Elżbieta Grymel nad Ławczokiem od strony głwnej drogi do Jastrzębia / Justyna Grymel
Elżbieta Grymel nad Ławczokiem od strony głwnej drogi do Jastrzębia / Justyna Grymel

Po ukazaniu się opowieści o utopku z Ławczoka odezwali się nasi Czytelnicy, którzy znają jeszcze wiele wersji tej historii. Kilka lat temu pani Urszula Ośliźlok ze Świerklan napisała nawet wiersz na temat jednej z nich. Ma tytuł "Utopek i muzykanty" Dowiadujemy się z niego, że utopek z Ławczoka miał córkę jedynaczkę i chciał jej wyprawić królewskie wesele. Akurat nad stawem pojawili się muzykanci, którzy zabłądzili, wracając do domu. Zgodzili się zagrać u utopcówny, bo gospodarz dużo im zapłacił, ale kres zabawie położyło pianie koguta. Z zemsty za przerwanie balu utopek zmienił w dębowe liście pieniądze, które dał grajkom.

Z kolei wedle dziadków pani Patrycji Zoremby-Piszczan (mieszkają w Krzyżowicach) utopek zasiadł z muzykantami do kart i przegrał mnóstwo kasy, ale zniknął, kiedy nastał świt, a muzykanci w kieszeniach znaleźli liście zamiast monet. 30 lat temu w pierwszym wydaniu "Kronik rybnickich" ja sama napisałam, że złośliwego stwora z Ławczoka zabił piorun, i to w południe, gdy wygrzewał się w słońcu, siedząc na konarze dębu pochylającym się tuż nad brzegiem. Opowiadanie pani Heleny Białeckiej pt. "Powrót utopka na Ławczok" (można je przeczytać na stronie sołectwa Szeroka) świadczy o tym, że wiara w istnienie słynnego utopka była bardzo głęboko zakorzeniona. Przecież jeszcze po drugiej wojnie światowej ludzie byli przekonani, że powrócił nad staw i nie dopuszczali nawet myśli, że zamiast niego zobaczyli człowieka.

Mniej znana jest historia o młynie, który miał się znajdować nad Ławczokiem. Pisze o tym pani Zofia Przeliorz z Osin, ja też zresztą słyszałam to od kilku osób. Wszystkie były zgodne, że młyn zapadł się pod ziemię w Wielki Piątek (wedle jednej wersji stało się to w Wielkanoc w czasie rezurekcji). Przyczynami były huczne zabawy w Wielkim Poście czy niedopuszczenie służących do udziału w nabożeństwach wielkopostnych. Sama lokalizacja stawu do dziś robi wrażenie na przejeżdżających, a przed wiekami musiało być ono jeszcze większe. Z czym kojarzył się staw w leśnej głuszy? Czy rzeczywiście zakończyli w nim żywot dwaj księża: Konrad i Maciej, ofiary księcia Jana Żelaznego? Pierwszy na pewno był z Żor, ale drugi miał być kapelanem z Krzyżowic, a nie z Kluczborka, jak podaje ksiądz Augustyn Weltzel.

Czyżby śląski Tacyt się mylił albo jego wypowiedź błędnie przetłumaczono? Być może. Ksiądz z Tworkowa "Historię miasta Żory na Górnym Śląsku" napisał przecież po niemiecku. Nazwy obu miejscowości łatwo można pomylić, bo Krzyżowice to po niemiecku Kreuzdorf, a Kluczbork Kreutzburg. Co na to historycy? Ciekawa jest też historia kapliczki wiszącej na jednym z drzew przy Ławczoku, która ma ponad 100 lat. Podobno podczas polowania postrzelono tam stangreta, który siedząc na koźle bryczki, czekał na swego pana. Może okoliczni mieszkańcy wiedzą o tym coś więcej? O samym stawie wiadomo, że na pewno istniał tam od zawsze, bo znajduje się w naturalnym zagłębieniu i jest zasilany przez przepływający tam strumień.

Jednak na jego ławkowaty kształt (w formie dość regularnego prostokąta) bez wątpienia miała wpływ ręka ludzka. Podobno zresztą od kształtu wzięła się jego nazwa, chociaż pani Zofia Przeliorz słyszała też inną wersję. Otóż podobno kiedyś staw nazywał się Łapczok, a to dlatego, że jak ktoś samotnie przechadzał się zbyt blisko brzegu, to coś wciągało go pod wodę. Trudno stwierdzić, ile w tym prawdy, wiadomo natomiast, że zbiornik nie jest zbyt głęboki, a jednak utonęło w nim wielu ludzi. Okoliczni mieszkańcy utrzymują, że dno pośrodku wznosi się, tworzy piaszczystą łachę (ławę), ale to można by stwierdzić dopiero po spuszczeniu wody, co nie wchodzi w rachubę w przypadku naturalnych stawów.

Ciekawa jest też okoliczna flora i fauna. Swego czasu widziałam tam wydrę z młodymi i mnóstwo ptactwa wodnego, w tym rybołowa! Przed paru laty wiosną natknęłam się na kępy kokoryczki, rośliny charakterystycznej dla lasów podgórskich. Kilkanaście dni temu spotkałam tam pana Andrzeja Niemczyka, który pochodzi z Szerokiej, a od 35 lat mieszka i pracuje w USA. Przywiózł ze sobą jednego z klientów, aby pokazać mu ulubione miejsce z młodości. Wspominał Ławczok z lat 70., kiedy chodził tam się kąpać. Jego zdaniem utonęło tam tak dużo ludzi dlatego, że było tam bardzo muliste wciągające dno. Na pytanie o utopca tylko się uśmiechnął....

Drodzy Czytelnicy, rzadko zdarza się miejsce tak owiane legendą. Ławczok kryje jeszcze wiele tajemnic, które być może uda się rozwikłać przy Waszej pomocy!

30 lat temu ukazało się pierwsze wydanie "Kronik rybnickich", a w nim historia naszej autorki o utopku z Ławczoka. Okazuje się, że od tego czasu przybyło sporo opowieści o słynnym stworze

 

1

Komentarze

  • olo Lawczok 18 listopada 2013 20:31Chyba coś z tym utopkiem jest prawda bo w 1976r.urodzila mi się córka i po biesiadzie " na podscianowym" wracałem pieszo do Żor i na ławczoku tak mnie ciągnęło na lewo do stawu a w kieszeni miałem jeszcze flaszkę usiadłem i podzieliłem się raz ja raz staw i po paru minutach otrzeźwiałem i normalnie doszedłem do domu

Dodaj komentarz