Agnieszka Fałat tylko na chwilę wsiadła za kierownicę żuka / Archiwum
Agnieszka Fałat tylko na chwilę wsiadła za kierownicę żuka / Archiwum

Agnieszka Fałat, fotografka z Rybnika, pojechała na Złombol. To ekstremalna wyprawa samochodami komunistycznej produkcji lub konstrukcji celem uzbierania pieniędzy dla dzieci ze śląskich domów dziecka. – Tegoroczny Złombol był dość ekstremalny, miał trudną trasę liczącą 6,5 tys. kilometrów. Na szczęście nie było przypadkowych osób, które jechały tylko po to, by dobrze się bawić – mówi pani Agnieszka, która załapała się do raciborskiej ekipy Rafako. – Dowiedziałam się o niej z ogłoszenia na Facebooku. W zespole, przygotowywanym przez pół roku, zwolniło się miejsce, zgłosiłam się. Przeszłam rekrutację, zostałam zaakceptowana – opowiada.

Składany żuk
Jechali żukiem, przygotowanym doskonale do tak długiej wyprawy. – Mieliśmy duże, rozkładane, podgrzewane fotele. Kręgosłup zaczął mnie boleć dopiero na drugi dzień po powrocie do domu, i to od siedzenia przed komputerem. W aucie było oświetlenie ledowe, dywan, dodatkowe okna. Mimo tego świetnego wyposażenia, chociaż jeżdżę samochodem na co dzień, nie usiadłam za kierownicą. Żuk miał miękki hamulec, bałam się, że drążek biegów zostanie mi w ręku – śmieje się rybniczanka.

Jasne, że auto miewało awarie, ale panowie z ekipy poradzili sobie ze wszystkim. – Sami zbudowali ten samochód, więc znają go doskonale. Wiedzieli, co się może zepsuć, wieźli zresztą drugiego żuka w częściach i cały silnik na dachu. Poza tym jeśli ktoś z uczestników wyprawy miał defekt auta w trasie, zawsze ktoś się zatrzymał, pomógł – opowiada rybniczanka. Przyznaje, że dopiero na starcie dotarło do niej, że niektórzy jadą naprawdę starymi gratami, siedzą na jakichś drewnianych ławeczkach.

Grzyby i ryby
W sześcioosobowej ekipie były tylko dwie kobiety. Jej członkowie mieli od 26 do 61 lat. – Zdzisiek, najstarszy z nas, gotował, pilnował, byśmy wyjechali na czas. Mieliśmy kuchenkę, cały zapas jedzenia i picia z Polski, a po drodze, w Finlandii i Norwegii, zbieraliśmy na przykład olbrzymie grzyby, które rosną na poboczach. Są oczywiście jadalne. Kupiliśmy też sobie na przykład mięso z renifera. Tych zwierząt jest tam więcej niż u nas bezpańskich psów. Chodzą na przykład między rozbitymi namiotami, dzwoniąc dzwoneczkami – opowiada Agnieszka Fałat.

Jechali słynną Via Baltica E-67 przez Warszawę, Suwałki, Litwę, Łotwę, Estonię do Helsinek. Zwiedzili Troki, Rygę, Tallin, przeprawili się przez Bałtyk. Przejechali Pojezierze Fińskie, rejon zwany esencją Finlandii, z setkami jezior, pięknymi widokami i niepowtarzalnym klimatem. Przekroczyli najbardziej odludną i dziką krainę w Europie, Laponię, gdzie przypada 2,1 mieszkańca na kilometr kwadratowy! Celem był przylądek Nordkapp. Złombol nigdy dotąd nie dotarł tak daleko na północ.

Sympatia rodaków
– Wszędzie, gdzie tylko pojawiliśmy się, wzbudzaliśmy zainteresowanie mieszkających tam Polaków, którzy fotografowali się z nami, naszymi samochodami, lgnęli do nas. Częstowali nas jedzeniem, od rybaków dostaliśmy np. dziesięć kilogramów ryb. Ludzie nie wierzyli, że takimi samochodami zajechaliśmy tak daleko – opowiada pani Agnieszka. Ma nadzieję, że w przyszłym roku znów wyruszy na Złombol. – Może uda się zmontować ekipę rybnicką, która pojedzie pod skrzydłami miasta – zastanawia się.

6,5 tys. km pokonali uczestnicy ostatniego Złombolu. Celem był Przylądek Nordkapp, jeden z dwóch najbardziej wysuniętych na północ punktów Europy

 

Komentarze

Dodaj komentarz