20033107
20033107


Cel jest jeden - zwycięstwo. Sposoby trzy: musimy zdobyć flagę przeciwnika lub wystrzelać wszystkich rywali, lub ochronić swoją flagę przez cały czas trwania rozgrywki i mieć przewagę liczebną nad wrogiem.W mojej drużynie są jeszcze małżonkowie Dorota i Mateusz. Poznaliśmy się chwilę przed walką. Każdy z nas trzyma gazowy karabinek ze stoma kulkami farby. Kulki polecą z prędkością ponad 300 km/godz. Świadomość, że za moment będziemy z nich strzelać do Bartka, Adama i Daniela, działa ekscytująco. Tak jakby wyzwalał się pierwotny instynkt przodków walczących o przetrwanie. Ale zaraz przychodzi opamiętanie: przecież ja też mogę dostać. Adrenalina skacze, zaczynam się pocić. Zresztą pocę się od dłuższego czasu szczelnie ubrany w kombinezon z grubego materiału, maskę i czapkę. Trzy grosze dorzuca też lipcowy upał, trzymający jeszcze późnym popołudniem.Idziemy do lasu, który będzie polem bitwy. Prowadzi nas sędzia. Będzie czuwał, czy gra toczona jest zgodnie z zasadami.- Gotowi? - pyta sędzia.- Tak - odpowiadamy.Nasi rywale zajęli pozycję na drugim końcu pola.- Skoro tak, to możecie odbezpieczyć karabinki i strzelać - sędzia daje sygnał do rozpoczęcia gry.Padają pierwsze strzały. To do nas strzelają. Kryjemy się za drzewami. Swoich partnerów straciłem z oczu. Czekam przyczajony, chyba za świerkiem, nieważne, grunt, że ma gruby pień. Skradam się w kierunku flagi przeciwników. Jest jakieś trzydzieści metrów przede mną. Ktoś krzyknął „Dostałem!”. Wstaje, karabin kieruje lufą do góry. Schodzi z pola bitwy. Teraz poznaję, że to wróg. Jednego mniej. Przebiegam kolejne dwa metry, chowam się za drewnianą płytą. Dobre miejsce. Co z tego, skoro duchota w lesie, pot zalewa mi twarz potem, a szybka przed oczyma powoli zachodzi mgłą. Maski absolutnie nie mogę ściągnąć. Słyszę szelest w krzakach kilka metrów przede mną. Widzę zarys sylwetki. Wróg czy swój? Przecież go nie zapytam. Strzelam. Posłałem całą serię. „Dostałem!” - słyszę czyjś głos. Trafiłem go. Przyznaję, czułem się świetnie. Po chwili sędzia przerywa grę. Dorota zdobyła flagę. Zwyciężyliśmy. Okazało się, że wyeliminowałem Adama. Kulka trafiła go w prawą rękę. Na szczęście nie bolało.Chwila przerwy. Można zdjąć maski i odpocząć. Karabinki obowiązkowo trzeba zabezpieczyć przed wystrzałem. W rewanżu zajmujemy pozycje bojowe rywali. Tutaj jest więcej zarośli niż drzew. Stanowiska mniej mi się podobają, bo krzaki nie są dobrą tarczą przed strzałami, a przez ich gęstwinę trudno wypatrzyć rywala. Trzeba iść do przodu. Udało mi się wypatrzyć wroga. Stanowił idealny cel. Naciskam spust. Nic. Jeszcze raz, znowu nic. Nie odbezpieczyłem karabinu! Odbezpieczam, ale jest za późno. Wróg schował się. Tym razem przegrywamy. Rywale zdobywają naszą flagę. Przynajmniej przeżyłem.W trzeciej rozgrywce jedna drużyna miała chronić flagę, a druga ją zdobyć. Obrońcom nie wolno było przekraczać wyznaczonego rejonu. Napastnicy mieli nieograniczone pole manewru, ale też trudniejsze zadanie, bo musieli się poruszać. Obrońcy mogli zająć wygodne pozycje i czekać. Nasza drużyna miała atakować. Podzieliliśmy się zadaniami. Mateusz wziął lewą flankę, Dorota środek, ja prawą. Wydawało się, że flaga była tak blisko. Raptem kilkanaście kroków. I znów ten sam manewr. Za drzewo, przegląd sytuacji, spokój, do przodu. Wtem padają strzały. Zostałem