Utopek z Niwy w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Utopek z Niwy w kresce autorki / Elżbieta Grymel

Opowieść o utopku z żorskiego lasu Niwy pierwszy raz słyszałam jako dziecko podczas darcia pierza, kiedy w naszej wielkiej kuchni zebrały się liczne znajome mojej babci.Właściwie nie pamiętam, która z nich ją wtedy relacjonowała, ale historia ta była na tyle znana, że zanim dorosłam, usłyszałam ją jeszcze kilkakrotnie. Niwy to las położony niedaleko stawu Śmieszek. Jego nazwa pochodzi od rozciagających się na jego terenie polan, na których obecnie znajdują się niewielkie stawki. Kiedyś były tam też poletka uprawne (czyli własnie niwy), na których siano zboże. Przez ten las prowadziła także stara droga biegnąca w kierunku wsi Rudziczka.

Pewna biedna wdowa mieszkająca na Kościółku ledwie wiązała koniec z końcem, aż pewnego dnia została bez środków do życia. Ponieważ było lato, miała nadzieję, że nie umrze z głodu, bo w lesie były jagody i grzyby. Zbierając je, mogła zarobić parę groszy na chleb, dlatego wczesnym rankiem, zanim obeschła rosa, skierowała się ku Niwom. Uzbierała dzbanek jagód i znalazła kilka okazałych grzybów. Do sprzedaży było tego za mało, ale na obiad w sam raz! Dochodziło południe, więc postanowiła nie iść dalej, tylko skierowała się do głównej ścieżki. Uszła zaledwie kilka kroków, kiedy zauważyła, że na środku drogi leży świńskie kito.

Ponieważ był to wtorek, pomyślała, że jakiś rzeźnik podążał skoro świto na targ do Żor i nie zauważył, że z jego wozu spadła wieprzowa noga. Przez chwilę zastanawiała się, co powinna zrobić w tej sytuacji, rozejrzała się wokół, ale właściciela nigdzie nie było. Ostatecznie uznała, że na pewno już odżałował stratę, więc wsadziła mięso do torby, którą miała przewieszoną przez ramię. Pakunek był dość ciężki, ale ona biegła jak na skrzydłach, bo cieszyła się, że przez kilka dni będzie miała dobry obiad dla siebie i syna. Kiedy jednak wyszła z lasu, z każdym krokiem torba zaczęła ciążyć jej jednak coraz bardziej. Ledwie dowlekła się do mostka na rzece Rudzie. Tam puściły rzemienie i torba upadła na mostek. Wyturlało się z niej owo znalezione świńskie kito i błyskawicznie zmieniło się w małego, zielonego, pokurczonego stwora w czerwonej czapeczce.

Utopek (bo okazało się, że to był właśnie on) ukłonił się jej, pięknie podziękował za to, że go przeniosła w nowe miejsce, bo z powodu suszy w stawkach na Niwach zrobiło się mu za ciasno, a potem rzucił na mostek złotego talara jako zapłatę za transport. Kobieta nie chciała wziąć monety, ale utopek zapewnił ją, że jest on przeznaczony wyłącznie dla niej, a komuś innemu, kto by go znalazł, może przynieść nieszczęście. Wdowa więc ujęła talar przez fartuch i zaniosła do kościoła, gdzie wrzuciła do skarbony na ubogich. Podobno nikt nie chciał wierzyć w jej opowieść, bo któż by pozbywał się złotego pieniądza w tak nierozsądny sposób?

W pracy "Wierzenia i zachowania przesądne" pani profesor Dorota Simonides wspomina o tym, że według ustnej tradycji śląskiej utopce potrafiły przyjmować postać ludzką, zwierzęcą lub dowolnej rzeczy martwej. Opowieść o utopku z lasu Niwy mieści się w tej właśnie kategorii. Zapewne nie był on jedynym demonem wodnym, który na mieszkanie wybrał rzekę Rudę. Drodzy Czytelnicy, a może Wy coś o tym wiecie?

1 złotego talara miała dostać biedna wdowa od utopka za przeniesienie ze stawu do Rudy. W obawie, że to pieniądz nieczysty, wzięła go przez fartuch i zaniosła do kościoła, gdzie wrzuciła do skarbony dla ubogich

 

1

Komentarze

  • Elisabeth utopek 19 października 2013 21:25wspaniala opowiesc -dobrze,ze Pani to publikuje,zeby mlodsi tez cos sie o naszej historii dowiedzieli,czekam na dalsze,wspaniale opowiesci-

Dodaj komentarz