20042913
20042913


Do zdarzenia doszło na przełomie maja i czerwca ub.r. w Chorzowie. Janusz Gierucki wyjaśnia, że miał zezwolenie likwidatora Dyrekcji Kolei Dojazdowych na zabezpieczenie części majątku w skansenie kolei wąskotorowej w Rudach.– Tor w Maciejkowicach był rozkradany. Informowałem w pismach dyrekcję kolei dojazdowych, że zależałoby nam, żeby trafił raczej do nas niż do złodziei. Likwidator sprzedał część tych szyn, a nas poprosił o zabezpieczenie około 120 m torów. Postanowiłem więc przewieźć je do skansenu w Rudach. Co za sens miałoby zostawienie ich na miejscu? Wcześniej w podobny sposób zabezpieczyliśmy pozostałości torów w Bytkowie – mówi prezes towarzystwa.Rzeczywistość okazała się bardziej skomplikowana. Miłośnicy wąskotorówki z Rud pracowali spokojnie przy demontażu torów. W tym też okresie co pewien czas na torowisku pojawiali się złomiarze, którzy kradli szyny, podkłady, śruby itd. Złodzieje wpadli w ręce policji. Gierucki twierdzi, że funkcjonariusze, kiedy dowiedzieli się o demontowaniu fragmentów torów rudzkich miłośników, zwrócili się do nich, żeby zabezpieczyć wszystkie, bo i tak niedługo zostałyby rozkradzione. Prezes poinformował dyrekcję kolei dojazdowych o zabezpieczeniu dodatkowych fragmentów torowiska.W tym też czasie doniesienie do prokuratury złożył Zakład Nieruchomości PKP w Katowicach, który przejmował majątek po likwidowanych kolejach dojazdowych. Wyliczył, że towarzystwo miłośników przywłaszczyło sobie łącznie 1650 m bieżących torów wartości prawie 26,5 tys. zł.– Byłem zdziwiony. O tym, że część torów należała do zakładu nieruchomości, dowiedziałem się od jednej z pracownic, kiedy już sprawa trafiła do prokuratury. Zaproponowałem wizję lokalną w skansenie, żeby przekonać wszystkich, że torów nie ukradłem, nie sprzeniewierzyłem, tylko zabezpieczyłem. Okazało się, że nie ma potrzeby organizowania wizji – mówi Gierucki.Prezes nie przyznaje się do winy. Zarzut, który postawiła mu prokuratura, zagrożony jest karą do pięciu lat pozbawienia wolności.

Komentarze

Dodaj komentarz