20040402
20040402


– Boję się rozsądnie. Biorę pod uwagę niebezpieczeństwo, ale nie jest to strach, który by mnie paraliżował. Najbardziej obawiam się min i ataków partyzanckich – powiedziała nam na kilka godzin przed odlotem z krakowskiego lotniska w Balicach.O karierze pani kapitan w dowództwie marynarki pisaliśmy w kwietniu 2002 roku. Od trzech lat zajmowała się stosunkowo nową specjalnością w polskiej armii, tzw. CIMIC, czyli współpracą cywilno-wojskową. Teraz jej umiejętności i niemałe już doświadczenie mają się przydać w Iraku. Będzie się zajmować kontaktami i współpracą żołnierzy z lokalnymi władzami, organizacjami pozarządowymi i międzynarodowymi oraz oczywiście ludnością cywilną. Najważniejszym bodaj wydarzeniem dla całego kontyngentu będą zaplanowane na czerwiec wybory do tamtejszych władz, które na pewno wzbudzą wiele emocji nie tylko wśród Irakijczyków – tak po stronie zwolenników, jak i przeciwników obecności obcych wojsk w Iraku.– Brałam udział w wielu szkoleniach z zakresu współpracy cywilno-wojskowej, teraz jest mi potrzebna praktyka, a gdzie jej szukać jak nie na zagranicznych misjach? To mój pierwszy taki wyjazd. W naszych poczynaniach musimy przede wszystkim uwzględniać tamtejsze warunki, tzn. mentalność Irakijczyków, podporządkowana ich religii, tradycji i zwyczajom. Jako oficer CIMIC muszę m.in. dobrze przygotować żołnierzy do kontaktów z ludnością cywilną, z drugiej strony muszę umieć wytłumaczyć Irakijczykom, co robią obce wojska w ich kraju i przedstawić pożytki wynikające z ich obecności. Oczywiście nie wolno im niczego narzucać, co najwyżej można im przedstawić czy zarekomendować określone rozwiązanie danego problemu, ale to oni sami muszą podjąć ewentualną decyzję – wyjaśnia kapitan Dorota Stachura.Jak wszyscy pozostali żołnierze wylatujący do Iraku otrzymała mundur polowy dostosowany do panujących tam warunków. Efektowne kepi, nakrycie głowy pań służących w marynarce, zamieniła na charakterystyczny kapelusz. Tylko w klapie prawej kieszeni będzie nosić odznakę marynarki wojennej, którą w czasie wzruszającego pożegnania w Gdyni podarowali jej koledzy z Oddziału Operacyjnego Zarządu Operacji Morskich.Zgłosiła się na ochotnika, bo o wysłaniu żołnierza na zagraniczną misję wbrew jego woli nie może być mowy. Siły lądowe, szukając specjalistów od CIMIC, zwróciły się m.in. do dowództwa marynarki. Gdy na jej wyjazd do Iraku zgodzili się przełożeni z dowództwa marynarki, napisała stosowny wniosek do ministra obrony. Na rozmowy kwalifikacyjne pojechała do Kielc, gdzie funkcjonuje jedyny w Polsce Ośrodek Szkolenia Sił Zbrojnych na Potrzeby Sił Pokojowych ONZ. Dobrze zna ten ośrodek, bo tam funkcjonuje również jednostka wsparcia cywilnego, w której przechodziła kursy związane z jej specjalnością. W Kielcach odbyło się też szkolenie związane z misją w Iraku, w trakcie którego poznała m.in. podstawowe arabskie zwroty. O nauczeniu się języka w tak krótkim czasie nie mogło być mowy. Na miejscu będzie zresztą korzystać z pomocy trzech doświadczonych tłumaczy.– Jeśli przy jakiejś okazji trafię na ortodoksyjnego muzułmanina, który nie będzie chciał rozmawiać z kobietą, nie będę się wykłócać, tylko poproszę kolegę z zespołu, żeby mnie zastąpił – deklaruje.Przed wyjazdem do tak egzotycznego dla Europejczyka kraju rybniczankę zaszczepiono przeciwko sześciu chorobom. Jak wszyscy żołnierze otrzymała w ekwipunku m.in. krem z filtrem 60 UVA, chroniący przed słońcem, pistolet i karabin automatyczny.W piątek, 16 bm., ok. godz. 18 z grupą 60 żołnierzy Szóstej Brygady Desantowo-Szturmowej z Krakowa 300-osobowym boeingiem amerykańskich linii Miami Air odleciała z lotniska w Balicach do Iraku. Żegnali ją rodzice i młodszy brat Leszek. Na drogę dostała od nich medalik Matki Boskiej Częstochowskiej. Krótko przed 23 jej ojciec odebrał SMS-a: „Kuwejt. Jedziemy do bazy”.

Komentarze

Dodaj komentarz