Daniel Laszkiewicz wraz z kolegami z Cracovii świętuje na Jastorze zdobycie mistrzowskiego tytułu / Dominik Gajda
Daniel Laszkiewicz wraz z kolegami z Cracovii świętuje na Jastorze zdobycie mistrzowskiego tytułu / Dominik Gajda

W finałowej rywalizacji jastrzębianie przegrywali po trzech rozegranych meczach 0:3. Mimo to, dzięki dwóm wygranym na Jastorze i jednym zwycięstwie w Krakowie, doprowadzili do remisu 3:3 i o losach mistrzowskiego tytułu zadecydować miał siódmy mecz, który w piątek (29 marca) rozegrany został na jastrzębskim lodowisku.

Początek był w wykonaniu obu drużyn bardzo zachowawczy. Jako pierwsi groźniej zaatakowali goście i objęli prowadzenie. W zamieszaniu pod bramką Kamila Kosowskiego najwięcej przytomności wykazał Artur Zieliński, który wykorzystał fakt, że bramkarz gospodarzy na chwilę opuścił miejsce między słupkami i skierował krążek do siatki. Jastrzębianie protestowali, bo w bramce leżał przewrócony chwilę wcześniej Aron Chmielewski. Sędzia Jacek Rokicki po analizie zapisu wideo nie dopatrzył się jednak w tej sytuacji pozycji spalonej i gola uznał.

Podopieczni trenera Jirego Reznara dwa razy w premierowej odsłonie mogli doprowadzić do wyrównania. Najpierw po strzale Mateusza Rompkowskiego krążek odbił się od poprzeczki, a następnie od lodu. Chwilę później Maciej Urbanowicz ponownie przymierzył w poprzeczkę.

To, co się wydarzyło w drugiej tercji, na długo pozostanie w pamięci jastrzębskich kibiców. Najpierw w trakcie gry w przewadze (na ławce kar siedział Jarosław Kłys) w końcu Miroslav Zatko płaskim strzałem spod niebieskiej linii doprowadził do wyrównania. Niestety, odpowiedź Cracovii była natychmiastowa: po błędzie Kosowskiego strzałem z ostrego kąta Leszek Laszkiewicz wyprowadził gości ponownie na prowadzenie. Nadal jednak była szansa na korzystny wynik dla JKH. W krótkim odstępie czasu sędziowie odesłali na ławkę kar dwóch graczy z Krakowa. Najpierw trafił tam Sebastian Kowalówka, a następnie Leszek Laszkiewicz. Grając przez półtorej minuty w przewadze pięciu na trzech, gospodarze nie potrafili znaleźć sposobu na pokonanie Radziszewskiego. Na domiar złego tuż po powrocie na lód sytuację sam na sam z bramkarzem wykorzystał Laszkiewicz.

Nadzieje na odwrócenie losów meczu odżyły na początku trzeciej tercji, kiedy to w sobie tylko znany sposób Richard Kral po raz drugi pokonał Radziszewskiego. Jastrzębianie rzucili się do zdecydowanych ataków. Bramka Cracovii była jednak jak zaczarowana. Tymczasem na niespełna dwie minuty przed końcową syreną po stracie krążka we własnej tercji przez Radka Prochazkę czwartego gola dla Cracovii zdobił Michał Piotrowski. Trener Reznar wycofał bramkarza, ale to była tylko woda na młyn dla Cracovii. Leszek Laszkiewicz umieścił gumę w pustej bramce i przesądził o tym, że tytuł powędrował do Krakowa. Na 40 sekund przed końcową syreną znów do pustej bramki trafił Michał Piotrowski. Potem rozpoczęła się krakowska feta w Jastrzębiu-Zdroju. Jastrzębianie, mimo że osiągnęli największy sukces w historii klubu, byli niepocieszeni. Wszak złoto było tak blisko...

Komentarze

Dodaj komentarz