Tatuś wrócił do domu


Doznane koszmary to zbyt wiele jak na takie dziecko. Swoimi grozami mógłby obdzielić niejednego dorosłego, a i tak nie pozbyłby się wszystkich. Równie dramatyczne wspomnienia o ojcu ma jego rodzeństwo. Jest ich w domu jedenaścioro i tylko najmłodszy, dwuletni Szymonek, na swoje szczęście nie pamięta ojca. Był jeszcze w brzuszku mamy, gdy Edward S. trafił do więzienia za znęcanie się nad rodziną. Co z tego, skoro łaskawość wymiaru sprawiedliwości sprawiła, że niedawno, na ponad rok przed końcem wyroku, ojciec wyszedł z kryminału za dobre sprawowanie. Znowu straszy, grozi, nachodzi. Do domu wróciła groza, która nikogo nie oszczędza.Co rok rodziła mu dzieckoNie zawsze tak było. Jeszcze kilkanaście lat temu życie Renaty, matki dzieci, wyglądało normalnie. Chyba była szczęśliwa. Za Edwarda wyszła z miłości, była młodziutką dziewczyną. On był dużo od niej starszy, wydawał się rozsądniejszy niż rówieśnicy. Wierzyła, że będzie dobrze. Zaraz po ślubie urodziło się pierwsze dziecko, chłopiec. Za rok było kolejne, znów chłopiec. Po dwóch latach na świat przyszła córeczka. I od tamtego czasu coś się popsuło. – Nie umiał żyć bez kolegów, lubił zabawę, a dzieci przecież wymagają opieki. Był nimi zmęczony. Krzyczał, gdy ząbkowały. Nie znosił, gdy płakały. Drażniło go to. Starałam się jak tylko mogłam robić wszystko, aby dzieci nie płakały. Czasami przez całą noc nosiłam nawet po dwoje na rękach, żeby tylko były cichutko i mąż mógł się wyspać. Szkoda mi było dzieci i jego, że nie może odpocząć – wspomina Renata.To wtedy Edward zaczął częściej zaglądać do kieliszka, a żonie zarzucać nieprawdopodobne historie. Wymyślać jej, oskarżać o zdradę. Ona nigdzie nie wychodziła, bo nie miała po co ani z czym. Nie miała pieniędzy, za to dzieci, pieluchy, sprzątanie, gotowanie na głowie. Czasami mąż zostawił jej jakieś drobne na mleko czy chleb. Wszystko kupował on, nawet buty i ciuchy dla niej. Jak wychodziła na zakupy, to tylko z nim. Bardzo był zazdrosny. A ona co roku rodziła mu dziecko.Siniaki w prezenciePatrząc na tę drobną, zgrabną dziewczynę, trudno uwierzyć, że jest matką jedenaściorga dzieci: sześciu synów i pięciu córek.Gdy starsze dzieci zaczęły chodzić do szkoły, życie rodzinne coraz częściej zamieniało się w koszmar. Mąż się upijał, ubliżał, bił ją i dzieci. Praktycznie regularnie pod ich blok zajeżdżał radiowóz policyjny. Ale na tym się kończyło. Po kolejnej awanturze, pobiciu jej i dzieci, nie wytrzymała. Upokorzona, znieważona, obolała zdobyła się na odwagę i wniosła sprawę do prokuratury przeciwko mężowi. Ten się przestraszył, obiecywał poprawę, prosił o wybaczenie. Pani Renata, wierząc jego słowom, ale bardziej z obawy, że nie będzie miała z czego żyć, zdecydowała się na wycofanie oskarżenia. Znów miało być dobrze. Zaraz po wycofaniu sprawy gehenna rozpoczęła się od nowa. Wstyd jej było ponownie iść do prokuratury. Trwała w milczeniu, w tym niszczącym ją i dzieci związku. One zresztą też nie miały lekkiego życia. Widziały albo zapłakaną mamę, albo same w kącie, cichutko, niemal bezdźwięcznie płakały i oglądały siniaki – prezent od ojca. Było dobrze tylko wtedy, gdy żona na każde zawołanie spełniała seksualne potrzeby męża. Nie zawsze to wystarczyło, potrzebował też innych podniet. Strachu w oczach żony i malutkich dzieci. Żeby jeszcze bardziej panować nad całą rodziną, znęcał się nad nimi nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Nieraz wymyślał dzieciom od tumanów, straszył policją, zdarzało się, że na oczach dzieci próbował popełnić samobójstwo. Wołał je do łazienki, sam siedział w wannie pełnej wody, włączał suszarkę i tłumaczył, co się stanie, gdy włoży ją do wody. One wówczas stały i prosiły ze łzami w oczach, by tego nie robił. Najmłodsze nawet jeszcze dobrze nie umiały mówić, ale kiwały przecząco główkami, wyciągając ręce do taty. Po takich eksperymentach dzieci miał już w garści, wystarczyło przypomnieć im sytuację z łazienki albo z garażu (dobry tatuś kazał im wybierać pętlę, na której się powiesi).Porwanie dzieckaRodzinne bestialstwo trwało nadal. Policję wzywali też sąsiedzi.