowe. Stają się one dla namiastką rodzinnego domu i staramy się do nich przekonać innych. Bywa, że z różnym skutkiem, ale Katarzynie Pikos z Rydułtów, która mieszka w Anglii od ośmiu lat, udało się to doskonale.  Mój mąż Graham pochodzi ze wschodniego Londynu, gdzie ludzie mają swoją gwarę i tradycje, podobnie jak my, Ślązacy. Jest z tego dumny i podkreśla to na każdym kroku. Kiedy w zeszłym roku przyszła na świat nasza córka Collette, kupiliśmy dom w miejscowości mniejszej od Rydułtów w hrabstwie Essex. Właśnie tam spędzimy święta, chociaż bywało, że gościliśmy rodziców i moich, i Grahama. Wszyscy doskonale się czuli i rozumieli, pomimo bariery językowej – mówi pani Katarzyna.
Jak dodaje, w Boże Narodzenie zawsze wraca myślami do Polski, do Rydułtów. Wszyscy zbierali się w domu dziadków Teresy i Romana Grzybków, a przy wigilijnym stole zasiadało nawet 16 osób. – Do swojej polsko-angielskiej rodziny wniosłam kolację wigilijną, której Anglicy nie znają. 24 grudnia jest normalnym dniem pracy, szałem ostatnich zakupów, a sklepy są otwarte do późnych godzin. Na stole nakrytym białym obrusem z siankiem pod spodem będzie zupa z rybich głów, karp lub łosoś smażony, ziemniaki i kapusta z grzybami. Nie zabraknie moczki i makówek. Będą życzenia z opłatkiem, modlitwa i chwila zadumy, a po kolacji prezenty – dodaje pani Kasia.
Jak jednak zastrzega, nie wszystkie, bo angielska tradycja nakazuje, żeby podarki znalazły się w pierwszy dzień świąt w skarpetach wiszących nad kominkiem. – Cieszę się, że Graham szanuje polskie tradycje. Ale i ja szanuję tradycje miejscowych, a dla nich święta zaczynają się 25 grudnia. Z rana dzieci sprawdzają przez okno, czy zniknęły marchewka i mleko pozostawione poprzedniego dnia dla renifera Rudolfa. Później biegną do pokoju gościnnego, gdzie wiszą skarpety z prezentami. Około godz. 13 jest lunch, który zaczyna się od strzelania papierowymi fajerwerkami. W środku znajdują się małe niespodzianki i korony papierowe, które wszyscy nakładają na głowy i w nich jedzą posiłek – mówi pani Kasia.
Przystawkę stanowią kanapki z łososiem, koktajl krewetkowy, pasztet na toście. Głównym daniem jest zwykle pieczony indyk i ziemniaki, warzywa z wody, brukselka z boczkiem, kiełbaski z bekonem, a na deser babka z bakaliami polana gorącym budyniem. O godz. 15 rodzina zasiada przed telewizorem i słucha przemówienia królowej Elżbiety II do narodu. Kolacja to kanapka z indykiem i krakersy z serem. W drugi dzień świąt niektórzy odpoczywają, a inni biegają po sklepach, bo rozpoczyna się szaleństwo wyprzedaży. Święta na wyspach będą w tym roku droższe. Ceny żywności wzrosły o ok. 30 proc., więc my wydamy przynajmniej 150 funtów plus 60 za indyka. Żywa choinka kosztuje w granicach 60 funtów. Do tego prezenty itd. Sądzę, że Boże Narodzenie będzie nas kosztowało przeszło 500 funtów  opowiada pani Katarzyna.

Komentarze

Dodaj komentarz