Czy Mariusz Ganita, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Orłowiec”, obsadza biura swoimi ludźmi i zatrudnia osoby powiązane z PiS? Takie zarzuty wraz z kilkoma pismami już po raz kolejny dotarły do naszej redakcji. – Zatrudniam tylko w oparciu o kwalifikacje, doświadczenie i kompetencje – zaprzecza prezes. Do naszej redakcji dotarły jednak materiały, z których wynika, że prezes jest w konflikcie z przewodniczącym rady nadzorczej, a atmosfera w Orłowcu gęstnieje od wzajemnych oskarżeń. Miesiąc temu prezes dostał naganę. Za co? Jak twierdzi, w grudniu wysłał pismo do członków rady nadzorczej, ale pominął jej szefa Zbigniewa Majewskiego. To miał być powód.
W związku z tym napisał do rady nadzorczej, że nagana nie ma nic wspólnego z naruszeniem obowiązków służbowych, a jest wyrazem prywatnej zemsty przewodniczącego. – Nałożenie kary powinno się odbyć drogą uchwały rady nadzorczej, a takiej nie ma. Dlatego oddałem sprawę do sądu pracy – wyjaśnia Mariusz Ganita. Zaprzecza, jakoby w spółdzielni był konflikt, chociaż w piśmie wspomina, iż w ubiegłym roku przewodniczący o mało nie odwołał go z funkcji.
Zbigniew Majewski powiedział nam, że nie się wypowiadał do zebrania rady nadzorczej, które ma się odbyć 28 lutego. Tymczasem Mariusz Ganita odpiera też zarzuty dotyczące m.in. tego, że za pieniądze spółdzielców kupuje poczęstunki i prezenty urodzinowe. – To nieprawda, co mogę udowodnić – zapewnia prezes. W grudniu głośno było też o tym, że zataił część wpływów w oświadczeniu majątkowym, które musiał złożyć jako wodzisławski radny. – Wpisałem m.in. dom o wartości miliona zł, a zataiłbym 4,6 tys. zł? Stało się tak na skutek problemów rodzinnych, o których nie będę mówił – zapewnia prezes Ganita. Warto dodać, że w Orłowcu pojawiły się anonimowe ulotki szkalujące Zbigniewa Majewskiego. Wszędzie jest jednak stwierdzenie, że zbliżają się wybory do rady nadzorczej...
Komentarze