– Córka długo nic mi nie mówiła. Nie chciała mnie niepokoić, bo choruję na serce. Sama biedaczka w sobie to trzymała, tylko miała coraz bardziej smutne oczy. O wszystkim powiedzieli mi sąsiedzi – mówi pani Zofia, matka Renaty.Wreszcie pani Renata złożyła ponowne doniesienie na męża o fizyczne i psychiczne znęcanie się nad rodziną, do prokuratury w Pszczynie. Podobnie jak poprzednio mąż prosił, aby wycofała sprawę. Tym razem nie posłuchała. Złożyła pozew o rozwód i alimenty. Mąż szalał. Interweniowała policja, Edward dostał dozór policyjny. Obiecywał, że się zmieni, domagał się groźbą i prośbą, by spełniała obowiązek małżeński. Ona już miała tego dość, była w ciąży z kolejnym dzieckiem, jedenastym. Gdy była w szóstym miesiącu ciąży, zdarzyło się to, o czym pamiętają wszystkie dzieci. Jest to dla nich przestroga. Od tamtej pory żadne starsze dziecko nie pozwoli tatusiowi zabrać młodszego braciszka czy siostrzyczki. Pilnują się i boją.Do pamiętnego porwania dwuletniego Damianka doszło latem 2001 r. Był to upalny dzień, żar lał się z nieba. Pani Renata pojechała na komisariat policji złożyć zeznania. Czuła, że coś jest nie tak. Matczyny instynkt jej nie oszukał. Wychodząc z komisariatu, wstąpiła jeszcze do oficera dyżurnego z pytaniem, czy nie było telefonu z jej domu. Nie myliła się, dzwoniła córka Ewelina, że tata porwał Damianka. Przeszyła ją ta wiadomość.Dzwonił do niej z różnych miast Śląska, a to z Tychów z dworca, a to z Chorzowa. Wszędzie woził ze sobą przerażonego dwulatka. Wcisnął go za siedzenie samochodu i kazał cicho siedzieć. Żonę szantażował, że jak nie wycofa sprawy, to nigdy nie zobaczy syna, niewykluczone, że go zabije.W poszukiwanie i odbicie dziecka zaangażowana była cała miejscowa policja. Pani Renata spotkała się z mężem, który podjechał pod blok. Nie wiedziała, czy wsiąść do auta, czy nie, ale zobaczyła swoje maleństwo zapłakane i przerażone z tyłu samochodu. Było głodne i bardzo spragnione. Ojciec nie pomyślał, że dziecku może chcieć się pić. Wsiadła z nim do auta. Inne dzieci podbiegły, prosiły, by zabrał mamę, a oddał im braciszka. Marcin, trochę starszy od porwanego Damianka, wcisnął rękę w szparę w oknie samochodu. Chciał pogłaskać chłopczyka, ale ojciec przyciął mu ją. Nie pozwolił.Odjechali z piskiem opon, jednak z oddalenia śledziła ich policja. Pani Renata, nie zważając na swój stan (była w szóstym miesiącu ciąży), wyciągnęła zza siedzenia chłopczyka. Damianek wtulił się w nią tak mocno, że aż bolało.Kobieta obiecała mężowi wszystko, pójdzie z nim do łóżka, wycofa sprawę w prokuraturze, zrezygnuje z rozwodu – będzie tak jak dawniej. Każda matka w takiej sytuacji postąpiłaby podobnie. Sprowadziła go do domu, tam czekali na niego funkcjonariusze policji.Sprawiedliwość na Dzień MatkiTamto zdarzenie doprowadziło do skazania Edwarda S. na karę trzech lat pozbawienia wolności. Trafił do więzienia w Strzelcach Opolskich. W tym czasie pani Renata zajmowała się domem. Finansowo pomagała jej rodzina. Wspierała ją też pani Gabrysia i wolontariusze z fundacji Agape z Jastrzębia.– Nawet ksiądz z mojej parafii nie pomógł mi tyle, co ona. Wszystkie ciuchy, jakie dzieci mają, niektóre meble i wiele innych rzeczy, a nade wszystko dobre słowo, otrzymałam od niej. Prawdziwy przyjaciel – mówi.Radzi sobie, dzieci odżyły, wyjeżdżały na kolonie dzięki pomocy pani Gabrysi. Starsi chłopcy dorabiali w wakacje. Pomagali matce, jak mogli. W szkole pojawiły się lepsze oceny, w domu zapanowała cisza, spokój, nikt na nikogo nie krzyczał, nie wyzywał, nie bił. W międzyczasie pani Renata złożyła wniosek w sądzie o eksmisję męża. Nie udało się, bo nie było rozwodu. Kazali czekać. I czekała. Aż któregoś dnia jej oprawca wrócił z więzienia. Spadło to na nią jak grom z jasnego nieba. Nikt z sądu nie raczył jej wcześniej powiadomić. Przyjechał akurat w Dniu Matki, kiedy była na szkolnej akademii z tej okazji. Co sił w nogach pobiegła do mieszkania. Nie zastała ani jednego dziecka, wszystkie pouciekały, pochowały się na ogródkach działkowych, za garażami. Trudno je było przekonać, by na noc przyszły do domu.