Gosposia widywała w zwierciadle m.in. kościł z dwiema wieżami / Elżbieta Grymel
Gosposia widywała w zwierciadle m.in. kościł z dwiema wieżami / Elżbieta Grymel

 

Czy w zwierciadłach nad schodami rzeczywiście coś siedziało, w dodatku uratowało życie nastolatce? To pytanie pozostanie już bez odpowiedzi!

 

Dziś, zgodnie z zapowiedzią wracam do tematu starych luster. Podejrzenie, że lustra weneckie są jednak jakieś szczególne, powróciło, kiedy Malwina chodziła już do żeńskiego gimnazjum. Wybierała się wtedy na pierwszą randkę i biegła do swojego pokoju, żeby się przebrać. Była tak podekscytowana, że przeskakiwała po dwa schodki i potknęła się na środkowym podeście. Zaraz jednak zerwała się na równe nogi i wtedy jej wzrok padł na stare lustro. Ku swemu zaskoczeniu zauważyła w nim twarz młodej kobiety, ale równie dobrze mógł to być chłopiec! Osoba, która na nią patrzyła, miała długie proste włosy i ujmujący uśmiech. Panna przysunęła się do lustra, chcąc przyjrzeć się temu dziwnemu zjawisku i wtedy odbicie znikło.

Nie pomogło zdjęcie lustra ze ściany, potrząsanie nim ani ustawianie pod różnymi kątami, powierzchnia zwierciadła była wolna od kurzu, ale lekko zamglona, jak przed laty, kiedy mała Malwinka przeglądała się w nim po raz pierwszy. Nastolatka przetarła jeszcze lustro rękawem swego mundurka, ale i tym razem jej zabiegi spełzły na niczym, odwiesiła więc ciężkie lustro z powrotem na miejsce. I wtedy uświadomiła sobie, że cała ta zabawa zajęła jej tak dużo czasu, że na randkę do parku nie zdąży. Na dodatek po kilku minutach rozpętała się burza z piorunami i Malwina musiała zostać w domu. Następnego dnia dowiedziała się w szkole od koleżanek, że podczas burzy olbrzymi platan trafiony piorunem przewrócił się i roztrzaskał altankę, w której zazwyczaj spotykała się szkolna młodzież.

Na szczęście nikogo tam nie było, a to właśnie w altance umówiła się panna Malwina z kolegą z męskiego gimnazjum! Czyżby zjawa z weneckiego lustra miało coś wspólnego z tym, że dziewczyna być może uniknęła śmierci, albo był to zwykły przypadek? Przez jakiś czas Malwina słowem nie wspomniała nikomu o swojej przygodzie, ale kiedy przypomniała sobie, co niedawno panna Anielka mówiła sąsiadce z drugiego piętra, postanowiła porozmawiać o tym z dziadkiem. Starszy pan wcale nie był zaskoczony, a wręcz nawet się ucieszył, kiedy usłyszał opowieść młodej panienki. Jako kolekcjoner wiedział co nieco o tajemnicach weneckich luster, ale nigdy w nich nic nie zobaczył, mimo że wielokrotnie oglądał je bardzo dokładnie. Tak było i tym razem.

Relacja wnuczki mu jednak nie wystarczyła, poprosił do siebie również gosposię. Anielka wykręcała się od odpowiedzi, jak mogła, ale w końcu wyznała, że nie lubi czyścić i polerować tych luster, bo już kiedyś coś w nich zobaczyła: w tym dużym na piętrze ujrzała pszczołę na plastrze miodu, a kilka dni później pająka wędrującego po sieci, w tym malutkim na samym dole – obraz miasta z kościołem o dwóch wieżach. Wszystko było jak prawdziwe i mieniło się wieloma kolorami! Pan adwokat nie odpowiedział nic na te rewelacje kobiet, ale od tamtego dnia wszystkie wolne chwile spędzał na studiowaniu tajemnic i historii owych luster. Był jednak coraz bardziej sfrustrowany, bo niczego się nie dopatrzył.

Niedługo potem rozpętała się druga wojna światowa i tak bardzo wiele zmieniło się w jego życiu, że nie miał już czasu na studiowanie swej kolekcji. Jego głowę zaprzątała myśl, jak związać koniec z końcem i przeżyć w tak ciężkich czasach. Rodzina pani Malwiny opuściła stolicę dopiero na krótko przed wybuchem Powstania Warszawskiego, udając się do krewnych mieszkających na wsi pod miastem. Jej członkowie po powrocie stwierdzili, że ich stare lokum zostało doszczętnie splądrowane. Zniknęły nie tylko owe trzy srebrne lustra, ale także cenna, dębowa boazeria ze ściany klatki schodowej.

 

Rysunki na srebrze czy duchy?
Stare lustra weneckie (powszechne wśród osób zamożnych już od XIV wieku) były produkowane w samej Wenecji lub też przywożone z krajów zamorskich (głownie arabskich). Wenecja bowiem była w tamtych czasach potęgą morską, przez którą przechodziły wszystkie obce towary, sprzedawane potem w całej niemal Europie. Tajemnica owych zwierciadeł polegała na tym, że wypolerowana gładź lustra była pokrywana nawet kilkudziesięciokrotnie cieniutką warstwą srebra, co miało wpływać na jasność i wyrazistość odbicia. Podobno na niektórych warstwach ryto rysunki i to one miały ukazywać się patrzącym, żeby jednak można było je zobaczyć, trzeba było spełnić pewne warunki (prawa optyki), dlatego lustra te uważano za czarodziejskie. Twórców owych zwierciadeł często posądzano o konszachty z diabłem. Niektórzy ludzie uważali, że lustra te mogły być niebezpieczne, bo rzekomo miały duszę (może ducha?), dlatego mogły komuś sprzyjać lub go zniszczyć.

 

 

1

Komentarze

  • Stanik z Rybnika Do Grymlinej 16 marca 2016 19:29Grymlino Starka tysz łosprowiala nom jak my byli bajtlami ło tych czech zdrzadłach jino klapka jinoczyj ,we korzdym rewirze jinoczyj bojki łosprowiali .Brawo Grymlino.

Dodaj komentarz