Lidia Grychtołwna (czwarta od lewej w pierwszym rzędzie) w czasie święta szkoły nr 5 w Rybniku. Zdjęcie zrobiono 7 czerwca 1936 roku / Archiwum Michała Palicy
Lidia Grychtołwna (czwarta od lewej w pierwszym rzędzie) w czasie święta szkoły nr 5 w Rybniku. Zdjęcie zrobiono 7 czerwca 1936 roku / Archiwum Michała Palicy

Nawet Adam Świerczyna, dyrektor Teatru Ziemi Rybnickiej, nie spodziewał się, że na ostatnich dniach literatury będzie można posłuchać recital wybitnej pianistki, choć to on zaprosił ją na imprezę. Okazją było ukazanie się książki pt. "W metropoliach świata. Kartki z pamiętnika", którą pani Lidia napisała i właśnie wydała. W opracowaniu tekstu pomagał jej mąż Janusz Ekiert. Artystka nie mówiła zbyt wiele, wolała zagrać. Potem podpisywała swoją książkę. Pisze w niej m.in. o rodzinnym Rybniku. To właśnie tu spędziła dzieciństwo, to tu chodziła do szkoły powszechnej, to tu zadebiutowała, kiedy miała raptem cztery lata i osiem miesięcy.

Koncert Lidusi

"Byłam taka mała, że kiedy skończyłam mój program, postawiono mnie na krześle, żeby publiczność mogła lepiej zobaczyć, kogo oklaskuje. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam tyle par oczu wlepionych we mnie i pierwszy raz usłyszałam oklaski. Nie byłam pewna, czy publiczność oklaskuje moją grę, czy sukienkę, z której byłam dumna. Pamiętam dokładnie jej biel, jej koronki, nawet guziki. Pamiętam salę baletową, Białą Salę Hotelu Polskiego w Rybniku, gdzie odbył się koncert" – napisała w książce. Kiedy stała tak na krześle, sama... zaczęła klaskać zamiast się ukłonić. Oficerowie, którzy usiedli obok jej ojca, nie chcieli wierzyć, że samodzielnie zagrała Mazurka B-dur Chopina.

Podejrzewali, że kobieta, która wprowadziła dziewczynkę na scenę, uruchomiła za kulisami elektryczną pianolę. Wokół występu dziewczynki w ogóle powstała atmosfera sensacji. Ulicami Rybnika krążyli ludzie z transparentami reklamującymi wyjątkowy wieczór – koncert Lidusi, najmłodszej polskiej pianistki. Ojciec dziewczynki był niezadowolony. Rodzice nie chcieli roztaczać wobec niej aury cudownego dziecka. Starali się utwierdzić córkę w przekonaniu, że jej występy są czymś... zwyczajnym. Ten dzień koncertu również nie był nadzwyczajny, nie był świętem rodzinnym. – Był podobny do innych dni – tak zapamiętała pani Lidia. Dodajmy jeszcze, że jej fortepianowy recital trwał 20 minut i był częścią koncertu skrzypka Antoniego Szafranka, jednego z braci, którzy założyli w Rybniku szkołę muzyczną...

Zwykłe dzieciństwo

"Mama chciała, żeby moje dzieciństwo nie różniło się od beztroskich rozrywek innych dzieci. Obserwowała z zadowoleniem, że bawię się z dziewczynkami, dziećmi sąsiadów mieszkających w tym samym domu. Wiosną, przy ładnej pogodzie, dzieci zbierały się w naszym ogródku, piły kakao z pianką i zajadały ciastka, które mamusia sama piekła" – opowiada w książce Lidia Grychtołówna. W chłodniejsze dni zapraszała koleżanki do siebie, bawiły się lalkami. Miała ich wiele, ale najbardziej lubiła misia z futerkiem. Przed zaśnięciem układała go w nogach łóżeczka, a na poduszce tuliła skórkę tchórza i lisa mamy. "Uwielbiałam wszelkiego rodzaju futerka, z przyjemnością głaskałam sierść brązowego pinczerka Lunka. Wuj z ciocią, wyjeżdżając na wakacje, zostawiali Lunka u nas, a ja się do niego tak przywiązałam, że przez rok zatrzymywałam go i nie chciałam oddać – pisze artystka.

