Bartosz Ryszka tu w drodze do Włoch / Archiwum
Bartosz Ryszka tu w drodze do Włoch / Archiwum

Bartek Ryszka, rybnicki globtroter i autostopowicz, wyruszył w podróż, której celem jest zdobycie Elbrusa, najwyższej góry Kaukazu. – To mój pomysł na pokonanie lęku wysokości – zdradził nam tuż przed wyprawą. 25 sierpnia wyleciał z Justyną Lewandowską do Gruzji. Tam mają spotkać się z kolegą Adamem Warszawskim (Łódź), który chce objechać Basen Morza Czarnego autostopem. Bartek z Justyną zamierzają zwiedzić kawałek tego kraju (Bartek po raz kolejny). Potem, tzw. Gruzińską Drogą Wojenną (to główny szlak przechodzący w poprzek Wielkiego Kaukazu, dobrze znany już w starożytności), chcą dostać się do Rosji, gdzie zaatakują Elbrus.

– W szkole nas uczą, że najwyższym szczytem Europy jest Mont Blanc. A Elbrus, położony w zachodniej części głównego łańcucha Kaukazu, miedzy Europą a Azją, jest wyższy! – przypomina Bartek Ryszka. Potem, przez Krym, planują wrócić do Polski. – Szacujemy, że ta podróż potrwa około miesiąca. Jeśli nie uda się wejść na Elbrus, bo będzie na przykład załamanie pogody, to trudno. Nie jest to nasz priorytet, życie jest ważniejsze – mówi Bartek Ryszka.

Jak przygotowywał się do wyprawy? – Najważniejszy jest ruch, rzeczywiście trzeba sporo się ruszać. Poza tym do tej góry trzeba podejść z dużym szacunkiem. Na szczęście nie jest to trudna góra. Wchodzi się na nią tak jak na Czantorię, tyle że po śniegu, w rakach – przekonywał nas rybniczanin. Na wysokość 3800 metrów można wjechać kolejką, z tego miejsca ruszają maratony. – Oczywiście, jeśli zechcemy wejść od samego dołu, to zajmie nam to nawet pięć dni. Jeśli skorzystamy z kolejki, to poświęcimy na to dwa dni. Zobaczy, jak będzie. Zejście trwa około jednego dnia, ponieważ zwyczajnie siada się na pupie i zjeżdża do punktu, gdzie jest kolejka. Oczywiście, trzeba wypiąć raki, założyć je na ręce i hamować rękami – mówił nam Bartek Ryszka.

Problem w tym, że Bartek zachorował na boreliozę, więc nie mógł za intensywnie ćwiczyć. Był leczony silnymi antybiotykami, które mocno osłabiają organizm. Teraz jest już w formie. – Jeśli jednak źle się poczuję, będę osłabiony, to na pewno wjadę kolejką i poczekam na moich przyjaciół, którzy będą zdobywali górę piechotą – mówił Bartek. Czy wyprawa po takiej chorobie nie jest szaleństwem? – Lekarze powiedzieli, że mam przez najbliższe miesiące na siebie uważać. Jeśli będzie mi coś dolegało, to po prostu pójdę do szpitala. Choroba chorobą, aczkolwiek nie można rezygnować ze wszystkiego – przekonywał nas Bartek.

Do tej pory góry zdobywał z mamą i siostrą. – Nasze góry są strasznie trudne, wysokie, mają dużo przepaści. Pamiętam, że jako dziecko o mało w Tatrach się nie rozpłakałem. Było to na przełęczy z Doliny Pięciu Stawów do Morskiego Oka. Do tej pory nigdy tam nie wróciłem. Ale Bieszczady są dla mnie cudowne. Jeździłem też samochodem w wysokich górach Gruzji – opowiadał Bartek. Czy po zdobyciu Elbrusa wybierze się w inne góry? – W Himalaje na pewno nie – zapewniał Bartek.

Wyprawa odbywa się w ramach grupy Pineapple Adventure Hunters (Ananasowi Poszukiwacze Przygód). – Skład tej grupy jest zmienny. Przyjaciel przez forum szukał kogoś, ktoś zechce z nim wejść na Elbrus, zgłosiłem się – wspominał Bartek, który mieszka w Rybniku i pracuje w rodzinnym warsztacie samochodowym. Zajmuje się renowacją starych samochodów.

5642 m n.p.m. – tak wysoki jest Elbrus. Mont Blanc, najwyższy szczyt Alp, wznosi się na wysokość 4810 m n.p.m.

 

Komentarze

Dodaj komentarz