zlokalizowany. Z prawej i lewej strony drzewa, za którym byłem schowany, widziałem tylko liście wzbijane do góry po uderzeniach kulek. Odpowiadam ogniem. Trochę na ślepo. Pociski chybiają, ale wróg się uspokaja. Około trzech metrów przed sobą zauważyłem rozłożystą leszczynę. Podbiegłem do niej i padłem na brzuch. Teraz mnie nie dopadną, myślę sobie. Lufę karabinu chciałem włożyć między rozwidlenie gałęzi drzewa i spokojnie poczekać na cel. Nie zdążyłem. Przez ułamek sekundy słyszałem świst, potem coś trzasnęło w moją maskę.- Dostałem - krzyczę i czuję na języku gorzki płyn. Farba przedostała się przez sitko ułatwiające oddychanie. Nawet nie myślałem w tym momencie, że dzięki masce uniknąłem kontuzji twarzy, tylko nad tym, jak ktoś mógł mnie trafić, skoro leżałem za drzewem?! W kiepskim humorze zszedłem z placu boju. Drużynowo przegraliśmy. Wystrzelali nas jak kaczki. W dodatku po ręce chodził mi kleszcz, czułem też ukąszenia komarów. Nic to, paintball mnie wciągnął.- Kobiety zwykle grają do pierwszego siniaka - śmieje się Tomasz Kusy.Pora na zdjęcia. Ale co zrobić, żeby gracze nie wzięli mnie za wroga? Martwiłem się bardziej o aparat, niż o siebie. Zdjąłem kombinezon, a koszulkę okleiłem paskami żółtej taśmy. Rozpoczęła się bitwa. Ostro zabrali się za eliminowanie wrogów. Po serii strzałów zapanowała cisza. Dałem się jej zwieść i szedłem spokojnie. Wtem odezwały się karabiny. Okazało się, że znalazłem się na linii strzału. Uciekałem w podskokach. Pamiętałem, że sam wcześniej kilka razy strzelałem na oślep, nieważne do kogo. Teraz mogłem sobie wyobrazić, co czują korespondenci wojenni...Paintball trochę przypomina zabawę z dzieciństwa w Indian i kowbojów. Ale o ile wtedy biegało się z patykiem i krzyczało: nie żyjesz, to dowodu trafienia nie było. W paintballu na trafionej osobie rozbryzguje się farba i wszystko jest jasne. Jednak skutki takiej zabawy mogą być dużo poważniejsze: siniak, rozcięta skóra. Dlatego też przed wejściem na pole gry trzeba podpisać oświadczenia, że bezwzględnie będzie się przestrzegać regulaminu. To nie wszystko. Nie można rozpocząć zabawy bez odpowiedniego ubioru. Twarz musi być ochroniona specjalną maską z szybką z elastycznego, odpornego na stłuczenia tworzywa. Na głowę dobrze jest założyć czapkę, a najlepiej kominiarkę, a na resztę ciała kombinezon z grubego materiału. Przydadzą się też pełne buty, ale takie, które łatwo jest wyczyścić, bo w lesie porusza się po trawie, chaszczach, glinie i błocie. Regulamin mówi też, że nie wolno strzelać z odległości mniejszej niż sześć metrów. Ale podczas gry nikt nie biega z linijką, dlatego tak ważny jest odpowiedni strój.- Paintball jest formą rekreacji zdobywającą coraz większą popularność zwłaszcza wśród firm. To bardzo dobry sposób odreagowania od codziennych stresów, ale też integrujący zespół i wyzwalający ducha rywalizacji - mówi Tomasz Kusy. - Zawodnicy w drużynach uczą się współpracy ze sobą i współzawodnictwa z rywalami. Szybko przekonują się, że paintball nie polega tylko na gonieniu po lesie i strzelaniu. Połowę sukcesu zapewnia dobrze obrana strategia działania, która procentuje podczas rozgrywki, kiedy trzeba podejmować szybkie decyzje, będąc pod wpływem stresu. A stresujesz się, bo czujesz, że ktoś może do ciebie zaraz strzelić, i zastanawiasz się: atakować, a może wycofać.

Komentarze

Dodaj komentarz