Piesek w wózku

Dziewczynka owijała nawet pieska w koronkową poduszkę dla niemowląt i woziła go w wózku dla lalek. Lunek wyskakiwał z niego, gdy zobaczył na ulicy innego pieska. Ale szybko wracał do niego, kiedy już nacieszył się towarzystwem napotkanego zwierzaka. Zdarzało się, że mała Lidka, znudzona zabawą z innymi dziećmi, siadała przy fortepianie. Wtedy mama napominała ją, że jako gospodyni spotkania nie jest gościnna. Lidka odpowiadała, że dziewczynki wolą bawić się lalkami, a jej towarzystwo nie jest im potrzebne.
Lidia Grychtołówna pamięta z dzieciństwa, że postrachem był dla nich starszy o kilka lat korpulentny Leon. Terroryzował młodszych, nie szczędził szturchańców, organizował zabawy w bitwę narodów. Jak wyglądała taka zabawa? Dwa obozy oddalone o kilka metrów od siebie rzucały i przechwytywały piłkę, a Leon sędziował i przyznawał wyróżniającym się zawodnikom stopnie wojskowe. Lidka była kapralem, a potem sierżantem. A Leon miał prawo straszyć i potrącać dzieci, aczkolwiek jego władza kończyła się na terenie ogródków, które były neutralne. Tam chroniły się przed nim niektóre dziewczynki.

Audycja Cioci Heli

Zabawy zabawami, ale rodzice nie zaniedbywali talentu córki. Kiedy miała sześć lat, katowickie radio zaproponowało, by wzięła udział w audycji dla dzieci, którą prowadziła Ciocia Hela. Rodzice zawieźli małą Lidkę do Katowic... Kiedy radiowcy zaproponowali małej pianistce kolejną (trzecią) próbę, ta rezolutnie odpowiedziała "Wszystko już wiem i proszę mi nie przeszkadzać". Wszyscy byli zdenerwowani, bo nie wiedzieli, jak dziecko poradzi sobie z występem na żywo. Tylko mała Lidka zachowała spokój i przepięknie zagrała Chopina! Za swój występ otrzymała honorarium, dziesięć złotych w srebrze!

Ocenić talent

Mała Lidia nie znała nut, podpatrywała, jak grają jej mama i matka chrzestna, próbowała je naśladować, grając oczywiście ze słuchu. W końcu w rodzinie zdecydowano, że trzeba ocenić talent małej dziewczynki. Do gimnazjum sióstr urszulanek raz w miesiącu przyjeżdżała Wanda Chmielowska, profesor gry na fortepianie. Prowadziła w tej szkole kursy umuzykalniające dla gimnazjalistek. Ojciec Lidki, urzędnik wydziału powiatowego w starostwie, spotkał się z panią Wandą i poprosił, by posłuchała gry jego córki. Ta zgodziła się, a potem przyjęła Lidkę na prywatne lekcje. Rodzice płacili za każdą lekcję 10 złotych, co było dla nich sporym wydatkiem. Nie szczędzili jednak pieniędzy, również na stroje dla dziewczynki, która bardzo lubiła się stroić.

Prywatne lekcje trwały pół roku, po nich Lidia zdała egzamin do konserwatorium w klasie profesor Chmielowskiej. Po roku nauki otrzymała stypendium wojewody Michała Grażyńskiego. Lidia Grychtołówna wspomina, że urodziła się w dzień targowy i do dziś pozostał jej pociąg do targów. Mała Lidka uwielbiała być noszona na bazar! Chodzić zaczęła późno, miała 1,5 roku, a jeszcze nie chodziła. W dzieciństwie przeżyła dwie groźne sytuacje – chorobę, która skończyła się przedawkowaniem surowicy. Potem złamała rękę w czasie ślizgawki. Na szczęście dziecięca kość szybko się zrosła bez żadnych powikłań...

Lidia Grychtołówna...
...wybitna pianistka i pedagog, urodzona 18 lipca 1928 w Rybniku. Debiutowała w 1953 roku z Orkiestrą Filharmonii Śląskiej pod dyrekcją Stanisława Skrowaczewskiego w Katowicach. Koncertowała w prawie wszystkich krajach Europy i Ameryki Południowej oraz w Stanach Zjednoczonych, Meksyku, na Kubie, w Australii, Azji (Tajlandia, Chiny i Japonia), pod batutą najwybitniejszych dyrygentów. Szczególnie często wykonuje utwory Ludwiga van Beethovena, Fryderyka Chopina i Roberta Schumanna. Dokonała wielu archiwalnych nagrań radiowych i telewizyjnych. Zasiadała w jury międzynarodowych konkursów muzycznych, prowadziła w Niemczech kursy mistrzowskie, w 1986 objęła stanowisko profesora klasy fortepianu na Uniwersytecie im. Johannesa Gutenberga w Moguncji.

Otrzymała wiele prestiżowych nagród i odznaczeń, m.in. Złoty Medal Miasta Mediolanu (1969), Nagrodę Ministra Kultury i Sztuki II stopnia (1971), Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (1971), Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski (1980), Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski (2005). W książce "W metropoliach świata. Kartki z pamiętnika" odsłania kulisy zawodu artystycznego, opisuje znajomość ze słynnymi ludźmi i ciekawe zakątki świata. Książka zawiera liczne archiwalne fotografie, kosztuje 50 złotych. Wydało ją wydawnictwo Melanż.

 

Komentarze

Dodaj komentarz