Długo zastanawiałam się, od czego zacząć opowieść o rybnickich utopkach, ponieważ wiem o nich niewiele, choć było ich podobno kilka. W końcu doszłam do wniosku, że należałoby zasięgnąć rady fachowca. W ten sposób trafiłam na stronę internetową utopkowo zegrodka, należącą do pana Bogdana Dzierżawy, autora książek "Utopek z Wielopola" i "Z biegiem Rudy", który zresztą jest znany z łamów "Nowin" jako Utopek właśnie. Oto, co mi opowiedział.
Co w ogóle sprawiło, że zainteresował się pan utopkami?
Będąc małym chłopcem, od mojej babci nasłuchałem się mnóstwa opowieści o tych wodnych stworach. Urodziłem się blisko rzeki Ruda i ciągle te utopki spotykałem. Raz była to wielka żaba, która mi drogę zagrodziła na ścieżce wydeptanej przez gęsi, a innym razem mały człowieczek z fajką w ustach, który siedział pod olchą nad rzeką i łowił ryby na wędkę. W czasie okupacji chodził ze mną do przedszkola pewien chłopak, miał przezwisko Kasper, a później się okazało, że to był utopek. Wyciągnął mnie pewnego razu nad Rudę pod pretekstem nazbierania kwiatuszków dla mamy. Kiedy sięgałem po piękne niezapominajki, które nad samą wodą zwisały, popchnął mnie w plecy mowiąc: "Kiedy jesteś żabą, to pokaż, jak się pływa". Dodam tu, że miałem przezwisko Żabka. Był to okres poburzowy i woda płynęła wtedy wysoka w rzece, więc już by mnie nie było na tym świecie, gdyby nie młody człowiek z Wielopola. To Rudolf Mrozik, który przypadkowo znalazł się w tym miejscu.
Więc jednego z tych stworów wodnych postanowił pan uczynić bohaterem książki "Utopek z Wielopola". Czy trudno było się z nim zaprzyjaźnić?
To był właśnie ten utopek, który w czerwonej czapce magierce na głowie i fajką w ustach łowił ryby w rzece Ruda. Zaprzyjaźniłem się z nim i on też nauczył mnie robić haczyki z agrafek i szpilek. Łapałem mu za to koniki polne, które on zakładał na haczyk jako przynętę. W mojej książce dałem mu imię Magierka z powodu czapki o tej nazwie.
A co może pan powiedzieć o innych rybnickich utopkach?
Tych utopków rybnickich było kilka, ale wszystkich ich imion nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Był jeden stary utopek, który na imię miał Wiluś i wszystkim utopkom w okolicy przewodził. Był jednak postrachem młodych panien, które często wpadały w jego sidła, bo on przybierał postaci młodych, przystojnych kawalerów, aby je uwodzić. Słyszałem też o Bynusiu z Kłokocina i Oszkubku z Paruszowca, ale mało wiedzy mam o nich, więc nie wiem, co oni nawyprawiali. Najmłodszy utopek rybnicki mieszka w rybnickim morzu, czyli w zalewie elektrowni, a powiedział mi, że na imię ma Meguś. Na mojej stronie internetowej (www.utopek.pl) można znaleźć o nim wierszyk pt. "Utopek i Smok Wawelski." Utopek Meguś często robi kawały wędkarzom, plącząc zarzucone przez nich wędki.
Czy rybnickie utopki mówią wyłącznie po śląsku?
Rybnickie utopki posługują się wyłącznie gwarą, chociaż rozumieją wszystkie światowe języki.
Czy jest szansa, że pamięć o nich przetrwa?
Dopóki żyją jeszcze ludzie z mojego pokolenia, to utopki też żyły będą. Dlatego trzeba o nich opowiadać wnukom i rozwijać ich wyobraźnię, żeby utopki rybnickie ciągle tu z nami mieszkały. Te wodne stwory, tak jak ludzie, mają też różne charaktery, dlatego jedne są dobre i przyjazne, zaś inne są złośliwe i psotne. Sama rozmowa o utopkach niewiele jednak da, jeśli nie zapewnimy tym stworom czystego środowiska wodnego. Utopki bowiem żyją tam, gdzie żyją ryby, żaby i raki, a na powierzchni wody ścielą się liście grzybieni czy kotewki, a brzegi porośnięte są tatarakiem i rogożą.
Rozmawiała: Elżbieta Grymel
Komentarze