Rydułtowski utopek w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Rydułtowski utopek w kresce autorki / Elżbieta Grymel

Drodzy Czytelnicy, jeszcze raz okazało się, że można na Was liczyć, za co jestem Wam niezmiernie wdzięczna. Pani Elżbieta wywodząca się z Rydułtów, ale od lat trzydziestu mieszkająca w Niemczech, przekazała mi kilka opowieści o utopcach. Słyszała je od swoich dziadków oraz ojca, który pochodził z Radziejowa (obecnie dzielnica Rybnika). Nasza czytelniczka napisała: No, a tych utopców to było pełno w Rydułtowach, na Nowsioku, Machnikowcu (to taki mały stawek niedaleko siedziby ogniska plastycznego), potem na "bażołach przi Glasinie". Te wielkie bagna znajdowały się niedaleko Głożyn.

Utopce pojawiały się też na Żabiku między Niewiadomiem a Popielowem. Prawdopodobnie były tam zawaliska pokopalniane, w których rezydowały złośliwe stwory. – Niedaleko mieszkał brat mojego ojca. Kiedy go odwiedzaliśmy, nas, dzieci, straszono utopcami, myślę, że było to po to, żeby nie latały po tych bagnach! Tam podobno były utopce, które wciągały oczami do wody. Oczy miały wielkie i wyłupiaste! Jak ktoś intensywnie wpatrywał się w wodę na tym zawalisku, to przyciągało uwagę utopca i też na nieszczęśnika tak długo patrzył, aż go do wody wciągnął! Kiedy byłam dzieckiem, chciałam wypróbować, czy to jest prawda, ale na mnie to nie działało – relacjonuje nasza Czytelniczka.

Według innych relacji największy i najważniejszy utopiec miał rządzić w stawie Machnik. Mieszkańcy Rydułtów opowiadają, że w miejscu tego stawu znajdował się kiedyś szyb kopalniany, który się zapadł i został całkowicie zalany wodą. Z tej racji staw ten podobno nie ma dna, bo na środku znajduje się potężna dziura prowadząca w głąb ziemi. Słyszałam o tym, kiedy przez trzy lata chodziłam do Ogniska Plastycznego w Rydułtowach. Rydułtowskie utopce miały podobno bywać też na zabawach tanecznych. Przybierały wtedy postać ludzką. Można było je jednak poznać po tym, że nosiły białe rękawiczki, żeby ukryć swoje żabie łapy! Czuję, że się tu uśmiechacie, drodzy Czytelnicy, i macie rację!

Ktoś wymyślił tę historię, a był to zapewne jakiś zazdrosny chłopak, żeby zniechęcić dziewczyny do młodych niemieckich urzędników pracujących w okolicznych kopalniach. Zwyczaj noszenia białych rękawiczek do tańca był szczególnie wśród nich rozpowszechniony. Poza tym wszystko przemawiało przeciw nim: na salę wchodzili gromadnie (w grupie zawsze raźniej!), nie mówili zazwyczaj po naszemu, często nie znali też dobrze języka niemieckiego i posługiwali się rodzimymi dialektami, których nie potrafili zrozumieć miejscowi, nawet ci znający język niemiecki. I teraz jeszcze koronny dowód: znikali z zabawy jeszcze przed północą, ponieważ następnego dnia wczesnym rankiem często musieli się stawić w pracy, choć inni mieli wolne.

Zapewne chcielibyście wiedzieć, skąd o tym wiem. Otóż jednym z młodzieńców, którzy do tańca zakładali białe rękawiczki, był mój pradziadek Franz, sztygar w jednej z kopalń w Rudzie Śląskiej. Jeżeli nadal mi nie wierzycie, to wyciągnijcie stare albumy z fotografiami! Na jednej z nich z roku 1920 mój dziadek Jan trzyma w ręce owe białe rękawiczki mające mu zapewne, zdaniem fotografa, dodać godności. Na ślubnym zdjęciu wykonanym w 1952 roku w znanym atelier fotograficznym dzierży je w dłoni również mój ojciec. W tamtych ciężkich powojennych czasach owe białe rękawiczki stanowiły synonim luksusu.

Na koniec jeszcze jedna opowieść o rydułtowskich utopkach, ale bardziej współczesna. Kiedyś węgiel z kopalni wożono furmankami. W nocy ustawiały się więc długie kolejki do wagi, bo każdy woźnica, który miał sporo zamówień, chciał obrócić kilka razy, żeby więcej zarobić! Stojąc w kolejce, trzeba było szczególnie uważać, bo droga wiodła terenem kopalnianym, gdzie były przeróżne zbiorniki na wodę czy muł (też mokry!), a rozjechaną kołami drogę pokrywały liczne kałuże. Zdarzało się, że utopek wykorzystywał moment nieuwagi lub drzemkę furmana i wskakiwał na wóz, a potem biedne szkapiny nie potrafiły go uciągnąć. Nikomu nie przyszło jednak do głowy, że wóz jest przeładowany albo konie mogą być zmęczone...

Serdecznie dziękuję naszej Czytelniczce, że zechciała podzielić się z nami swoimi barwnymi opowieściami.

7 – co najmniej tyle utopków grasowało w Rydułtowach. Płyną tu m.in. Nacyna, Rów Rydułtowski, potoki z Polesia i Gzel, struga Sumina, są też Zawalisko i Machnikowiec

 

1

Komentarze

  • chop ze Rybnika Niemcy na grubie 11 listopada 2013 15:47Moj opa godoł, że niymiecki byamty szli za tym bogoczym, co ta gruba mioł, bo łon tyż był Niymiec, a nasze bergmony niymieli ich radzi, bezto na nich bele co snokwiali. Godali, że chodzom we sztajfhutach, coby skryć rogi, a jak kery był troszka ze przodku glacaty, bo godali, że mu te rogi urżli i bezto mo tyla placu na gowie!

Dodaj komentarz