Hastermanek w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Hastermanek w kresce autorki / Elżbieta Grymel

Z opowieści nieżyjącej już pani Emilii (urodziła się w 1918 roku w Osinach) wynikało, że co najmniej sto lat temu dzieci pasące krowy widziały pływający po stawie olbrzymi koński łeb, z którego nozdrzy tryskały fontanny wody. Nieco później natomiast starszy gospodarz z Osin, wracający furką z żorskiego targu, twierdził, że w samo południe spotkał utopka siedzącego na pidle. Stwór był małego wzrostu, nosił zieloną kapotę przyozdobioną pękiem kolorowych wstążek i czerwony kapelusik.

W pobliżu Głębokiego Dołu, bo tak nazywano staw, nie było żadnych zabudowań gospodarskich, tylko pola i łąki. Po pierwszej wojnie światowej stała tam jedynie stara chałupa, w której mieszkała ponadosiemdziesięcioletnia staruszka. Na pytanie o utopka, którego ludzie zwali Hastermanekiem, odpowiadała zawsze, że w południe doi swoją kozę i nie ma czasu na bzdury, a wieczorem chodzi spać z kurami i wcale nie chce wiedzieć, co się nocą nad stawem dzieje!

Specjalnością utopka z Głębokiego Dołu było wodzenie po manowcach. Jego ofiarami stawały się często kobiety spieszące świtem na targ lub idące na pierwszą mszę do żorskiego kościoła. Ich opowieści w jednym były zgodne: zawsze bez przeszkód docierały w pobliże stawu, a potem gubiły drogę i pierwsze promienie słonka zastawały je w dość nawet odległych miejscach. Podobną relację usłyszałam też z ust mojego dziadka Pawła (urodzonego w 1890 roku w Baranowicach), który kiedyś około godziny czwartej nad ranem zmierzał w kierunku Osin. Kiedy wreszcie wzeszło słońce, stwierdził, że stoi po kolana w wodzie!

Na początku lat sześćdziesiątych XX wieku zamieszkałam przy ulicy Osińskiej, którą wtenczas dopiero budowano i często latem wraz z innymi dziećmi kąpałam się w Głębokim Dole. Utopka nigdy tam jednak nie spotkałam, dlatego wszystkie relacje o nim uznałam za bajki. Muszę jednak przyznać, że miejsce to było dość osobliwe, bo zupełnie bez powodu potrafiły tam człowiekowi przechodzić ciarki po plecach!

W roku 1969 dostałam się do szkoły plastycznej i często większe projekty realizowałam wspólnie z koleżanką z Osin. Kiedyś wybrałam się do niej na rowerze. Zasiedziałam się nieco i wracałam do domu tuż po godzinie 22. Nocna jazda przez pola nie była przyjemna, bo księżyc co chwilę krył się za chmurami. W pewnym momencie stwierdziłam, że nie widzę drogi, bo mój rower nie miał przedniej lampy. Zatrzymałam się i po omacku zaczęłam podążać wzdłuż przydrożnego krawężnika. W moim odczuciu wędrówka trwała całe wieki, więc wydawało mi się, że powinnam już być w pobliżu stawu i widzieć światła w nowych domach znajdujących się po jego drugiej stronie. Niestety przed nosem wciąż miałam czarną ścianę.

Rozglądałam się bezradnie wokół i nagle zobaczyłam inną, jasno oświetloną ulicę, która biegła ukosem w lewo. Zrozumiałam wtedy, że może się ona kończyć w stawie! Z przerażenia rękę miałam tak ciężką, że ledwo zdołałam się przeżegnać. W tym momencie na niebie pojawił się znowu księżyc, a widziadło znikło, ja zaś stałam na środku dobrze mi znanej drogi! Do dziś nie potrafię w żaden rozsądny sposób wytłumaczyć mojej nocnej przygody.

W rurze, nie w stawie
Głęboki Dół znajdował się w miejscu, gdzie obecnie stoi sklep Bodzio w osiedlu Sikorskiego w Żorach. Został zasypany, kiedy budowano przebiegającą obok dwupasmówkę zwaną dziś aleją Zjednoczonej Europy, aczkolwiek przepływającą przez staw rzeczkę trzeba było puścić w rurze. Mimo to i tak jest tam dość mokro. Można żartem powiedzieć, że teraz Hastermanek mieszka w rurze zamiast w stawie! Należy dodać, że Hasterman to odmiana utopka, który nosił kapotę i kapelusz przyozdobiony mnóstwem kolorowych wstążek. Bardzo często występuje w Czechach. Mój pradziadek, który pochodził spod Pragi, opowiadał wnukom, że Hasterman to łagodniejsza forma utopca i raczej psoci, ale można go też rozgniewać. W zebranym przeze mnie materiale występuje tylko jeszcze raz – w opowieści o Gagańcu. Nazwa wskazywałaby na rodowód niemiecki z uwagi na końcówkę man, ale w niemieckim to także odpowiednik naszego utopca.

 

2

Komentarze

  • Elżbieta Grymel Panu Grzegorzowi 24 sierpnia 2013 20:06Po przeczytaniu Pana wpisu odnalazłam w rodzinnym archiwum jedyne ocalałe zdjęcie stawu Głęboki Dół, pochodzi ono z II połowy lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, niestety jest to zdjęcie z aparatu małoobrazkowego i na dodatek dość kiepskiej jakości, ale o ile jego kopia będzie czytelna, chętnie je udostępnię w gazecie.
  • Grzegorz Głymboki Doł 23 sierpnia 2013 19:59Paniczko, mom do Was jedne pytani: mocie jako fotka ze tego stawu? Bo jo tam chodziył za bajtla a zdoł sie mi ogromnie wielki! Starka mi dycki godała cobych sie tam niy kompoł, bo tam siedzi utopek, co dziecka do wody wciongo!

Dodaj komentarz