– Znęcał się nad nami, ale miał prawo tu wrócić, bo tutaj jest zameldowany, a ja nie mam jeszcze rozwodu, choć sprawa ciągnie się już parę lat. Nie można było przeprowadzić eksmisji, takie prawo – mówi zrezygnowana pani Renata.Koszmar w granicach prawaZnowu ten sam scenariusz. Awantury, krzyki, płacz dzieci. Na szczęście Edward boi się podnosić rękę na żonę. Synowie podrośli, mówią, że się z nim porachują, jeśli uderzy mamę. Znowu pod ich blok podjeżdża radiowóz, dzieci nie chcą chodzić do szkoły ani do kościoła.Po jakimś czasie ojciec wyprowadził się, wynajął gdzieś pokój. Nadal jednak przychodzi pod dom, straszy i terroryzuje dzieci. „Nie wiem, co mój mąż ma zamiar zrobić. Odgraża się nie tylko mnie, ale i dzieciom. Lekceważy kuratora i policję. Nie pozwala dzieciom spać – w ostatnią noc dobijał się do mieszkania, rzucał w okna kamieniami, pomimo interwencji na policji nikt się nie pojawił, by nam pomóc. Kurator poinformował mnie, że mąż wie, iż ma zakaz zbliżania się do nas. Boję się, by znów nie uprowadził mi któregoś dziecka. Nie wiem, dokąd mój mąż będzie miał przyzwolenie władz, by nas niszczyć. Jak długo prawo będzie biernie przyglądać się znęcaniu i terroryzowaniu 12-osobwej rodziny przez jednego człowieka. Sąd zwolnił z więzienia męża po to, by dalej znęcał się nade mną i moimi dziećmi. Jak długo będziemy musieli znosić jego odgrażanie? Czy wreszcie musi dojść do tragedii? Kiedy moje dzieci będą mogły wyjść na podwórko bez strachu? Nie wiem, czy jest ktoś, kto może mi pomóc i moim dzieciom” – to fragment pisma z 20 sierpnia br., jakie pani Renata wystosowała do Prokuratury Rejonowej w Pszczynie. Kolejne o podobnej treści, tyle że bogatsze o nowe fakty, wpłynęło 19 września. Jak dowiedzieliśmy się w tamtejszej prokuraturze, postępowanie przeciwko Edwardowi S. jest prowadzone. Miało zakończyć się w połowie listopada...Ostatnio Edward S. zdobył się na kolejny akt zastraszania swojej rodziny. Wydaje się, że pani Renata ma wiele racji, mówiąc, że prawo jest dla bogatych albo oprawców. Nikt nie przejmuje się losem jej dzieci. Nikogo nie interesuje, jak trudno jest je uśpić, gdyż każda noc to kolejny zły sen i strach, czy tata nie zapuka. W końcu nieraz dobijał się do mieszkania nocą, czasem wspinał się na balkon.Siedzimy w przytulnym pokoju. Ona, drobniutka, na kanapie, wokół niej rozsiadły się najmłodsze pociechy. Tuli je do siebie. Najmłodsze bawią się misiami, przynoszą kolejne zabawki, uśmiechają się i z zainteresowaniem przyglądają dyktafonowi. Każde śliczne jak cherubinek, duże oczy, uśmiechnięta buzia. Szymonek jeszcze ze smokiem. Pcha się na kolana mamy. Ta głaszcze czule po głowie i opowiada o ich trudnym życiu. Sześcioletnia Kasia sprząta zabawki. Jest nauczona porządku. Potem siada przy mamie i słucha.Pani Renata ma ich jedenaścioro, z żadnym nie ma kłopotów. Stara się dla każdego wygospodarować chwilę, żeby porozmawiać, doradzić, przytulić czy utulić do snu. Chciałaby, żeby miały normalne dzieciństwo i młodość, chciałaby, aby koszmar wreszcie się skończył.W tym tygodniu ma trafić akt oskarżenia do Sądu Rejonowego w Pszczynie przeciwko Edwardowi S. Za znęcanie się nad rodziną grozi mu do pięciu lat więzienia. Dodatkowo, jeżeli sąd uzna go winnym, będzie musiał odbyć pozostałą część wcześniejszej kary, która została warunkowo zawieszona. Czy sąd będzie miał na uwadze dzieci i żonę i ich normalne życie, bez stresów, lęków, siniaków?

Komentarze

Dodaj komentarz