Zabił teściową


Helenę B. znali jako osobę ciepłą, otwartą, przede wszystkim zaś bardzo życzliwą dla innych. Starała się pomagać każdemu i dla każdego zawsze znalazła czas oraz dobre słowo. 61-letnia kobieta była emerytowaną nauczycielką, która uczyła języka polskiego w żorskiej Szkole Podstawowej nr 16, ale do tej pory udzielała u siebie w domu korepetycji. Mieszkała samotnie. Miała dwie córki. Starsza, z mężem oraz trójką dzieci, mieszka w również w Żorach, tyle że na osiedlu Sikorskiego, młodsza natomiast otrzymała stypendium i studiuje obecnie we Francji.Zwłoki 61-letniej kobiety odkryli jej najbliżsi sąsiedzi. Ponieważ nie widzieli pani Heleny przez dłuższy czas, zaniepokojeni, wieczorem 23 listopada zapukali do jej mieszkania. Kiedy weszli, zobaczyli zalany krwią przedpokój. Sąsiadkę z roztrzaskaną głową znaleźli w łazience. Leżała w wannie.Jak ustalono w śledztwie, morderstwa dokonano dzień wcześniej, w sobotę 22 listopada. Zabójca Heleny B. został ustalony i zatrzymany przez policję już w kilka godzin po odkryciu zwłok. Okazał się nim 33-letni zięć ofiary. – Świadkowie widzieli podejrzanego w tym bloku. Już w poniedziałek wystąpiliśmy do sądu o jego tymczasowe aresztowanie. Sąd przychylił się do wniosku i we wtorek sprawca został na trzy miesiące osadzony w areszcie śledczym. Motyw jest w sumie absurdalny. Mężczyzna chciał pożyczyć od ofiary pieniądze na urodziny swojej córki. Obecnie zostanie poddany badaniom psychiatrycznym. Sprawa jest oczywista, mamy bowiem pełne przyznanie się zatrzymanego do winy. Grozi mu kara od 12 do 25 lat, łącznie z dożywociem – wyjaśnia prokurator Tadeusz Żymełka z Prokuratury Rejonowej w Żorach.Zięć przyznał się do zabójstwa teściowej. Twierdzi, że chciał pożyczyć 300 złotych, ale teściowa nie chciała dać pieniędzy. Jak wyjaśnił prokurator, utrzymywała ona rodzinę córki, a tydzień wcześniej uregulowała ich zadłużenie. W sobotę zięć poszedł do jej mieszkania, biorąc ze sobą klucz francuski. Nagabywał ją na kolejną pożyczkę, ale teściowa wygarnęła mu, żeby w końcu wziął się za robotę. Zdenerwowany uderzył ją w głowę. Potem, kiedy upadła, zadał jej jeszcze kilkanaście ciosów. Kiedy nie dawała znaków życia, przeniósł ją do łazienki i umieścił ciało w wannie. Wziął jej kartę bankomatową i poszedł wypłacić 500 złotych.– Ze wstępnych wyników sekcji zwłok okazało się, że ofiara ma zmiażdżoną czaszkę, co nastąpiło prawdopodobnie od dwóch mocnych uderzeń w głowę ciężkim przedmiotem. Jednak podczas przesłuchania zięć przyznał się do tego, że zadał wiele ciosów, opowiadając z detalami o tym, co się zdarzyło – mówi prokurator Żymełka.

Komentarze

Dodaj komentarz